Przywileje spłynęły na niego już w chwili narodzin – bycie pierwszym synem Księcia Smoczej Skały wiązało się z rangą i bogactwem, a jako pierwszy wnuk króla Daemon posiadł dodatkowe prawo, które determinować miało jego działania oraz cele. Prawo do dziedziczenia Żelaznego Tronu oznaczało życie z góry uporządkowane i podporządkowane temu wszystkiemu, co robić należało. I chociaż szybko doczekał się brata, to linia sukcesji ciaśniej oplatała jego, a nie Rhaegara. Nie było mowy o wymykaniu się z nudnych lekcji, o nienadzorowanych wyprawach poza tereny zamku; jeśli nie pilnowali go maestrowie wykładający mu historię, geografię i astronomię, robili to domowi strażnicy Targaryenów. Przyswajał więc wiedzę bez większej radości, lecz skutecznie. Treningowy miecz podniósł stosunkowo wcześnie i choć nigdy nie był mistrzem w walce, zdecydowanie plasował się powyżej przeciętnej. Jego bronią były słowa i bystrość umysłu młodego księcia, który dał się poznać jako czujny obserwator i błyskotliwy doradca swoich krewnych (doradzał im zwłaszcza wtedy, gdy o to nie prosili). Został giermkiem męża swej ciotki, lorda Orysa Baratheona i to właśnie w Końcu Burzy poczuł się wreszcie choć odrobinę wolny. Czuł na swoich barkach ciężar obowiązków, lecz nie był to nieprzyjemny balast, a raczej coś, co dodawało mu motywacji do dalszych działań. Samoistnie stał się tym, kim oczekiwano, że się stanie – godnym następcą ojca i dziadka. Rycerzem został na turnieju w Wysogrodzie, po którym na stałe powrócił na Smoczą Skałę, by pod nieobecność ojca sprawdzić się w roli zarządcy. Rodzina od zawsze była dla niego najważniejsza, dlatego starał się utrzymywać pozytywne relacje z krewnymi i dzięki temu dorobił się nawet kilku przyjaźni; wujowie zawsze byli mu najbliżsi, ale i na młodsze kuzynki starał się zwracać odpowiednią uwagę. Choć był jeszcze ledwie dziedzicem Smoczej Skały, czuł się odpowiedzialny za każdego, kto nosił jego nazwisko. W nich wszystkich płynęła przecież smocza krew! Ze złotego jaja włożonego do kołyski księcia wykluło się dorodne pisklę, które z biegiem czasu urosło na tyle, by można było je dosiąść. Daemon nazwał swojego wierzchowca Sunfyre, a kolor jego łusek mienił się w słońcu tak majestatycznie, że podczas lądowania na dziedzińcu obecni tam służący zawsze wstrzymywali oddech z zachwytu. Młody książę wie, że czasy pokoju nie są dane na zawsze; z uporem wciąż studiuje historię oraz geografię, w swoich planach i ewentualnych taktykach nie pomijając nigdy zamorskich krain. Genealogia najznamienitszych rodów również nie jest mu obca, a choć oficjalnie nie bawi się w swata, ma swoje zdanie na temat tego, jakie sojusze byłyby najkorzystniejsze dla jego rodziny. O swoim małżeństwie na razie nie myśli, odwleka to, wypiera z siebie świadomość, że będzie to tylko jedna z wielu decyzji podyktowana obowiązkiem. Daemon wciąż uczy się, jak być stanowczy, ale nie okrutny; płynie w nim smocza krew, a z nią odrobina arogancji i szaleństwa, ale książę potrafi nad nimi zapanować. Złotousty potomek Targaryenów nie przepuści żadnej okazji, która mogłaby przynieść korzyść jego rodzinie.