Jak lew z... trytonem?
Pią Lip 19, 2019 8:10 pm Jak lew z... trytonem?
Gość
avatar
Gość
BIAŁY PORT, PÓŁNOC, WESTEROS
1 DZIEŃ SZÓSTEGO KSIĘŻYCA, 85 ROK

Dzień miał się powoli ku zachodowi. Wiała delikatna bryza, rozdmuchująca peleryny w kolorze akwamarynu. Było ciepło, nawet jak na Północ. Niemniej jednak, dla przybyszy, na których tu czekano, temperatury i tak mogły okazać się nieco srogie.
    Aaron siedział na swym wierzchowcu u boku swego ojca. Wokół nich zebrała się paradna gwardia przyozdobiona w barwy domu Manderly. Mimo iż panowie Białego Portu w pełni zasymilowali się z ludnością Północy, nadal zostało w nich trochę zachowań typowo południowych, takich jak choćby zamiłowanie do wystawności.
    W oddali zamigotał powóz.
    Dziedzic rodu poczuł, jak załaskotało go w brzuchu. Do głowy wróciły mu pytania, które nie odstępowały go od tygodni. Jaka ona jest? Czy jest piękna? Co przyniosą mu te zaślubiny? Czy się polubią? Jak teraz zmieni się jego życie? Ekscytacja mieszała się ze strachem i poczuciem utraty – utraty wolności, poddania jej drugiej osobie, która wcale nie musiała być mu przychylna.
    Powóz zbliżał się nieubłaganie. Z każdym calem dzielącym młodych narzeczonych Aaron niemal czuł, jak uciekają jego marzenia o wolności, o dalekich podróżach i egzotycznych kochankach. Na ucieczkę było jednak zdecydowanie za późno. Poza tym całe życie był przygotowywany do tego momentu.
    Gdy pojazd minął bramę, komitet powitalny podążył za nim. Aaron zaś, wraz ze swym ojcem, ruszyli stępa, prowadząc gości aż ku samej siedzibie rodowej. Młodzieniec spostrzegł, jak w oknie powozu mignęły pasma ciemnych włosów.
Re: Jak lew z... trytonem?
Pią Lip 19, 2019 9:05 pm Re: Jak lew z... trytonem?
Gość
avatar
Gość
Lynesse ze zniecierpliwieniem wyczekiwała celu swej podróży. Wyjeżdżała z Castamere niedługo po tym jak tam wróciła. Gdzieś głęboko w sercu wierzyła w to, że dane jej będzie nacieszyć oczy widokiem rodzinnego zamku, zanim ojciec sprzeda ją jak klacz rozpłodową kolejnej rodzinie. Najpierw Lannisterowie, a teraz ten Manderly...
Podróż trwała ponad tydzień i Lynesse była już zmęczona ciągłym siedzeniem w powozie. Marzyła o tym, żeby być juz na miejscu, chociaż spotkanie z przyszłym małżonkiem napawało ją lękiem. Nie wiedziała czego się spodziewać. Przed wyjazdem próbowała wypytać ojca o rod Manderly i jego spadkobiercę, ale jedyne co usłyszała to to, że ma przestać zadawać głupie pytania i zachowywać się jak rozkapryszone dziecko. Bo owszem, przed wyjazdem dała pokaz swoich wrednych umiejętności, robiąc ojcu awanturę o to, że ona nigdzie nie jedzie i może sobie wsadzić tego całego Aarona i Biały port głęboko w buty. Ojciec spoliczkował ją za te słowa i niestety miał słuszność, Lyn o tym wiedziała. Nie zmieniło to jednak jej nastawienia i cała podróż z Castamere do Białego Portu przeminęła im w ciężkiej od emocji ciszy.
Kiedy zbierali się ostatniego poranka Lynesse ociągała się jak mogła. Długo nie mogła się zdecydować co na siebie włożyć ani jak się uczesać - doszło do tego, że ojciec zagroził, iż wsadzi ją do powozu choćby nagą. Czarnowlosa osiemnastolatka w końcu ustąpił i włożyła na siebie ciężką suknię w kolorze srebra, której spódnica wyszywana była w lwy z Castamere. Narzuciła na to płaszcz obity futrem z rysia, włosy zaś, długie, czarne loki upięła w wytworny kok i przykryła siateczką.
Z każdą milą przybliżającą ją do siedziby Manderlych serce biło jej coraz szybciej. Miliony obaw przemykały przez jej myśli a ojciec nie robił nic, żeby ją wesprzeć w tej trudnej sytuacji.
Woźnica w końcu oznajmił, że zbliżają się do celu. Lynesse splotła dłonie na podołku I delikatnie wychylila się przez okno powozu. W oddali zobaczyła małą postać swego przyszłego męża i jego orszak.
- Matko, wesprzyj mnie teraz. - szepnęła sama do siebie, kiedy wjeżdżali na dziedziniec zamku.
Re: Jak lew z... trytonem?
Pią Lip 19, 2019 10:33 pm Re: Jak lew z... trytonem?
Gość
avatar
Gość
Orszak wjechał na dziedziniec. Spot końskich kopyt wybrzmiewał miarowy stukot. Serce Aarona waliło jak ciężki młot – miał wrażenie, że lada moment wyskoczy mu z piersi i wyląduje na bruku przed jego wierzchowcem. Żegnaj, wolności...
    Lord Manderly zsiadł z konia. W jego ślady podążył najstarszy syn, który po sekundzie zniknął z niewiadomych przyczyn w pobliskiej stajni. Włodarz Białego Portu nadął się jak dorodny bażant i wygłosił podniosłe słowa, nim jeszcze goście zdążyli wysiąść z powozu:
    – Nie jest to częstością widzieć, aby dwie rodziny tak oddalone od siebie tak poważnie angażowały się we wzajemne relacje – Aaron wrócił ze stajni i stanął przy boku ojca. – Niemniej jednak wierzę, iż związek ten przysłuży się i nam, i naszym przyjaciołom z Zachodu. Proszę, powitajcie ich serdecznie! – na te słowa podniosły się oklaski, a kareta przystanęła.
    Aaron wstrzymał oddech.
Re: Jak lew z... trytonem?
Pią Lip 19, 2019 10:50 pm Re: Jak lew z... trytonem?
Gość
avatar
Gość
Grzecznie odczekała, aż ojciec wysiądzie z powozu i woznica poda jej rękę, żeby pomóc jej wysiąść. Najpierw wylała się ze środka jej przepyszna suknia, a potem pojawiła się ona. Czarnowłosa córka Castamere, o spojrzeniu czystym, ale i przyszywającym. Na jej twarzy pojawił się uprzejmy uśmiech, ale każdemu kto na nią spojrzał mogło się wydawać, że akurat ta mina do niej nie pasuje.
Dopiero teraz mogła przyjrzeć się swojemu narzeczonemu. Po krótkich oględzinach doszła do wniosku, że nie jest takim paskudny trollem za jakiego go początkowo uważała. Był dosyć przystojny i chyba w podobnym wieku co ona sama. Dziękowała Siedmiu, że nie jest starym trollem. Nie ma co, dziedzic Białego Portu zrobił na niej spore wrażenie.
Jej ojciec podszedł do Lorda Manderly i uścisnął mu mocno dłoń, po czym to samo zrobił z Aaronem. Uścisk miał mocny i pewny.
- Lordzie Manderly, Aaronie - odezwał się głębokim basem - pozwólcie, że przedstawię Wam moją najmłodszą córkę, Lynesse z rodu Reyne!
Mówiąc to wskazał dłonią na dziewczynę, a ona podeszła do nich i ukłoniła się. Jeden z niesfornych loków wymknął jej się spod kontroli i opadł na białe czoło dziewczyny. Poprawiła go szybko i uśmiechnęła się do obu Manderlych.
- To dla mnie zaszczyt, Lordzie Manderly - powiedziała, a w jej głosie dało się usłyszeć z trudem opanowywane zdenerwowanie.
Re: Jak lew z... trytonem?
Sob Lip 20, 2019 2:01 am Re: Jak lew z... trytonem?
Gość
avatar
Gość
Aaron z szerokim uśmiechem na ustach uścisnął w miarę pewnie dłoń swego przyszłego teścia. Cały czas jednak spoglądał na powóz, w którym siedziała jego narzeczona.
     Wtem – stało się! Blask zachodzącego słońca odbił się od pięknie zdobionych wzorów na wyjściowej sukni lady Reyne. Wszyscy zebrani zdali się wstrzymać na moment oddech. Lord przedstawił swoją córkę, a Aaron dokładnie przyjrzał się młodej dziewczynie podczas gdy wymieniała uprzejmości z jego ojcem. Ładna była. Nawet bardzo. I to spojrzenie... I uśmiech... Dziedzic Białego Portu poczuł, jak pali go cera, lecz nie robił się bynajmniej czerwony. Jego przyszła żona w niczym nie przypomniała jednej z dzikich harpii, jako które na Północy przedstawiano wszystkie żądne pieniędzy i władzy damy z Zachodu.
     Zachęcony spojrzeniami głów dwóch łączących się rodu, podszedł do Lynesse i skłonił się w swoim stylu, przykładając do wyszytego na piersi herbu Manderly dłoń z sygnetem przyozdobionym herbem Antaryonów – pochodzenie z obu rodów było dla niego dumą, którą pragnął szczycić się na każdym kroku.
     – Nie sposób opisać, jak bardzo się cieszę, że wreszcie się spotykamy, pani – w powietrzu zawisł ciepły, gładki baryton młodzieńca, tak niepodobny do chrapliwych i niskich głosów mieszkańców Północy, w tym do jego rodzonego ojca. – Żywię najgłębsze nadzieję, iż odnajdziemy radość w swoim towarzystwie – formułka wyuczona niemal na pamięć, niesiona ciepłym tembrem męskiego głosu, zawierała w sobie, o dziwo, pewną dozę wiarygodności – no kto by pomyślał?
Re: Jak lew z... trytonem?
Sob Lip 20, 2019 2:21 pm Re: Jak lew z... trytonem?
Gość
avatar
Gość
Dziewczyna dygnęła jeszcze raz, kiedy Aaron się przed nią ukłonił. Wyglądała zjawiskowo. Lynesse nigdy nie uchodziła za wielką piękność, daleko jej było urodą do legendarnych księżniczek Targaryenów czy południowych szlachcianek z Reach czy Dorne. Miała jednak swój urok, co idąc w parze z ogromnym posagiem, jaki otrzyma jej mąż od lorda Reyne sprawiało, że dziewczyna stanowiła niezłą partię. I Lynesse była tego w pełni świadoma.
- Ja również żyję nadzieją, że nasze małżeństwo przyniesie nam i naszym rodzinom wiele radości - uśmiechnęła się uprzejmie. Kątem oka zobaczyła wyraz twarzy swego ojca, który chyba nie był do końca pewien ostatecznej wersji zachowania swojej córki. Spójrzmy prawdzie w oczy - kiedy chciała potrafiła być bardzo nieobliczalna i nie sposób było czasem przewidzieć jej zachowania.
Lord Reyne uśmiechnął się widząc, że córka zachowuje się jak na szlachciankę przystało. Odwrócił się do Lorda Manderly i powiedział.
- Mamy za sobą długą podróż z Castamere. Czy możemy liczyć na gościnność Białego Portu?
Re: Jak lew z... trytonem?
Sob Lip 20, 2019 3:02 pm Re: Jak lew z... trytonem?
Gość
avatar
Gość
Lord Manderly roześmiał się serdecznie i poklepał Lorda Reyne po plecach.
    – Ależ naturalnie, naturalnie! Proszę, czujcie się jak u siebie, teraz Biały Port jest i waszym domem! Służba! – powietrze na dziedzińcu rozdarł tubalny bas, a wspomniani ludzie poruszyli się nieznacznie, gotowi to spełnienia nakazu pana. – Nakryjcie stoły, czas wyprawić ucztę, jakiej nie powstydziliby się żadni bogowie, wszak mamy istny powód do świętowania!
    Tłum mężczyzn i kobiet zawirował w wiwacie, a wrota siedziby rodowej rozwarły się. Do nosów zebranych doszedł zapach wspaniałych potraw, przyrządzanych już od kilku poprzednich dni z największą pieczołowitością. Były tam najlepsze kąski nie tylko z Północy i Południa, ale i owoce morza z Braavos, i przyprawy z dalszych zakamarków Essos. Manderly zaiste wykosztowali się na tak zacne posiłki - były to dania niemalże godne dworu królewskiego.
    Wszyscy ruszyli ku pałacowi, lecz Aaron zastąpił swej przyszłej małżonce drogę.
    – Lady Reyne – uśmiechnął się promiennie. – Mógłbym zająć chwilę? – wskazał dłonią w kierunku, w którym chciał zabrać narzeczoną.
    Pomysł spotkał się z aprobatą obu Lordów, toteż para oddzieliła się od grupy gości. Idąc, Aaron zagaił:
    – W końcu można odetchnąć pełną piersią, co? Bez tych wszystkich dworskich fanaberii... – rzekł, gdy oddalili się już na tyle, iż nikt nie mógł ich usłyszeć.
Re: Jak lew z... trytonem?
Nie Lip 21, 2019 2:32 pm Re: Jak lew z... trytonem?
Gość
avatar
Gość
Niemal niezauważalnie odetchnęła z ulgą, kiedy ojciec z Lordem Manderly oddalił się w stronę uczty. Była dobrze wychowaną szlachecką córką I potrafiła się zachować odpowiednio do sytuacji.
Poszła w kierunku, który wskazał jej narzeczony. Szła obok niego a jej ruchy i mimika wskazywały na to, że jedt odrobinę zestresowana.
- Tak, nareszcie można odetchnąć... - odpowiedziała l, oglądając się za siebie. Chciała sprawdzić, że nie idzie za nimi żadna z jej służących. - Miło jest wreszcie móc z kimś porozmawiać. Cała podróż z Castamere do Białego Portu upłynęła mi w nieznośnej ciszy.
Uśmiechnęła się do Aarona zachęcająco. Starała się być miła i otwarta w stosunku do dziedzica. Wiedziała, że nic już nie odwróci tego, że za kilkadziesiąt godzin zostanie jego żoną, a w przyszłości Panią Białego Portu.
- I jak pierwsze wrażenie? - zapytała Aarona, chcąc poznać jego zdanie na swój temat. Jak grać, to na całego.
Re: Jak lew z... trytonem?
Nie Lip 21, 2019 4:01 pm Re: Jak lew z... trytonem?
Gość
avatar
Gość
– Czyżby Lord Castamere był aż takim milczkiem? Przed chwilą wydawał się nieco bardziej wygadany – Aaron zmarszczył nieco brwi, uznając, iż to stres udzielił się wszystkim po obu stronach, wobec czego jego przyszła żona nie rozmawiała wiele z rodzicielami. Zresztą, kto by się nad tym rozwodził, gdy padło kolejne pytanie?
     – Pierwsze wrażenie? Cóż, wasza suknia, pani, jest doprawdy przepiękna, a mój przyszły teść sprawia wrażenie bardzo miłego człowieka – uśmiechnął się do kobiety szeroko, acz z lekkim przekąsem, dając jej jednocześnie tym do zrozumienia, iż jest bardzo atrakcyjna, lecz celowo omija temat jej urody, aby, pomimo chwilowego rozluźnienia, nie przekroczyć pewnej granicy, tak charakterystycznej dla początkowych faz jakichkolwiek znajomości.
     Wnet znaleźli się przed wejściem do stajni. Jakiś niewyrośnięty chłopaczek pośpieszył, aby otworzyć im odrzwia, nie dopuszczając tym samym, aby para nie musiała brudzić sobie nimi swoich wysoko urodzonych rączek. Aaron rzecz jasna docenił wysiłek młodziana i skinął mu w podzięce, puszczając damę przed sobą.
     – Doszły mnie słuchy, pani, iż niedawno celebrowałaś swój dzień imienia – stanęli przed jednym z boksów, a oczom Lynesse ukazała się piękna gniada klacz o połyskującej sierści. – Potraktuj więc ten prezent jako zaręczynowy, jak również z okazji waszego dnia imienia.
Re: Jak lew z... trytonem?
Pon Lip 22, 2019 10:27 am Re: Jak lew z... trytonem?
Gość
avatar
Gość
Nie skomentowała zachowania swojego ojca. Doszła do wniosku, że mówienie swojemu przyszłemu mężowi jaką zrobiła awanturę przed przyjazdem tutaj nie jest najlepszym pomysłem. Wystarczy, że pół Castamere ją słyszało.
Szła w ciszy, próbując podziwiać swój nowy dom, gdy po chwili zorientowała się, że dotarli do stajni. Weszła do środka za Aaronem i dała się poprowadzić do boksu. Ujrzała wtedy najpiękniejszą klacz, jaką w życiu widziała. Jej twarz rozpromieniła się, a uśmiechnęła się jeszcze szerzej, gdy dotarło do niej, że klacz jest teraz jej własnością.
-Naprawdę? Dziękuję! - powiedziała do mężczyzny z trudno ukrywanym zadowoleniem. Gdzieś z tyłu głowy miała myśl o tym, że ona miała dla niego dużo mniej okazały prezent zaręczynowy. - Mogę do niej wejść?
Wiedziała, że jej strój jest daleki od bycia odpowiednim do przebywania w stajni, jednak chciała się przywitać ze swoją klaczą w sposób odpowiedni. Swoją poprzednią końską przyjaciółkę zmuszona była zostawić w Castamere z różnych przyczyn, z którymi nie do końca się zgadzała. Dlatego ucieszyła się, że było jej dane mieć nową towarzyszkę w dalekim, obcym zamku.
Re: Jak lew z... trytonem?
Sro Lip 24, 2019 10:36 pm Re: Jak lew z... trytonem?
Gość
avatar
Gość
Aaron uśmiechnął się szeroko, widząc zadowolenie na twarzy jego przyszłej małżonki. Gdy się uśmiechała, była jeszcze urodziwsza.
     – Cała przyjemność po mojej stronie – skłonił się delikatnie, po czym uniósł nieco brwi. – Nie widzę przeciwwskazań – podszedł do furtki boksu, po czym ją otworzył.
     Dał Lynesse chwilę na to, by nacieszyła się swoim prezentem – wszak ten ostatni do najtańszych nie należał. Wtem coś zaczęło do niego dochodzić: właśnie stała przed nim kobieta, z którą miało przyjść mu spędzić resztę życia. Jakoś nie potrafił sobie wyobrazić ich dwojga jako rodziców – tym bardziej siebie jako ojca. A koniec końców to należało do ich największych obowiązków względem rodziny.
     Po chwili panna Reyne skończyła zapoznawanie się z nowym wierzchowcem.
     – Wydaje mi się, że powinniśmy już wracać – Aaron zerknął przez otwarte drzwi stajni w kierunku Nowego Zamku. – Nie powinniśmy chyba na zbyt długo opuszczać przyjęcia wyprawianego na naszą część, nieprawdaż? – uśmiechnął się do damy, po czym podsunął jej swoje ramię.
     Mieli jeszcze czas, aby nacieszyć się sobą nawzajem. Tak po prawdzie, to mieli na to całą resztę życia...

/koniec retrospekcji
Re: Jak lew z... trytonem?
Sponsored content

Skocz do: