Lyrra
Pią Lip 05, 2019 9:58 am Lyrra
Gość
avatar
Gość



imię i nazwisko
Lyrra

data i miejsce urodzenia
Trzynasty dzień dziesiątego księżyca, 74 rok po podboju, Za Murem

miejsce zamieszkania
Tereny Westeros, swoją przeszłość zostawiła na Północy.

zajęcie/funkcja w rodzie
Akuszerka i znachorka

wyznawana religia
Starzy Bogowie

stan cywilny
Panna

Biografia

Tam, gdzie nie sięga wzrok


Życie na północy jest prawdziwe. Warunki tam panujące pozwalają docenić każdy kolejny, nastający dzień. Wdzięczność za możliwość oglądania kolejnego wschodu słońca jest szczególnie duża u tych, którzy urodzili się wolni. Za Murem bowiem wszystko jest zupełnie inne. Kiedy się rodziła, miała przy sobie wyłącznie kobiety. Jej ojciec i bracia nie brali udziału w całym przedsięwzięciu uważając, że nie należą do świata kobiet. Przez te parę godzin, w tym jednym miejscu, zrobiło się niesamowicie gorąco, a krzyki – jej matki, akuszerek, pomocnic, w końcu też i jej samej – nie pozwalały ciszy nastać na dłużej niż pół minuty. Mówi się, że cisza jest zdradliwa. Że tylko ona zwiastuje nadchodzącą śmierć i zagrożenie. Gwar jaki panował przy urodzeniu pierwszej córki po siedmiu synach zadziałał jak najlepsza tarcza, broniąc nowonarodzoną dziewczynkę przed wszelkim niebezpieczeństwem.
Chcąc ochronić ją również przed wpływem złego ducha już po urodzeniu, nie nadano jej imienia. Planowano zrobić to w dwadzieścia cztery księżyce po narodzeniu. Do tamtej pory jej rodzice oraz bracia mówili do niej wyłącznie „Aase”. Nadanie jej prawdziwego imienia wcześniej wiązało się z możliwością przedwczesnej śmierci dziecka. Okres wczesnego dzieciństwa był dla dzieci północy szczególnie ciężki, a szanse przeżycia malały skutecznie im dalej było do najbliższego zamku. Co prawda wcześniejsza siódemka, wszyscy synowie, przeżyła wiek niemowlęcy i najstarszy brat wtedy-Aase zbliżał się do wieku pełnoletniości, a najmłodszy był już na tyle wyrośnięty, by móc utrzymać włócznię. Rozsądnym było przewidywanie, że pierwsza córka przejmie możliwości swoich braci.
Jednak pozytywne nastawienie często przesłania zdrowy rozsądek.
Nie dziwota więc, że w momencie, gdy mała zaczęła marnieć, wszyscy myśleli, że to chwilowe. „Dziecko się hartuje”, mówił ojciec. Jego głos był przy tym na tyle szorstki, że matka nie próbowała nawet z nim dyskutować. Jedynie potajemnie odwiedzała miejscowe zielarki, próbując odnaleźć lekarstwo na chorobę targającą niewielkim ciałkiem. „Tylko silni przetrwają”, zaczął dodawać w pewnym momencie, sugerując matce, że jej upór był daremny. To prawda. Północ nie była miejscem dla chorujących dzieci. A Południe…? „Lepiej jej będzie umrzeć jak wolny człowiek, niż żyć ze zgiętym kolanem”, podsumowywał ojciec, gdy w oczach jego córki powoli gasło światło. I może zgasłoby na zawsze, gdyby nie On.
Przyszedł z Południa, mówili. Był jednym z Czarnych Wron, sam, zupełnie bezbronny. Od razu oznajmił, że nie zamierza nikogo krzywdzić, prosi jedynie o wskazanie drogi powrotnej. Miał szczęście, bo w momencie dotarcia do osady znajdowała się tam wyłącznie Aase i jej matka – pozostali członkowie wspólnoty oddawali się swoim zajęciom poza osadą. Matka uznała to za znak od Starych Bogów. Przysłali jej posłańca, który mógł uratować jej córkę. Skoro nic nie było za darmo, postanowiła odeskortować go tylko sobie znanymi ścieżkami – by zapewnić mu bezpieczny powrót na Mur, bez konieczności spotkania z mniej przychylnym Czarnym Braciom. Przekazując mu zawiniątko z półtoraroczną dziewczynką zapewniała go, iż jest to chłopiec – dziewczynka nie byłaby tam potrzebna. Wymusiła na nim jeszcze złożenie przysięgi – zobowiązania za wyleczenie przekazanego dziecka. Gdy ją wygłaszał, czuła  obecność Bogów. Słuchali uważnie.

Tam, gdzie nie powinno Cię być


Fortel został odkryty niemal od razu, gdy tylko Aase trafiła pod opiekę maestera. Zdecydowana większość braci już na samym początku nie była dobrze nastawiona na kolejnego „przybłędę zza Muru”, choć zdarzały się w historii przypadki wychowywania wolnych chłopców na przyszłych Strażników. Atmosfera zagęściła się zdecydowanie bardziej w momencie, w którym głos maestera zabrzmiał gromkim barytonem, oznajmiając wyrok:
- To dziewczynka.
Paru bardziej krewkich Strażników poderwało się z miejsca niemal natychmiast, dobywając mieczy, które zawsze nosili przy sobie. Lord Dowódca szarpnął się ze swojego siedzenia z taką mocą, która mogłaby powalić trzech niezbyt wprawionych wojów. Z pewnością z mocą wystarczającą do obalenia krzesła, na którym wcześniej siedział. Wszystkie spojrzenia skupiły się na maesterze i trzymającym bezradnie dziecko Strażniku. Uzbrojona większość domagała się zabicia dziecka. Cicha mniejszość wskazywała na to, że przecież – w istocie – jest to tylko dziecko. Dziecko, które niczemu nie zawiniło i które przecież tak czy siak stoi przed obliczem Zimy, nawet bez pomocy Czarnych Braci. W końcu, maester poprosił Lorda Dowódcę na rozmowę – przy udziale Strażnika, który dalej nie potrafił trzymać dziecięcia w rękach. Nie dziwota, skoro własnych się nie doczekał.
Lord Dowódca był dziwnie milczący. Pozwalał maesterowi mówić, nie przerywał, ba, nawet nie patrzył w innym kierunku, niż ten, w którym aktualnie przebywał łańcuch ze swoim właścicielem.
- On obiecał. Bogowie świadkiem, że jeżeli któreś z nas podniesie rękę na to dziecko, stanie się tragedia. Przecież widzicie, Lordzie Dowódco, że to tylko bezbronny maluch, który został wyrwany Zimie. Jakbyśmy ją zabili, czym byśmy się różnili od tych, których nazywamy „dzikusami”? Czy zabicie bezbronnego, dziewczęcia! Czy jego śmierć byłaby w czyimkolwiek interesie? Dość już przelewu krwi na marne. Pozwólcie mu odejść. Niech odda dziecko swojej siostrze. Ma już dwoje, z trzecim też sobie poradzi.
Lord Dowódca wydawał się zapaść głęboko w myśli. Zbyt głęboko, by chwilowa cisza i wyczekujące spojrzenie Strażnika, i maestera mogły go z nich wyciągnąć. Dopiero ciche, płaczliwe stęknięcie dziecka sprawiło, że Lord zacisnął mocno powieki, potrząsając głową tak, że kępki rzadkich włosów utworzyły aureolę wokół jego głowy.
- Ma jakieś imię?
- Nie, Lordzie Dowódco. Wolni nazywają swoje dzieci dopiero w drugi dzień imienia – Głos strażnika wydawał się zaskoczeniem dla pozostałej dwójki. Zmieszany swoim nagłym wtrąceniem, Strażnik rozejrzał się po pomieszczeniu, na wysokości kostek pozostałych mężczyzn, a oni postanowili nie wypominać rekrutowi zaczerwienionych uszu – Znaczy… tak powiedziała jej matka.
- Nazwijcie ją Lyrra. Aase, czy jak tam o niej mówiłeś, maesterze… To imię godne dzikusa.
I tylko maester wiedział, że te imię nosiła zmarła w dzieciństwie bękarcia córka Lorda Dowódcy. Oczywiście spłodzona jeszcze przed przywdzianiem czerni. Na kolejne decyzje Lorda dowódcy nie musieli już długo czekać – kazał im wyruszyć natychmiast. Kierunek – Biała Przystań.

Tam, gdzie biel przesłania wszystko

Była Lyrrą. Dzieciakiem, który biegał po ulicach Białej Przystani odkąd nauczył się utrzymywać w pozycji stojącej. Choć została przyjęta na wychowanie przez siostrę Strażnika, Serrę, ta nie poświęcała tyle samo czasu, co swoim dzieciom. Zresztą, nie było takiej potrzeby. Choć początkowo chorobliwa, Lyrra rozwijała się szybciej i wydawała się być silniejsza od swoich rówieśników. Zdarzało się, że nie wracała przez parę dni. Białą Przystań znała jak własną kieszeń i wszyscy znali Lyrrę. I pijacy z najgorszych rynsztoków, dziwki z okolicznego burdelu, kupcy handlujący jedzeniem, rzemieślnicy maści wszelakiej – nawet maleńki dziedzic Manderly kiedyś musiał wymsknąć się z zamku, bo i on był jej towarzyszem zabaw.
W końcu Serra mogła się pozbyć tytularnego obowiązku opieki nad Lyrrą. Miała wystarczająco swoich problemów – przy piątce dzieci i chorym mężu to oczywiste. Pewnego dnia po prostu przekazała opiekę nad nią swojej kolejnej krewnej – swojej ciotce mieszkającej w lesie, dwie godziny konno od Białej Przystani. Lyrra początkowo protestowała – Biała Przystań była jej miejscem, a teraz miała mieć to wszystko zabrane? W ramach protestu, przez pierwsze dni pobytu u Ciotki odmawiała jedzenia i picia. Ciotka nie nalegała. Wiedziała, że dziecko, jak to dziecko – kiedyś samo zechce.
Spędziła u niej kolejnych parę lat, chociaż ich relacje zupełnie nie przypominały relacji rodzinnych, czy też tych, które powstawały między opiekunem a wychowankiem. Lyrra traktowała Ciotkę jako mistrzynię – bo faktycznie nią była. Mistrzynią zielarstwa i medycyny ludowej. Wiele razy zabierała swoją podopieczną w długie wędrówki. Całymi miesiącami objeżdżały północne osady, czasami trafiając nawet i do zamków pomniejszych lordów, gdzie za dach nad głową i ciepłą strawę pomagały w porodach lub starały się leczyć tych, do których nie docierali maestrowie. Początkowo nic nie wskazywało na to, że Lyrra podłapuje jakiekolwiek umiejętności z zakresu medycyny. Znacznie większą frajdę sprawiało jej podróżowanie, zupełnie jakby wolna natura dawała o sobie znać. Im dłużej dane jej było przebywać w dziczy, tym więcej szczęścia czerpała z każdego kolejnego dnia. Nic więc dziwnego, że odkąd posiadała wystarczającą wiedzę, Ciotka wysyłała ją, by zbierała zioła, z których następnie razem tworzyły – przede wszystkim lekarstwa.
Dni w leśnej chacie płynęły leniwie – jednak w pamięci Lyrry są one okresem błogiego odpoczynku. Nawet, gdy parę dni z rzędu nie mogła zrozumieć jakiejś kwestii i była z tego powodu karana – czuła się niesamowicie spokojnie i bezpiecznie. A im dłużej się uczyła, tym więcej potrafiła zrozumieć. W końcu Ciotka uznała, że pora wprowadzić młodą podopieczną w praktykę – jednak nie jako pomoc, ale w charakterze głównego medyka. Jej pierwszy odebrany poród był szczególnie ciężki – chłopiec, który urodził się już martwy. Jego matka na całe szczęście przeżyła, choć też było blisko tragedii. Lyrra przeżyła to szczególnie ciężko. Choć widziała porody w slumsach jeszcze jako dziecko, nic nie mogło się równać z tym doświadczeniem. W końcu brała odpowiedzialność za czyjeś życie…

Tam, gdzie jesteś potrzebna

Zazwyczaj nadchodzi z Północy. Jest niewielkiego wzrostu, choć po samym sposobie chodzenia można wywnioskować, że czuje się wyjątkowo pewnie, tak jakby swojsko. Stawia kroki uważnie, choć nie rozgląda się. Zna swój cel i wie, którędy podążać – rzadko schodzi z drogi. Zazwyczaj nosi się na modę północną – lniana bielizna, kaftan z owczej wełny, już na pierwszy rzut oka za duży. Co może z tego wynikać? Pewnie, że został jej podarowany. Podobnie buty – za duże, wypełnione materiałem, by się nie zsuwały. Lyrra przyzwyczajona jest do nich do tego stopnia, że nawet nie uważa ich za niewygodne. Buty zrobione są z garbowanej skóry, noszą ślady intensywnego zużycia i czasami muszą być zszywane przez Lyrrę własnoręcznie, chociażby z powodu odpadającej podeszwy. Na to wszystko nałożone ma jeszcze spodnie stworzone ze skrawków skór i materiałów, wzmocnione na kolanach i spięte w pasie paskiem.
Kiedy przebywa w Południowych rejonach, zawsze przywdziewa na siebie niebieską pelerynę. Pod spodem nosi zazwyczaj proste suknie, w różnych kolorach. Nie wyglądają one nawet w połowie tak pięknie i kunsztownie jak suknie panien ze szlacheckich rodzin. Spełniają jednak swoją rolę. W pasie ma zawsze przewiązaną białą przepaskę, która ma ją chronić przed niepotrzebnym zabrudzeniem sukni. Zawsze nosi zamknięte buty, niezależnie od pogody. To dziwne, bo przy każdej możliwej okazji zdaje się pokazywać, że na południe od Przesmyku jest jej zdecydowanie zbyt gorąco.
Co zobaczą ci, którzy skończą przyglądać się jej ubiorowi? Twarz młodej kobiety, z długim wydatnym nosem i dużymi, ciemnymi oczami. Ciemnoczekoladowe włosy w trakcie pracy ma związane w wyjątkowo gruby warkocz, spływający jej po prawym ramieniu. W każdym innym przypadku nosi je rozpuszczone, a te pod wpływem wilgoci układają się w loki i fale. Widać, że właścicielka bardzo o nie dba, bo pomimo widocznego statusu wędrowca, nie przypominają splątanego kłębu, którego nie da się okiełznać. Wręcz przeciwnie – Lyrra bardzo dba o higienę i naciera ciało oraz włosy odpowiednią mieszanką ziół – głównie szałwii i mięty. Z tym zapachem właśnie jest głównie kojarzona.
W jednym miejscu przebywa tyle, na ile zachodzi potrzeba. Czasem jest to dzień, czasem parę księżyców. Za ciepłą strawę i schronienie niesie pomoc, bo właśnie taka jest misja jej życia. Skoro sama ledwo wypełzła ze szponów Zimy wie najlepiej, jak to jest być w potrzebie.

Umiejętności
Kłamstwo - 20
Logika - 30
Siła - 20
Spostrzegawczość - 35
Wytrzymałość - 20
Zręczność - 35
Zwinność- 15

Alchemia - 50
Anatomia - 65
Astronomia - 10
Etykieta - 5
Jazda konna - 15
Pływanie - 10  
Wspinaczka - 10
Zielarstwo - 50
Zoologia - 10

Re: Lyrra
Sob Lip 06, 2019 9:00 am Re: Lyrra
Admin
Admin
209
Administracja
https://www.w3schools.com/colors/colors_picker.asp
Lyrra

Ekwipunek: kruk, sztylet, mapa siedmiu królestw, koń

Przywileje:

Historia rozliczeń:
Zakupy - 12.07.19 [-430]



Skocz do: