Selwyn Belmore - budu budu
Wto Sie 06, 2019 3:32 pm Selwyn Belmore - budu budu
Gość
avatar
Gość



imię i nazwisko
Selwyn Belmore

data i miejsce urodzenia
Ósmy dzień dziewiątego księżyca, 67 rok po Podboju Aegona

miejsce zamieszkania
Strongsong, Dolina

zajęcie/funkcja w rodzie
Młodszy syn lorda Belmore, dowódca straży Strongsong, egzekutor

nazwisko matki
Royce

wyznawana religia
Siedmiu

stan cywilny
Wdowiec

Biografia

somewhere, always, is a child tumbling,
the snake will swallow itself.
the sun will swallow the earth.
and somewhere, always, is a new thing learning
how to crawl out of its oldness and into the light.
but not me.


Odkąd pamiętał, niewiele mówił. Słowa były domeną jego brata, Jona; on zaś miał do dyspozycji jedynie miecz. Był młodszy, mniej wyczekiwany. Lord Belmore był spokojny, mając już dziedzica. Najwyraźniej nie miał pojęcia, że kiedyś, długie lata później los sobie z nich wszystkich zakpi.
Był wyjątkowo spokojnym dzieckiem, ulubieńcem matki. Ta przywieziona do Strongsong z Runestone, była kobietą jedynie pozornie silną. Długo tłamsiła w sobie gorycz i smutki, targane górskim wiatrem, a choć Selwyn chciał jej być pocieszeniem, nie potrafił znaleźć odpowiednich słów i gestów, by wpłynąć na jej decyzję. Jej stan jedynie się pogorszył, gdy Selwyn został wysłany na Wiedźmią Wyspę, by służyć jako giermek. Kruk, który przyniósł wieści o jej śmierci, już na zawsze miał dla Selwyna pozostać posłańcem Nieznajomego, obwieszczającego koniec czyjegoś życia.
Jak na dobrego obserwatora, stosunkowo późno dostrzegł baczne, ciemne spojrzenie, które przypatrywało mu się, kiedy ćwiczył fechtunek na dziedzińcu. Lady Arwen. Tak piękna, jak dumna. Nieosiągalna, jak krzak dzikiej róży rosnący na stromym, skalistym zboczu, bo przeznaczona jego bratu. Pobłażali sobie, tak długo jak nie doszło do ślubu. Jeszcze jeden wieczór, zwykł mawiać tylko po to, by kolejnego dnia spotkać ją znowu. Wiedzieli, że w końcu będzie trzeba z tym skończyć, ale odkładali to w czasie licząc, że mają go więcej. Nie mieli.
Ich wesele pamięta przez mgłę wina i ślepej zazdrości, w której nie miał czasu błądzić, bo wkrótce przedstawiono mu jego żonę, Darlene. Dobrze wychowana panna z domu Hunter. Miała jednak jedną, poważną wadę: nie była Arwen. Odsunął od siebie żonę brata najdalej jak się dało; nie chciał na nią nawet patrzeć. Unikał jej wzroku, towarzystwa, obecności, głosu. Chciał skupić się na Darlene, to ją pokochać, ale nie potrafił, nawet kiedy okazało się, że spodziewa się dziecka. W końcu i na nią nie był w stanie patrzeć. Spędzał czas w górach, polując na górskie klany. Tam nie musiał zastanawiać się nad tym, co zostawił w domu.

Darlene nie chciała być w Strongsong. Może gdyby był nieco bardziej uważny, wcześniej dostrzegłby, że jej oczy straciły dawny blask i wkradły się w nie cienie. Tamtego wieczora szukał jej wszędzie, gdzie lubiła z synem bywać. Przeszukał całą twierdzę, od piwnic, aż po krukarnię, gdzie odpowiedziały mu tylko oskarżycielskie krzyki ptactwa czarnego jak smoła. Jeden z kruków przysiadł na murowanym parapecie; przyglądał mu się ślepiami bystrymi jak paciorki, którymi wyszywane były brzegi sukni Darlene. Czy ptak mógł sobie kpić? A może to górskie szaleństwo zajrzało mu prosto w oczy? To samo, które pchnęło go ku oknu i nakazało spojrzeć w dół. Dwie plamy czerni na tle śniegu odcinały się jak krucze pióra.
Dwa strzaskane ciała. Rozrzucone bezwładnie kończyny. Drżące ręce Selwyna nie wiedzące, kogo ratować najpierw: żonę, czy syna? W głowie była tylko pustka, choć odpowiedź była znacznie prostsza - nikogo. Życie uleciało z nich jak wino z rozbitego naczynia. Darlene nie tylko go zostawiła; gwałtem odebrała potomka, krew z jego krwi. Selwyn wciąż się zastanawia, czy popchnęła ją ku temu rozpacz, czy gorliwa nienawiść do niego za to, że ją tu przywiódł, w miejsce, gdzie wiatr świszczący między skałami nucił swoje przeklęte pieśni umarłych, doprowadzając do obłędu. Gdzie nie było nic prócz niegościnnych gór i kryjących się w ciemnościach potworów. Jednego dnia ją za to wszystko nienawidził, tylko po to  by kolejnego dnia obwinić samego siebie za to, że tego nie przewidział.

To rozpacz przysłoniła zdrowy rozsądek, czy tak długo odtrącana pokusa, gdy w progu jego komnat po jednej z uczt pojawiła się Arwen? Zgrzeszył paskudnie, z wypowiedzianym szeptem tylko ten jeden raz na ustach.
Gdy wkrótce potem okazało się, że Arwen jest brzemienna, nie zapytał.

Księżycowe klany odebrały mu brata.
Sam ruszył po jego ciało, nie godząc się, żeby zgniło gdzieś w górskiej rozpadlinie. Obiecał, że przywiezie go do domu, choćby to miało być ostatnie, co w życiu zrobi. Za nic miał słowa ojca, mimo uszu puszczając, że martwy na nic się nam nie przydasz. W powietrzu zawisła groźba wydziedziczenia, która przecież dla Selwyna nic nie znaczyła. Nie miał już komu przekazać spuścizny. Wyruszył sam. Tropił długo, wiedziony zdawkowymi wskazówkami towarzyszy broni Jona, aż w końcu po wielu tygodniach znalazł. Tylko przez chwilę pomyślał, że Jon kochał te góry i być może lepiej by pozostał tu, gdzie poległ. Dziedzic powinien jednak spocząć w Strongsong i doczekać się stosownego pochówku. Jeden nieostrożny ruch Selwyna zaowocował poślizgnięciem się na niepewnym, kamienistym podłożu; upadek był krótszy, niż przypuszczał. Później nie było już nic. Zginąłby tam, a jego ciało spoczęłoby ramię w ramię z bratem, gdyby nie kruk, który zbudził go swoim dziobaniem. Był przekonany, że raz jeszcze to zwierzę będzie zwiastunem śmierci, tym razem jego własnej. I choć w głębi duszy czuł, że zasłużył na to, żeby zgnić w tym dole, wola życia pchnęła go ku temu, by się stamtąd wydostać. Poczucie winy nie pozwalało zostawić brata, zabrał go więc ze sobą, bo tylko tyle mógł dla niego po tym wszystkim zrobić.

Wrócił, choć spisany na straty, został uznany za zmarłego. Czy to rozczarowanie dostrzegł w pięknej twarzy Arwen, gdy zobaczyła go na progu? A może to była ulga? Lord Belmore podupadł na zdrowiu; syn Jona zbyt młody, by mieć na cokolwiek wpływ, został odsunięty, a wdowa po bracie Selwyna przejęła funkcję regentki, która nie należałaby jej się być może, gdyby Selwyn był na miejscu. Belmore nie wiedział, jakiej reakcji się po nim spodziewano. Właściwie od powrotu w ogóle niewiele mówił, w ciszy przyglądając się decyzjom, które podejmowała lady Belmore. Milczenie było aprobatą, czy całkowitym jej brakiem?

Kolejna biała szyja naznaczona brudem, wyciąga się na na pieńku, zroszonym obficie krwią. Skazaniec nie błaga, nie korzy się, gdy Selwyn bierze zamach. Nie myśli o przewinach tego, komu odbiera życie. Czeka na znak Arwen. Miecz opada. Głowa toczy się po ziemi, brocząc juchą. Ojciec mawiał, że jeżeli skazuje się kogoś na śmierć, trzeba mieć odwagę, by karę wymierzyć osobiście. Pewnego dnia zostaniesz w Strongsong sama ze swoimi duchami zwykł mawiać regentce. Na razie jednak jedynym, który stale musi znosić ich obecność, jest Selwyn.


Umiejętności


    Logika - 80
    Siła - 80
    Spostrzegawczość - 45
    Wytrzymałość - 80
    Zręczność - 40
    Zwinność - 80

    Czytanie i pisanie
    Astronomia - 10
    Etykieta - 10
    Jazda konna - 50
    Wspinaczka - 25



Skocz do: