Marielyn Reyne
Pią Lip 19, 2019 11:04 pm Marielyn Reyne
Gość
avatar
Gość


imię i nazwisko
Marielyn Reyne.

data i miejsce urodzenia
81 rok od Podboju, Castamere.

miejsce zamieszkania
Castamere.

zajęcie/funkcja w rodzie
Najmłodsza córka lorda Reyne.

wyznawana religia
Wiara w Siedmiu.

stan cywilny
Panna.

Biografia

bo komu pierwsza miłość się nie uda,
goniąc za inną — zemsty nie pokona
i depcze w drodze napotkane cuda.

Cisza zdawała się otulać tańczącą w pojedynkę dziewczynę, a szept wyobraźni i ukradzione wino wprowadziły ją w osobliwy stan. Najmłodsza córka lorda zaczęła nucić jedną z pieśni, którą ostatnio sobie szalenie upodobała, aby stworzyć melodię do wykonywanych już od paru minut delikatnych ruchów. Pozwalała prowadzić się niewidzialnemu partnerowi coraz bardziej przyśpieszając prywatny podkład muzyczny. Komnata w umyśle Marielyn zamieniła się w leśne królestwo. Marzyła, iż znajduje się na łące pełnej kolorowych, niezwykłych kwiatów i tańczy, a ulubione służące przyklaskują, zachwycając się jej umiejętnościami. Reyne pragnęła mieć pod sobą zieloną trawę, łaskoczącą ją w nagie stopy. Szukała wzrokiem na suficie gigantycznych drzew, które kończyłyby się niemal przy nieboskłonie i zapewniły w wyimaginowanej krainie ochronę przed nieproszonym spojrzeniem.
Choć wyobraźnię złotowłosa posiadała ogromną, tak nie potrafiła uwolnić swej osoby z tej komnaty, z Castamere. Odkąd pamiętała była uwięziona w miejscu, które już od dobrych kilku lat przestało być domem. Po śmierci matki czuła się wyobcowana i tylko dziwne poczucie obowiązku wobec rodu powstrzymywało ją przed porzuceniem dotychczasowej egzystencji. Spojrzenia rzucane w jej stronę sprawiały, iż nie mogła histerycznie szlochać, gdy tylko coś podburzyło spokój duszy Reyne, a pozycja nakazywała unieść głowę wyżej przy każdym, nawet najmniejszym, emocjonalnym potknięciu. Nic dziwnego, że wyhodowała psotny charakter, który miał pomóc Marielyn w obcowaniu z brutalną rzeczywistością, jaka panowała na świecie. Psikusy zazwyczaj adresowała w stronę swego rodzeństwa lub służby, a młodego buntowniczego ducha najsurowsze kary nie były w stanie stłamsić.
Młoda Reyne po kilkunastu minutach pląsów zmęczona upadła na łoże i zaczęła myśleć o temacie, z którym wiązała najbliższą przyszłość. Pojęcie miłości często zaprzątało głowę Marie. Zastanawiała się czy ojciec naprawdę kochał jej matkę i szczerze wątpiła, iż tak było. Pierwsza żona lorda była bardzo szanowana oraz dobrze wspominana jeszcze długo po swojej śmierci, a rodzicielka złotowłosej zdawała się zniknąć gdzieś w blasku martwej poprzedniczki i cieniu nowoprzybyłej macochy. Chcąc nie chcąc, uświadomiła sobie, że na pewno nie była owocem prawdziwej miłości, co zabolało ją prawie tak bardzo jak wczesne odejście matki. Dlatego też w swoich modlitwach często dziękowała Siedmiu, iż posiada swoją starszą siostrę, bez której z pewnością nie poradziłaby sobie ze stratą. Co ciekawe, z resztą rodzeństwa oraz z ojcem nie posiada szczególnie bliskiej relacji. O ile ojca szanuje, tak nie czuje się z nim mocno zżyta. Dziewczyna twierdzi, iż ponowny ożenek świadczy tylko o tym, że jej matka nigdy nie była jego prawdziwą miłością, a podobne postępowanie według romantycznej duszy Marielyn manifestuje się jako zdrada. Zważywszy na to, iż rodzicielka nie jest w stanie zareagować na podobną zniewagę… Złotowłosa przyjęła wymyśloną urazę do swego serca i pielęgnuje ją, gdy tylko lord Castamere zrobi coś zasługującego na pogardę. Warto wspomnieć, iż dziewczyna kompletnie nie rozumie małżeństw dla korzyści, sojuszy oraz obiecała samej sobie, że ucieknie lub się skrzywdzi, jeżeli ojciec będzie chciał wybrać jej męża. Do tej pory takie oświadczenia trzymała tylko dla siebie, ale jest pewna, iż wygłosi je na głos, kiedy przyjdzie na to czas.
Mętny wzrok młódki zatrzymał się na malowidłach i zdobieniach, rozciągających się po całej komnacie. Przeniesione na ściany oraz sufit elementy natury przypominały jej o kolorowym dzieciństwie. O pięknych kwiatach, barwnych sukniach, przyjęciach… Wszystkim, co tak bardzo ubóstwiała. Gdzieś w głębi pragnęła wrócić do bycia nieświadomym dzieckiem. Kiedy to dni zdawały się trwać w nieskończoność, zaś cały świat wydawał się być… bezpieczny?  Pozbawiony spisków, intryg, morderstw? Marie bała się, iż w końcu stanie się taka jak reszta wysoko postawionych kobiet. Nieszczęśliwa w życiu, szukająca władzy, pieniędzy, a przede wszystkim samotna. Dlatego skrupulatnie pielęgnowane marzenie o życiu we wsi, na wolności nigdy nie zwiędło. Małe osady kojarzyły jej się z pełnią życia, swobodnym kochaniem, wolnością od kłamstw i nudnych konwenansów. W iluż to pieśniach młody panicz zakochuje się w pięknej wieśniaczce, której to właśnie prostota i czysty umysł są zaletami, a ich miłość jest na tyle silna, żeby odebrać słowu mezalians jakikolwiek sens. O takim właśnie uczuciu dziewczyna marzyła, nie chciała nic innego. Niestety była rozpieszczona oraz przyzwyczajona do posiadania tego, czego jej dusza zapragnie, dlatego też eufemizmem jest stwierdzenie, iż załamałby ją związek z osobą, której nie kocha. Dobitniej mówiąc- złotowłosa mogłaby tego nie przeżyć.
Marielyn często wspominała swoje sny. Uważała, iż tylko w nich jest w stanie miłować bez strachu i ograniczeń. Czasem czekała cały dzień, by tylko spocząć i przenieść się w nurt rzeki zwanej marzeniami. Nie obchodziło ją jak bardzo abstrakcyjne są przedstawiane historie, traktowała je wtenczas jako metafory, nad którymi myślała podczas spacerów, lekcji haftowania czy posiłków. Chciała wierzyć w proroczy charakter swoich snów, lecz po wielu latach niespełnionych przepowiedni po prostu skupiała się na ich zapamiętywaniu. Wybrane senne fantazje były przez nią tyle razy opowiadane na nowo, iż pamiętała je lepiej niż niektóre wspomnienia. W taki sposób przeplatała coraz mniej ciekawy prawdziwy świat z pięknymi wyobrażeniami o romantycznej egzystencji z dala od Castamere.
- Ile ludzi, tyle smutków...- wymamrotała do siebie, popijając skradzionym winem.
Jej myśli skakały od jednego wspomnienia do drugiego. Widziała jak wbiega do kuchni i zabiera służącym potrzebne składniki, zmuszając starsze panie do krzyków i biegania za nią albo kwaśną minę Septy po tym jak celowo odpowiadała źle na pytania, które tysiące razy przerabiały na lekcjach. Przypominały jej się psikusy, jakie robiła najstarszej z sióstr- zwłaszcza numer z podrzuceniem zgniłego jajka do jej komnaty- albo podkładanie nóg starszemu bratu za każdym razem, kiedy ten musiał koło niej przejść. Szczerze lubiła patrzeć jak się zachowują ludzie ich pokroju w tak absurdalnych sytuacjach, a owe reakcje syciły młodą Reyne nawet, jeżeli potem dostawała liczne kary. Psoty to była najciekawsza rozrywka w Castamere, zaraz po słuchaniu ballad, przyśpiewek, opowieści i tańcach. Marielyn nie ciągnęło do walk, nie lubiła ich oglądać. Wszystko, co miało jakikolwiek związek z przemocą odpychało ją. Dlatego też nigdy nie trzymała w dłoni miecza, łuku czy sztyletu. Wolała lalki, haftowanie i czytanie. Nauka etykiety również nie potrafiła przykuć uwagi złotowłosej na dłuższą chwilę. Bardzo łatwo potrafiła się zdekoncentrować oraz pogrążyć w świecie naiwnych, ale pięknych marzeń.
Wino oraz zmęczenie sprawiło, iż Marielyn zrobiła się coraz bardziej senna. Płomień świecy był jedynym źródłem światła w komnacie, dopóki Reyne go nie zdmuchnęła. Pomieszczenie bardzo szybko pogrążyło się w ciemności, a dziewczyna zamknęła oczy w nadziei, że obudzi się o jeden dzień bliżej wymarzonego życia.

Umiejętności
— Charyzma (50)
— Kłamstwo (50)
— Logika (25)
— Spostrzegawczość (50)
— Zręczność (25)
— Zwinność (25)

— Anatomia (20)
— Astronomia (10)
— Etykieta (25)
— Pływanie (10)
— Jazda konna (20)
— Valyriański (15)
— Haftowanie (15)
— Taniec (30)
— Malarstwo (30)
— Czytanie i pisanie


Skocz do: