Podobno wszystkie znaki na niebie wskazywały na to, że Lord Arryn doczeka się syna, przyszłego następce – śnił o swoim męskim potomku, akuszerka też uważała, że będzie chłopiec. Bo Lady Arryn tak piękniała podczas ciąży – a przecież podczas ciąży z dziewczynką powinno być na odwrót, bo te zabierając matce urodę. Wszyscy byli święcie przekonani, że na świat przyjdzie chłopiec. Było wybrane imię – Melyor – i wszystko zostało przygotowane na przyjście przyszłego Lorda Arryn na świat. – Panie, urodziła się piękna, zdrowa córka – oznajmiła akuszerka po kilkugodzinnym porodzie. Zawód na twarzy Lorda Arryn był ogromny – jedną mógł przeboleć, ale że dwie córki? Wizja nieposiadania syna, który w przyszłości by go zastąpił wcale a wcale mu się nie podobała. Imię wybrała matka – Breeaen. I pomimo że miała być chłopcem, to dla Lady stała się wielką pociechą.
Spełniaj marzenia.
Jako kobieta nie miała nigdy zbyt wiele do powiedzenia – zarówno ona, jak jej siostra czy matka. Zawsze musiały być w pełni posłuszne panu ojcu. Niepytana – nie odzywać się. Lata wpajania dworskiej etykiety i zdolności, które winna mieć każda dobra żona, ku uciesze swego męża. Czy Breeaen się to podobało? Oczywiście, że nie. Jej zainteresowania były zgoła inne – od młodych lat czuła ciągotę do medycyny i zielarstwa. Czytała księgi, a podczas konnych przejażdżek zatrzymywała się wiele razy w poszukiwaniu ziół, a potem próbowała robić z nich różnorakie specyfiki – z lepszym bądź gorszym skutkiem. I choć jej marzenie o zostaniu Maestrą nigdy się nie spełni, to dzięki życzliwości takowemu, który znajdował się w Orlim Gniazdu mogła się rozwijać w tej dziedzinie – oczywiście za przyzwoleniem ojca. Argumentu ku temu? Przecież jako dobra żona będzie musiała opatrzyć rany swego męża, nieprawdaż? Dobre słowo pani matki również wiele w tym przypadku dało – trzeba przyznać, że Lady wspierała córkę w jej zainteresowaniach.
Rodzina najwyższą wartością.
Od najmłodszych lat ceniła sobie wartości rodzinne – zarówno rodzice jak i siostra byli jej wyjątkowo bliscy i ważni. Jednakże szczególną więź nawiązała ze swym kuzynem Endamienem. Za każdym razem, gdy przybywał do Orlego Gniazda, mała Bree witała go swoim śmiechem. Potem – już nieco starsza – dobrym słowem. Kochała konne przejażdżki z kuzynem, wspólne wypady na polowania z sokołami. I choć sama Bree nie znała się na sokolnictwie, zawsze z podziwem patrzyła, jak Endamien panuje nad tymi pięknymi ptakami. Gdy ją – to znaczy ich – odwiedzał, czas w Orlim Gnieździe zdawał się płynąć jakoś szybciej.
Młode, głupie i nieświadome...
Miała siedemnaście lat, gdy jej serce po raz pierwszy zabiło szybciej. Został zatrudniony nowy stajenny, chłopak niewiele starszy niż ona sama. Z pięknym, szerokim uśmiechem, blond lokach i oczach błękitnych jak bezchmurne niebo. Sposób w jaki wypowiadał „panienko Arryn” niemal zwalało ją z nóg… oczywiście nie od razu. Wracając z przejażdżki koń czegoś się przestraszył – stanął na tylnych kopytach, zrzucając drobną Bree na ziemię. To właśnie młody stajenny to zobaczył jako pierwszy. Pomógł jej… a patrząc w jego oczy z dołu, miała wrażenie, że w nich tonie. Ich relacja była zakazanym owocem. Potajemne, nocne schadzki. Wspólne, nierealne marzenia. Jednak prędzej czy później to musiało wyjść na jaw – powiedzieć, że Lord Arryn nie był zadowolony z tego, że jego córka spotyka się ze stajennym to wielkie niedomówienie. Był wściekły. Biednego stajennego wrzucono do lochów, by następnie skazać na śmierć, a Breeaen została ukarana aresztem domowym. Trzy tygodnie później powiedziano jej, że wychodzi za mąż – za młodzieńca jednego z północnych rodów. Nie miała nic do powiedzenia. Przepłakała wiele nocy, modląc się do bogów… i jej żale zostały wysłuchane. Jej narzeczony zginął podczas polowania, rozszarpany przez niedźwiedzia. I choć nie życzyła mu śmierci i było jej go żal, w głębi ducha się cieszyła, że nie będzie musiała opuszczać na razie Orlego Gniazda. Ale od tamtej pory już nic nie było takie same… Bree przestała się tak często uśmiechać. Stała się bardziej małomówna, posępna i zamknięta w sobie… Jedynie na towarzystwo ukochanego kuzyna potrafiło sprawić, by ta się zaśmiała.