Kręte mury
Nie Lip 07, 2019 9:26 am Kręte mury
Mistrz Gry
Mistrz Gry
68
Najszybsza droga do pałacu wiedzie przez Potrójną Bramę - szereg wejść osadzonych w linii prostej, w rzędzie potrójnych murów, które opasają całą warownię. Drogę wybrukowano cegłami, a wśród krętych zakamarków, które wybudowano przed 700 laty, znajduje się wiele uliczek, pomniejszych bazarów, wąskich przesmyków i ukrytych dziedzińców.
Re: Kręte mury
Wto Lip 16, 2019 10:18 pm Re: Kręte mury
Gość
avatar
Gość
#2

21 IIIk 98 r.p.P.


Słońce chowało się za horyzontem, a uciążliwy upał ostatecznie zelżał. Wiatr leniwie smagał liście palm, których w Słonecznej Włóczni było pod dostatkiem. Podróże do stolicy stanowiły dla Fowlera utrapienie.
Gorąc, tumany kurzu i ostatecznie obecność osób przykładających znaczną uwagę do etykiety, a tej on sam nie lubił przestrzegać. Niechęć była równocześnie spowodowana rozłąką z Meraud jak i obecnością Arianne, co wymagało zarówno od niej jak i od niego robienie dobrej miny do złej gry. Pytań o pożycie małżeńskie nietrudno uniknąć, po spojrzeniach poniektórych wiedział, że szepczą o stanie błogosławionym świeżo upieczonej małżonki. Jakże ta wizyta była niewygodna dla Myghala. Musiał okłamywać nie tyle co przyjaciela, a teścia. Rzecz tak absurdalna, że spowinowacenia z Martellami nie brał nigdy pod uwagę. Sojusze, przyjaźnie tak, ale nie mariaże. Wszystko to jednak było potrzebne, a książęcy ród nieustannie przypieczętowywał swoją władzę w Dorne.
Gdy tylko trafiła się okazja, Fowler wymknął się z pałacu kierując się na fortyfikacje w której czuł się niemalże jak u siebie. Zapach paleniska, smaru i sprośne żarty wartowników. Przystanął u szczytu jednej z baszt bramy, rozglądając się dookoła. Sięgnął za pazuchę ciemnego okrycia, wyjmując łańcuszek zwieńczony niewielkim kryształkiem w kształcie gwiazdki. Potarł go kciukiem z cichym westchnięciem.
Z pewnością chciałaby tu być.
Re: Kręte mury
Pią Lip 19, 2019 10:20 pm Re: Kręte mury
Gość
avatar
Gość
Jak zwykle niespecjalnie się spieszył. W drodze na umówione z Fowlerem spotkanie, zatrzymał się przy jednym ze straganów, po czym zamieniwszy parę słów ze sprzedawcą, wybrał sobie nie pierwszej świeżości pomarańczę ze skrzynki, uiścił opłatę i podszedł dalej, podrzucając ją w ręce. Ile jeszcze czasu minie, nim i tego im zabraknie? Nawet teraz czuł na barkach ciężar upału. Chociaż słońce się już schowało, nagrzane dniem mury wcale nie stawały się przyjemnie chłodne. Żeby zażyć jakiegokolwiek spadku temperatury, o tej porze należałoby ukryć się gdzieś wśród wydm pustyni, w których zdradliwym piachu siedziały jadowite węże i skorpiony, a gdzieś z daleka dało się słyszeć wycie wygłodniałych, dzikich psów. Z dwojga złego wolał już siedzieć tutaj.
Lorent sam nie brał pod uwagę, że ręka Arianne zostanie oddana akurat Fowlerowi, mimo że Myghala cenił jak mało kogo. Nawet on musiał jednak przyznać, że argumenty, które przedstawiła Sarella miały sporo sensu i nie było potrzeby z nimi dyskutować. Takie sojusze były najlepszym, co mogło się trafić. Nawet jeżeli wiedział, że Arianne się to nie spodoba, taka była kolej rzeczy. Walka z tym, co niezmiennie od wieków, była pozbawiona celu, a to co małżonkowie z tym zrobią, to już osobna kwestia. Lorent z pewnością nie był osobą, która na temat instytucji małżeństwa mogła się wypowiadać w ogóle. Dlatego zazwyczaj tego nie robił. Nie chciał myśleć o żonie, która w każdej chwili mogła pęknąć i wykrzyczeć mu w twraz pewne rzeczy. I najpewniej będzie miała rację.
Im dalej między mury, tym bardziej zmieniał się otaczający krajobraz. Kiwał dłonią na lewo i prawo, starając się uniknąć zamieszania związanego ze swoim pojawieniem się. Kilku wartowników go rozpoznało i najpewniej mylnie wzięło jego wizytę za kontrolę. Od razu wszyscy pracowali nieco sprawniej, a bukłaki z winem skryły się gdzieś za pazuchami.
- Tęsknię za czasami, kiedy było czym oddychać - rzucił, zbliżając się do Myghala. Ciężko byłoby go pomylić z kimkolwiek innym. Z dozą nonszalancji zaczął obierać pomarańczę, udając, że nie widział gestu mężczyzny względem wisiorka. Wzrok wbił gdzieś poza horyzont i uśmiechnął się krzywo.
Re: Kręte mury
Pon Lip 22, 2019 7:38 pm Re: Kręte mury
Gość
avatar
Gość
Do tego, że Lorent Martell był powolny, Myghal zdążył przywyknąć. Dlatego jakiekolwiek wspólne spotkania, spotykały się ze zrozumieniem wojaka. Mieli czas. Znajomość sprzyjała pomijaniu grzeczności, a zarazem należało mieć na uwadze to co się mówi. Szczególnie, gdy Fowler zyskał w Lorentcie teścia. Nie sposób ocenić co było gorsze; Myśli chorążego szybowały po słonecznym niebie tak jak jastrzębie ze Skyreach.
Do uszu Myghala dotarło echo zamieszania, poruszył się lecz nie od razu schował błyskotkę.
— Czyli kiedy? — zapytał, spoglądając w kierunku Lorenta. Na ustach zagościł delikatny uśmieszek. Odkąd sięgał pamięcią, Słoneczna Włócznia była spowita w kurzu i gorącu, które wyciskało z ludzi siódme poty. Wierzchem dłoni przejechał po czole.
Podróżując do stolicy obawiał się rozmów, które mogłyby dotyczyć Arianne. Na pozór niewinne pytania, a tak dotkliwe, gdy ma się coś na sumieniu.
Podszedł do krawędzi, opierając się o piaskowy krużganek. Przed nimi roztaczał się piękny widok.
— Życie w pałacu cię nie rozpieszcza — obrzucił księcia wymownym spojrzeniem. Pierwsze siwe włosy? Piwny owoc w postaci pewnej krągłości, a może zwyczajna złośliwość z której słynęli Dornijscy Górale. Regionalnych naleciałości nie sposób było wyplenić. Pochodzili z dwóch przeciwległych krańców Dorne, łączyła ich (pomijając Arianne) wspólna historia oraz cel. Cel ten powinien przyświecać wszystkim rodom w królestwie.
Na co dzień rudawa broda Myghala, skrzyła się w słońcu jak ogromne pokłady miedzi. Ślad Dayneów w rodowodzie. Powrócił wzrokiem do piękniejszych widoczków niż parszywa morda Lorenta.
Re: Kręte mury
Sro Lip 24, 2019 10:26 pm Re: Kręte mury
Gość
avatar
Gość
Małżeństwo było tylko polityką, wspólnym interesem, wyliczonym skrupulatnie tak, by przynieść jak największe korzyści. Fowler zresztą doskonale to wiedział. Gdyby kogokolwiek obchodziła opinia małżonków, również Lorent spędzałby życie u boku zupełnie innej osoby. Gdyby żyła. Tak się jednak nie działo i dziać nie będzie. Nie miał szczególnych przemyśleń dotyczących tego, że relacje pomiędzy nim a Myghalem miały się zacieśnić kosztem jego córki. Mógłby powiedzieć to samo o Daynach czy Yronwoodach. W tym przypadku był jedynie rad, że padło akurat na Myghala, którego znał i wiedział, że żadna krzywda Arianne z jego ręki nie spotka.
Kwestia zważania na słowa zawsze była obecna, bo nawet jeżeli przy Myghalu mógł sobie pozwolić na więcej, tak wkoło nich byli też inni ludzie, czekający tylko na ich potknięcie. Bo nawet jeżeli nastroje w Dorne nie stały się jeszcze skrajnie napięte, kolejne tygodnie suszy i uporu jego siostry, mogły to zmienić.
- W magicznych czasach dobrobytu, które nazywają się kiedyś, gdy byliśmy młodsi, plony obfitsze, kobiety piękniejsze, a morza pełniejsze ryb - prychnął, ciskając skórkę pomarańczy gdzieś przed siebie, ryzykując, że kogoś nią trafi. Tak to już chyba było, że cokolwiek by się nie działo, kiedyś było lepiej. Gdy temperatury nie sięgały aż takich wysokości i gdy od czasu do czasu można było liczyć na zbawienny deszcz, który teraz nie chciał nadejść.
- Pomyślałby kto - odparł rozbawiony. Ostatecznie pałacowe życie miało to do siebie, że przeciwnie: rozpieszczało do stopnia, w którym człowiek byłby skłonny leżeć z kielichem wina w ręku i nie robić już nic, bo od wszystkiego była służba. Mało szlachciców wpadło w tę pułapkę, trwoniąc krajowe bogactwa na własne zachcianki? - Starość, Fowler. Poczekaj, aż będziesz w moim wieku - mruknął, tylko połowicznie poważnie, o czym zresztą lord Fowler wiedział doskonale. Ile dzieliło ich lat różnicy? Siedem? To przecież nic. Myśli uciekły ku Maestrowi rodu Martell; to był dopiero podeszły wiek. Którego swoją drogą, Lorent wolałby nie dożyć.
- Jest źle, a będzie gorzej - rzucił niejasno, zjadając cząstkę suchej już pomarańczy.
Re: Kręte mury
Sponsored content

Skocz do: