Maellery Reyne
Wto Lip 09, 2019 10:22 pm Maellery Reyne
Gość
avatar
Gość



imię i nazwisko
Maellery Reyne

data i miejsce urodzenia
Jedenasty dzień trzeciego księżyca 77. roku / Castamere

miejsce zamieszkania
głównie Castamere

zajęcie/funkcja w rodzie
Najstarsza córka lorda Castamere. Rodowa intrygantka. Ukochana siostra.

wyznawana religia
Wiara w Siedmiu

stan cywilny
(nie)szczęśliwa wdowa

Biografia

___Nie pamięta.
___Wspomnienia niczym strzępki spopielonego obrazu wirują na wietrze, tańczą między obrazami przeszłości układanymi w głowie jasnowłosej dziewczynki o dużych, błękitnych tęczówkach własnej matki, której twarz pozostaje zatarta wraz z każdym kolejnym dniem. W swoich snach chwyta długie, niezwykle miękkie w dotyku pasma złotych włosów mieniących się w porannych promieniach słońca rozświetlających również jasne spojrzenie emanujące miłością tak czystą, że niemal nierealną. Gdzieś w odległych zakamarkach umysłu przeciera szkatułę ozdobioną imieniem lady Reyne, zdmuchuje drobinki kurzu nieznośnie drażniące nozdrza, drobnymi paluszkami ściąga prześcieradła pajęczyn pokrywające wieko i nagle...
...świat się zmienia.

___Wygłodniałe spojrzenia nieznajomych twarzy przysłaniają słone, niby przezroczyste (a może w istocie złote) krople płynące policzkami.
___Jedne po drugich.
___Łza po łzie.
___Zapamiętała chłód bijący od kamiennej posadzki chłonącej każdy jej krok, kiedy ciepła dłoń Willema zaciskała się wokół smukłych, dziecięcych palców. Próbowała walczyć z wewnętrzną słabością, usiłowała nadludzkim wysiłkiem zdławić szloch nieznośnie targający jej dwuletnim ciałkiem, które drżało raz po raz. Tego dnia coś się skończyło, coś umarło, pewien rozdział pradawnej księgi został zamknięty. Maellery Reyne nie była dłużej dzieckiem. Tamtego dnia stała się jedyną córką swej matki, Szkarłatną Lwicą.
I zrobi wszystko dla naszej dumy.

• • •

___Nudziły ją wszelkie kobiece zadania, naukę haftu uznawała za zbyt monotonną, przyswajanie dworskiej etykiety wydawało się ciągnąć w nieskończoność, a — co ze zgrozą zauważyła Maellery — jej przyrodnie siostry wydawały się tę wiedzę chłonąć niczym ziemia wodę po deszczu. Obserwowała obie, śledziła najdrobniejszy i jeszcze nieporadny gest wymykający się spod dziecięcej kontroli, przyjmując z niezwykłym zadowoleniem, iż nie były ani trochę podobne do niej. Może i miała dopiero osiem lat, a pobieranie nauk dla panien z dobrych rodów nie przychodziło łatwo, jednak to pasma płynnego złota oraz jasne spojrzenie roziskrzonych oczu przypominających tafle ogromnych stawów przywoływały ojcu uśmiech, jaki zdawał się niegdyś utracić.
___Nigdy nie polubiła kolejnej kobiety, która bezczelnie zajęła miejsce należne tylko jej matce i tak jak pogardzała dwiema dziewczynkami zrodzonymi z krwi drugiej lady Reyne, tak w towarzystwie nie śmiała okazywać krzty niechęci żadnej z nich, mimo iż powinny być rodziną. Młoda Lwica wiedziała bowiem, że prawdziwa władza rodzi się w milczeniu, że pewnych zasad tej brutalnej gry rządzącej ich światem należy się nauczyć samemu.
___— Maellery! — krzyk septy wreszcie dotarł uszu młodej lady Reyne. — Maellery, zadałam ci pytanie. Przestań bujać w obłokach i odpowiedz, jak brzmi dewiza rodu Baratheon.
___— Nasza jest furia — odpowiedziała bez zawahania, uśmiechając się ledwo kącikiem ust.
___Dla jednych furia, dla innych duma oraz niemająca końca ambicja rozciągająca się po granice morza wyznaczała nowe horyzonty. Jasnowłose dziecko lorda Castamere myślami było daleko stąd, nie dusiło się w oparach codzienności wypełniającej zimne, nieprzyjemne korytarze ogromnego zamku; oczami wyobraźni towarzyszyła swojemu ukochanemu bratu w dalekich podróżach, niebezpiecznych potyczkach czy po prostu wymykała się za potężną bramę strzegącą dziedzińca wraz ze wszystkim, co skrywało się wewnątrz kamiennych murów.
___Schodziła swymi myślami coraz niżej i niżej, póki nie dotarła do najgłębiej położonych kopalń oraz podziemnych tuneli, w których skrywały się potwory z najmroczniejszych opowieści przemycanych jej przez Willema, a także szwendających się po włościach giermków, rycerzy czy zaufanych ludzi pana ojca; każdy widział oraz wiedział, jaki charakter skrywała pod delikatnym obliczem najstarsza córka ich lorda. Nie bez powodu mówiono, iż dalej było jej do rycerza niżeli do prawdziwej damy.

• • •

___— Przypominasz ją.
___Podnosi spojrzenie znad talerza wypełnionego po brzegi nietkniętym jedzeniem, wystygłym, powoli tracącym jakąkolwiek woń, nawet krwistoczerwone wino zdawało się utracić swój słodkawy smak. Jedynie dwa, pozornie nieistotne słowa, rozpalają w zaledwie dziesięcioletniej dziewczynie niewypowiedziane zainteresowanie, zaś jasne, błękitne wejrzenie rozbłyska dawno zapomnianą iskrą rozświetlającą najciemniejsze mroki Castamere.
___Rzuciła ojcu bezgłośne wyzwanie, wiedząc, że je podejmie. Podniesie rzuconą rękawicę, pierw westchnie niczym człowiek znużony życiem, taki porządek jego świata, ale nie pozostawi własnych słów echom nawiedzającym komnaty. Każdego mógł zostawić bez odpowiedzi, jednak swej najstarszej córki nigdy ignorować nie potrafił.
___Czyżby nie chciał zbudzić Szkarłatnego Lwa?
___— Przypominasz swą panią matkę, dziecko — mówiąc, spoglądał jej głęboko w oczy. — Wygląd masz po niej, oczywiście, ale też waleczne serce i upór oraz to, że nie lubisz się podporządkowywać. Taka właśnie była Alysanne, taką ją zapamiętam.
___— Żałuję, że nigdy jej nie poznam — odpowiedziała cicho, bardziej do samej siebie niżeli do pana ojca. Uczucia wolała pozostawić dla siebie, niżeli rzucać gawiedzi do rozdmuchiwania najbardziej wydumanych historii, bowiem zdążyła się nauczyć niezwykle szybko, iż nawet najsłodsza mrzonka potrafiła doprowadzić do tragedii. Do buntu bądź wojny.

___Ale czy drugie nie biorą się z pierwszego, Maellery?

___Myśli krzyczały, ona zaś knuła pośród nich.

___— Pozwolisz mi jechać? — Szybko wyprostowała ramiona, wsuwając za ucho jasne pasmo w odcieniu płynnego złota, które w tym rodzie zdawało się cenniejsze nawet od krwi.
___— A czy jest siła, która by cię powstrzymała? — Lord Reyne uśmiechnął się kącikiem ust i jego najstarsza córka, jedyna prawowita Lwica tej rodziny, doskonale wiedziała o własnym zwycięstwie. Niewielki tryumf zdawał się jednak czymś więcej, nie świadczył o sile, ale o bezgranicznej, ojcowskiej miłości, którą mogła kształtować na wszelakie sposobu do osiągania korzyści, o jakich nikt inny wiedzieć nie musiał.
___Odpowiedziała mu uśmiechem, delikatnym skinieniem głowy cnotliwej panny i pełna dziewczęcej gracji wstała od stołu, hamując ekscytację rozpalającą kolejne ognie głęboko w sobie. Odprowadzona czujnym spojrzeniem pana ojca oraz wiernych mu rycerzy odgrywała rolę, jaką otrzymała wraz z pierwszym oddechem, wreszcie wymyka się na opustoszałe o tej porze korytarze. Wszystko wokoło blednie, bez znaczenia pozostają nauki wyznaczone na dziś, lekcje dla panien wysoko urodzonych, bowiem w uszach złotowłosej dziewczyny rozbrzmiewają jedynie trzy słowa.
___Tarbeck Hall oraz Willem
___Willem. Willem. Willem.

• • •

___Była jej lustrzanym odbiciem.
___Wraz z każdą kolejną wizytą w Tarbeck Hall młoda lady Maellery Reyne łamała coraz więcej serc, starym rycerzom swym podobieństwem do zmarłej pani matki, zaś młodym giermkom samą świadomością, iż żaden nie może jej mieć. Nawet nie chodziło o bogactwa skrywające się gdzieś w kopalniach czy skarbcach Castamere ani o urodę godną opiewania przez minstreli, to sposób bycia tak niespotykany wśród południowych dam wydawał się przyciągać do niej ludzi, nieznaczny uśmiech posyłany z grzeczności, krótkie spojrzenia o nieodgadnionym wyrazie, niezależność wypisana na twarzy oraz obecna w każdym geście tak kontrolowanym przez dziewczynkę, iż przywodząca na myśl wytrawnego politycznie gracza.

Jednak tego dnia wszystko bledło.

___Maellery popędziła swojego kasztanowatego konia, który parsknął głośno przechodząc w płynny galop, usiłując w ten sposób prześcignąć wiatr smagający jej zaczerwienione policzki. Poły szkarłatnego płaszcza powiewały dziko, jak jej suknia poprzedniej nocy, kiedy tańczyła z dziedzicami pomniejszych rodów, dopiero co pasowanymi na rycerzów chłopcami czy wreszcie ze swoim ukochanym bratem, który jako jedyny potrafił rozbawić ją zmyślnymi podnoszeniami oraz obracaniem wokół własnej osi raz po raz. Wraz z każdą jej wizytą w zamku pani matki była witana niczym królowa powracająca z dalekich krain.
___Tarbeck Hall, choć pozornie obce, smakowało w jakiś sposób domem.
___Obejrzała się przez ramię na drugiego jeźdźca i z radością odkryła, iż Willem próbował ją prześcignąć, bezpardonowo poganiając swojego już i tak spienionego konia. Sama ze spokojem poluźniła wodze, pozwalając własnemu ogierowi wydłużyć krok o jeszcze trochę, wystarczająco aby przekroczyć linię drzew i zwyciężyć w tym pojedynku. Jej śmiech niósł się echem pośród zieleniących się liści.
___— Wciąż wygrywam — zawołała radośnie.
___Oczy jaśniały zapomnianym blaskiem, zatraconym gdzieś pośród korytarzy zamku.
___Zawróciła wierzchowca, pozwalając mu na swobodne przejście do kłusa. Szkarłatny Lew mimo cienia zawodu kryjącego się w półuśmiechu, roześmiał się delikatnie na widok dziecięcej radości ukochanej siostry.
___— Po prostu pozwalam ci wygrywać — odparł cicho, posyłając jej rozbawione spojrzenie.
___— Naturalnie, lordzie Reyne — odpowiedziała mu drwiąco, kiedy ich konie zrównały krok. — Tęsknię za tobą, Castamere nie jest takie samo, jak było wcześniej. Na własne szczęście wciąż potrafię się wymykać z zamku.
___— A żona pana ojca? — spytał ostrożnie.
___— Znośna, nie naprzykrza się, ale też nie próbuje zastąpić matki. Jeszcze nie — wyszeptała pośród podmuchów wiatru szarpiących złote pasma włosów. — Wypatruję twojego powrotu, bracie. Nie daj długo na siebie czekać.
___Ledwo wypowiedziała ostatnie słowo posłane Willemowi wraz ze smutkiem wypisanym w oczach, a już Siedmiu przędło rodzeństwu odmienne losy.

• • •

___— Dlaczego moja cnota ma taką wagę, a ty możesz płynąć w nieznane i chędożyć wszystko na swej drodze? — Dziewczyna nie przebierała w słowach. Wiedziała, że przy nim nie musi udawać.
___— Na Siedmiu! Maellery! — Brat spojrzał na nią z nieskrywanym zaskoczeniem, jednak ona jedynie wzruszyła ramionami, siadając na wielkim łożu. — Jeszcze chwila i wyślę cię do Milczących Sióstr.
___— Po prostu to nie jest sprawiedliwe! Też chciałabym wypłynąć, zobaczyć na własne oczy Wolne Miasta, coś więcej niż te nudne, zamkowe korytarze, po których przechadzam się dzień za dniem. — Opadła na miękkie poduszki, a złote włosy rozlały się dookoła niczym całun utkany jasną nicią. — Nie było cię kilka lat, teraz znów odchodzisz i nawet nie wiesz, czy wrócisz.
___— Właśnie dlatego ty musisz zostać. Castamere musi mieć swoją lady. — Przekrzywiła głowę, napotykając dojrzałe spojrzenie swojego ukochanego brata. Oczy tak łudząco podobne do jej własnych. Willem westchnął, siadając na miękkiej pościeli. — Jeśli nie wrócę, będziesz dziedzictwem naszego pana ojca, będziesz Szkarłatną Lwicą, postrachem Zachodu.
___Pogładził ją delikatnie po policzku z braterską miłością, która przez wszystkie te długie lata splatała ze sobą rodzeństwo.
___— Skąd pewność, że sobie poradzę? — spytała cicho.

___Nie chciała go zawieźć.
___Nie mogła zawieźć.

___— Jesteś Reyne, tak jak ja — powiedział, uśmiechając się delikatnie. — Będziesz wiedziała, co należy czynić.
___— Mam być lwem? — rzuciła cicho, pociągając nosem i powstrzymując łzy zbierające się pod powiekami. Nie chciała znów go stracić, jednak podświadomie wiedziała już dawno, że Willem nigdy więcej nie będzie jej bratem. Od dawna jest dziedzicem Castamere. To właśnie droga, którą musi podążać póki śmierć nie wezwie go do siebie.
___— Musisz być lwem — odparł.
___Nie pamięta, co takiego wówczas mu powiedziała — życzyła szczęścia? pomyślnych wiatrów? powrotu do domu? — jednak tamtego dnia, kiedy pozwoliła swemu bratu ukryć własne ciało w silnym, męskim uścisku wierności oraz tęsknoty, uświadomiła sobie, że od tej chwili musi nieść brzemię spoczywające do tej pory na barkach kogoś innego. Willema. Pana Ojca. Wszystkich mężczyzn przed nimi, którzy w herbie nosili szkarłatnego lwa.

___Dwa dni później obserwowała, jak jego okręt odpływa.
___Bezpiecznych portów, bracie.

• • •

___— Poślubisz kogo rozkażę! — głos ojca poniósł się echem wzdłuż całej komnaty, jednak była to cisza przed burzą, która dopiero miała nadejść.
___— Nie poślubię! — Maellery napięła każdy mięsień na swojej smukłej, dziewczęcej twarzy dopiero nabierającej dojrzałych rysów właściwych kobiecie wysokiego rodu. W kącikach błękitnego spojrzenia pełzały pierwsze iskry gotowe wzniecić pożar, jakiego nawet lord Reyne nie zdołałby ugasić; wzrok powoli ciemniał, nabierał ostrego charakteru niczym morze gotujące się na nadejście sztormu, a każdy wiedział, że Lwicy nie powinno się budzić z długiego snu. — Nie zmusisz mnie do niczego! Prędzej ucieknę, a ty będziesz żałował własnych słów i czynów! Wsiądę na statek, który zabierze mnie po horyzont, gdzie mnie nie odnajdziesz.
___— Jestem twoim panem ojcem i zrobisz, jak powiem — Mężczyzna nie ustępował, wreszcie podniósłszy się ze swojego krzesła.
___— Jeśli wolno wtrącić... — zaczął nieśmiało maester, jednak dziewczyna przeszyła go swym ostrym niczym stal miecza spojrzeniem.
___— Zamilcz, paskudny wężu — wysyczała przez zaciśnięte zęby. — Na miejscu ojca dawno bym cię odesłała siedmiu! Jedynie wtłaczasz mu truciznę do ucha, szepczesz kłamstwa i karmisz mrzonkami, ale mnie nie oszukasz. Jestem z rody Reyne, Wszystko dla naszej dumy. Tak brzmią słowa, którym jestem wierna i dla dobra rodziny zrobię wszystko!
___Słowa zawisły w powietrzu na długie sekundy pomiędzy oddechami.

___Do buntu bądź wojny, usłyszała w myślach.
___Czy tego właśnie chcesz, dziecko?

___Nie była pewna, do kogo należał ten słodki, kojący głos rozbrzmiewający cichutko między labiryntami jej szesnastoletniego umysłu. Mamo?, pragnęła zawołać w pustkę, jednak słowa powoli rozmywały się w nicości, w pułapce zastawionej przez podstępnych bogów wystawiających ją na próbę.
___Postąpiła kilka kroków do przodu, dumnie prężąc lwią grzywę w odcieniu płynnego złota i unosząc podbródek wraz ze spojrzeniem ciskającym błyskawice każdemu na swej drodze, gotowa rzucić się na wszystkich i rozpłatać im gardła własnymi zębami. Była Szkarłatem i Krwią, ale również dumą i potęgą, jakiej lekceważyć się nie powinno.
___— Jestem córką swojej matki, ojcze. Nie zmienisz tego — mówiąc, spoglądała bez cienia strachu w oczy mężczyzny, który zawsze ustępował. Wiedziała, że ustąpi i tym razem. — Jestem Reyne, więc mam swoją dumę, której przed nikim nie ukorzę. Nie będę klękać ani błagać, nie będę się cofać tylko iść naprzód i dopóki mój brat nie powróci, nikt nie zajmie jego miejsca, a ten zamek nie będzie miał innej pani niż ja.
___— Twoim obowiązkiem jest... — Ojciec nie dokończył zaczętego zdania, brakowało mu sił na zmierzenie się z potęgą drzemiącą w filigranowym ciele najstarszej córki. Jedynej córki Castamere.
___— Na nasze złoto zawsze znajdą się chętni — mruknęła pod nosem. — Dopóki posiadamy pełne skarbce, dopóty jesteśmy bezpieczni.
___— A kiedy złoto się skończy? — zapytał maester lekceważącym tonem.
___Będziesz dawno gnił w ziemi, głupcze, pomyślała.
___— Nie skończy — ucięła Maellery.
___Nie powiedziała nic więcej, odwróciła się przepełniona dziewczęcą gracją przeplataną dumą, która zdawała się emanować wraz z każdym krokiem i nie czekając na jakiekolwiek pozwolenie opuściła komnatę, wiedząc doskonale dokąd zmierza w swej wędrówce. Na sam szczyt. Wielka gra właśnie się rozpoczęła, a ona zamierzała rozstawiać wszystkie pionki na ogromnej planszy.
___Tak bardzo pragnęła, by statek jej ukochanego brata, który kilka tygodni wcześniej opuścił Lannisport, powrócił.
___Tak bardzo pragnęła.
Tak bardzo...

• • •

___Była Lwicą.
___Przez długi czas zadawała samej sobie pytanie, jakim sposobem tego dokonała. Czyżby Siedmiu wspomogło ją w tej walce o władzę we własnym domu?
___Maellery ostrożnie stawiała każdy krok, aby nie poślizgnąć się na życiowym, szklanym parkiecie, jednak im bardziej ojciec osuwał się w cień, zajmując się tylko sobie znanymi zajęciami, tym bardziej jasnowłosa duma Castamere rozkwitała. Uczyła się polityki o wiele za późno, jak twierdzili niektórzy, a ona jeszcze mocniej zapragnęła pokazać wszystkim, że się mylą — pragnęła nie tylko szacunku, lecz również strachu. To ona przyjmowała gości, sama goszcząc na najróżniejszych dworach, z przymrużeniem oka traktując każdą wzmiankę o przyjaźniach, sojuszach, małżeństwach, o budowaniu wspólnej przyszłości, której ona nie zamierzała stawiać na fundamentach raz wypowiedzianych słów.
___Wierzyła, że to co raz zostało wypowiedziane, nigdy się nie spełniało.
___Kątem oka dostrzegała badawcze spojrzenia macochy, której oddech niespokojnie łaskotał kark przy pierwszych decyzjach, dopóki nie stanęły naprzeciw siebie pewnej chłodnej nocy, mierząc się w milczeniu na środku korytarza niczym rycerze szykujący się do szarży.
___— Jesteś za młoda na takie gry, dziecko — głos Dyanny rozgonił ciszę zalegającą pośród murów.
___Rzucasz mi wyzwanie?, pragnęła spytać lwica.
___Zbliżyła się o kilka kroków, niemal stykając się z kobietą własnym ciałem, a błękitne spojrzenie ciemniało wraz z każdą kolejną sekundą.
___— Powiedz mi, lady Brax — wyszeptała niezwykle cicho, by tylko ona mogła to usłyszeć. — Kogo twym zdaniem bardziej kochają rycerze? Najstarszą, ukochaną córkę swego lorda i siostrę dziedzica Castamere czy przybłędę, która nie powiła mu nawet jednego dziecka?
___Widziała, jak macosze zadrżał podbródek i głęboko w sobie Maellery uśmiechnęła się szeroko, wyznaczając nieprzekraczalną granicę.
___— Dopóki mój brat nie powróci, ten zamek jest w moim władaniu, nie zapominaj o tym — ledwo to powiedziała, wyminęła ją z zadziwiającą szybkością i ruszyła przed siebie wprost do sypialni, szkarłat sukni sunął bezgłośnie po marmurze posadzki. Niczym smuga krwi. — Wszystko dla naszej dumy.
___I tak ją zostawiła.

Bunt | Wojna

• • •

___Czas minął za szybko.
___Dzień, w którym Willem powrócił powoli zacierał się w pamięci, kiedy damy dworu delikatnie wcierały pachnące olejki w ciało, kiedy pomagały wsunąć na wyprostowane ramiona jedwabie sukni, kiedy upinały długie, złote pasma włosów w zmyślne warkocze, koki i cokolwiek przychodziło im do głowy. Maellery nie dbała o ich chichoty, o roziskrzone spojrzenia, szerokie uśmiechy ilekroć przeglądały w lustrze swoje dzieło.
___Głupie dziewki, myślała, obserwując własne odbicie w szklanej tafli.
___Wszystko było przypadkiem, cała ta farsa nazywana weselem, które za kilka godzin miało połączyć najstarszą córkę Castamere z przyszłą dumą rodu Westerling — młodszym synem lorda, zręcznym wojownikiem, przystojnym młodzieńcem i niechcianym mężem nieodpowiednim dla Szkarłatnej Lwicy knującej po kątach, układającej w swej głowie plan. Została sprzedana (i upokorzona, wszak zasługiwała na dziedzica, nie jednego z młodszych synów) za grzechy kogoś innego, jednak dla własnego brata byłaby gotowa podpalić, a nawet spalić cały przeklęty świat.
___Ród Reyne był najważniejszy.

___Była piękna, kiedy prowadzono ją do słodkiego chłopca.
___Niewinnego i nieświadomego swego losu.

___Żal będzie patrzeć, jak umierasz, myślała Maellery.

• • •

___— To straszna tragedia — zawodził jej ojciec pochylony nad nietkniętym posiłkiem.
___O tak, straszna, dziewczyna przewróciła oczami na samą myśl o tym biadoleniu. Ledwo kilka tygodni po ślubie została wdową, poniekąd niwecząc plany na połączenie dwóch rodów, jednak subtelny uśmiech widniejący w kącikach ust umykał wszystkim. Nikomu nie przyszło do głowy, iż gorączka trawiąca młodego lorda wcale nie była konsekwencją rany zdobytej na polowaniu, ale bez wątpienia wiele ułatwiła.
Rozwiązała problem, jakim było dla Lwicy niechciane małżeństwo zawarte tak szybko, by nie urazić nikogo politycznymi machlojkami i zadowolić każdego z osobna. Każdego poza najstarszą córką Castamere, ona pragnęła czegoś więcej — potęgi, która wcześniej zdawała się zbyt odległa, by po nią sięgnąć.

___Do czasu.

___— Przepraszam — wyszeptała cicho, niespodziewanie wstając od stołu. Niby zaszklone oczy posłużyły usprawiedliwieniu, możliwe iż ktoś temu uwierzył, jednak duszna atmosfera wypełniająca po brzegi jadalnię działała jej coraz bardziej na nerwy.
___Czuła na swym ciele czujne, zatroskane spojrzenie ukochanego brata, ale nie pozwoliła sobie na przerwanie przedstawienia i kiedy tylko uwolniła się spod jego ciężkiego wzroku, puściła się biegiem w sobie tylko znanym kierunku. Gdzieś, gdzie fikcje przeplatały się z prawdami, gdzie mogła ryczeć, to znów drapać, gdzie mogła być panią własnego losu.
___Wprost do opuszczonych komnat Castamere.

• • •

Szkarłatna Lwica.

___Tkwiąca między miłością do rodziny, a własną niezależnością. Zdolna wywołać wojnę dla osiągnięcia najmroczniejszych ambicji, pogardzająca wszystkim i każdym, lojalna Castamere do samej śmierci.

___Obserwuje bacznie świat.
___Oblizuje wargi smakujące winem, może krwią.
___Obserwuje i czeka — Wszystko dla naszej dumy.

___Reyne. Reyne. Reyne.


Umiejętności

» Charyzma — 70
» Kłamstwo — 75
» Logika — 50
» Spostrzegawczość — 50
» Zwinność — 25

» Etykieta — 20
» Jazda konna —75
» Języki obce (valyriański) — 15
» Sztuka (taniec) — 20

» Czytanie i pisanie
» Oburęczność



Ostatnio zmieniony przez Maellery Reyne dnia Pon Lip 22, 2019 1:05 pm, w całości zmieniany 1 raz
Re: Maellery Reyne
Nie Lip 14, 2019 12:18 pm Re: Maellery Reyne
Admin
Admin
209
Administracja
https://www.w3schools.com/colors/colors_picker.asp
Maellery Reyne


Ekwipunek: koń, sztylet

Przywileje:

Historia rozliczeń:
Zakupy - 16.07.19 [-250]


Skocz do: