| | Gość | 98 rok, tuż przed Turniejem Królewskim
Po długiej podróży Lady Manderly wraz z rodziną dotarła wreszcie do Królewskiej Przystani. Podróż przez wiele mil Westeros była nużąca i męcząca dla całej rodziny, zwłaszcza dla Lynesse, która podróż spędziła z dziećmi w wozie. Całe mile Królewskiego Traktu odpowiadała na pytania najmłodszego z potomstwa, które po raz pierwszy opuszczało Biały Port na tak długo. Kiedy wreszcie dotarli do stolicy i rozgościli się w kupionym przez Aarona na czas turnieju domu, Lynesse uznała, że czas odwiedzić Sept Baelora. Za każdym razem kiedy byli w mieście starała się wygospodarować chwilę, aby pomodlić się w tej okazałej budowli o łaski Siedmiu dla całej swojej rodziny. Dzieci zostawiła pod opieką niani, która miała zająć się tym, aby położyć progeniturę Lynesse i Aarona do łóżek. Czarnowłosa lady Manderly kazała zaprzęgnąć konie i zawieźć się wprost do Septu. Zatrzymała się u stóp schodów i szeleszcząc bogato zdobioną suknią rozpoczęła wspinaczkę do świątyni. Wzięła głęboki oddech, weszła do środka i po kilku chwilach pogrążyła się w modlitwie. Nie spostrzegła, że nie była w sepcie sama. |
| | Gość | Wynafrei była raczej typem domatora. Podróże mimo wszystko nie przeszkadzały jej, dopóki odbywały się drogą morską. Tym razem niestety postawiono na podróż traktem. Tak więc musiała znosić powolną i męczącą podróż konno, wypełnioną wszelakiego rodzaju niewygodami, jakich tylko może oczekiwać ciężarna kobieta. Na domiar złego przez nieomal cały czas podróży obawiała się o męża, który uparcie obstawał czy jeździe na grzbiecie własnego konia, zamiast skorzystania z zaprzęgu, co byłoby dla jego zdrowia o siedem niebios lepsze. Czasami miała wrażenie że ma do czynienia z nastolatkiem w ciele starca, nie mogła go jednak winić za to, że wciąż chciał wykazywać się siłą, mimo iż jej nie posiadał. Rozumiała go, co w cale nie przeszkadzało jej być zirytowaną jego zachowaniem. Jakby jej stan sam w sobie nie był wystarczającym stresem. W końcu jednak je ujrzeli. Królewska Przystań, stolica. Miasto majestatyczne, acz chaotyczne, pełne brudu i biedy, ale również nieograniczonego bogactwa i władzy rezydującej w górującej nad miastem Czerwonej Twierdzy. Trzeba przyznać, widok zapierał dech w piersiach, był jednak z lekka, niepokojący. Kobieta przez całe swoje życie nigdy nie widziała czegoś takiego. W niczym nie przypominało to czysto praktycznych fortec ani małych miasteczek Dorzecza. Wyglądało to bardziej jak olbrzymie mrowisko, niż miejsce w którym żyli ludzie. Do domu w tym momencie wrócić jednak nie mogli, choć wiele razy rozważała to, kiedy delegacja Tullych przejeżdżała przez ulice Królewskiej Przystani w akompaniamencie wiwatów i okrzyków. Pospólstwo rzadko kiedy widywało Wielkich Lordów, toteż wiele osób korzystało z okazji by przyjrzeć się przejeżdżającym orszakom. Kiedy tylko przejechali przez miasto pozostało im nieco czasu, do rozpoczęcia turnieju. Stad też Wynafrei poszła w jedyne miejsce w którym mogła poczuć się spokojnie. Siedząc tak w sepcie oddawała się ciszy. Nikt nie zakłócał jej myśli, które swobodnie mogły płynąć w tę i z powrotem. Nie wiedziała już nawet przed czyim ołtarzem siedzi i komu składa modlitwy. Po prostu siedziała. Do czasu. Przed jedną ze ścian usiadła czarnowłosa kobieta, również najwidoczniej oddając się modlitwie i ciszy. Modliły się tak więc obok siebie, do czasu aż Wynafrei wstała by złożyć ofiarę i przez przypadek potknęła się o rąbek sukni drugiej kobiety. - Przepraszam Panią najmocniej - Powiedziała skruszonym tonem - Ten czyn był absolutnie niezamierzony z mojej strony |
| | Gość | Wyrwana z głębokiej zadumy kobieta początkowo chciała skarcić osobnika, który na nią wpadł. Spostrzegła jednak w porę, że jest to kobieta i to w dodatku ciężarna. Prędko złapała ją za rękę i pomogła utrzymać się na nogach. -Nic Ci nie jest? - zapytała szybko. Po chwili dostrzegła ubiór swojej towarzyszki i szybko zorientowała się, że ma do czynienie z kimś z wysokiego rodu. - Pani - ukłoniła dworsko. Nie była pewna z kim ma do czynienia , ale dobre wychowanie wymagało szacunku dla każdego. - Jestem Lynesse Manderly, z Białego Portu. Uśmiechnęła się do swojej nowej towarzyszki i poprowadziła ją do najbliższej ławki, proponując tym samym żeby spoczęła. Kobieta w ciąży, zwłaszcza tak widocznej nie powinna się przemęczać.
|
| | Gość | Sama Wynafrei spodziewała się wyrzutów ze strony drugiej obecnej w pomieszczeniu kobiety. Nie należy bowiem naruszać spokoju modlącym się, może to rozgniewać przecież bóstwa. Co jeżeli osoba modliła się o wierność małżonka a on przez przerwanie modłów zostanie pokuszony do zdrady? Albo modliła się o bezpieczeństwo, a ten podczas turnieju zgnie? Nie, nie potrafiłaby sobie tego wybaczyć. - Droga Pani, wszystko wydaje się być dobrze - Powiedziała, korzystając z pomocy którą czarnowłosa zaoferowała - Przepraszam najmocniej za kłopot. Odzyskała równowagę i z troską pogładziła po brzuchu. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby rosnącemu w niej dziecku cokolwiek się stało. Tak długo czekała na błogosławieństwo ciąży, tak bardzo pragnęła w końcu dać swojemu małżonkowi dziedzica. Uspokoić starczą duszę. Nie, nie mogła stwarzać maleństwu więcej zagrożeń. - Lady Wynafrei Tully z Riverrun - Odpowiedziała również lekko się skłaniając. Z Białego Portu? Kobieta pokonała drogę dalszą nawet od niej. Za to zapewne przynajmniej była ona wygodniejsza - Bardzo miło mi Panią poznać, Lady Manderly - Na tym się zatrzymała, choć po chwili stwierdziła, że skoro modlitwy zostały już przerwane, a więcej osób w sepcie nie było, mogła poznać bliżej kobietę - Mam nadzieję że podróż do Królewskiej przystani nie była dla Pani zbyt wielkim obciążeniem |
| | | |
| |