Urodził się w Białym Porcie, na sześćdziesiąt siedem lat od Podboju, w rodzinie zamożnej i sytuowanej. Jako drugi syn lorda. Jego życie było z góry zaplanowane, na co niespecjalnie mógł i nie narzekał. Był bystry i rozumiał wiele. Przez pewien okres wychowywano go jak jedynaka. Choć przez większość czasu pozostawał w cieniu dziedzica Białego Portu, kochał brata szczerze i nie miał nikomu nic za złe. Aarona, który został wysłany na nauki, odwiedził na kilka lat później, podróżując do Braavos z matką. Jak ogromnym wtedy zdziwieniem obdarzył świat za wielkim morzem mały człowiek, dotychczas wychowywany według zasad i wiary ziem po jego drugiej stronie. Zgodnie z życzeniem ojca wzrastał w duchu Wiary Siedmiu, kształcił się na wszystkich polach, jakie winny być siłą po stronie młodego lorda. Kurz, pot i piach między zębami obcierał wierzchem rękawicy tyle razy, że w końcu stały mu się miłe. Najpierw jako paź, giermek, później rycerz z krwi i kości. Przejawiał talenta do miecza i topora, bardziej niż do kwiecistej mowy. Nie bez przyczyny, bowiem większość dzieciństwa poświęcił nauce machania żelastwem, jeździe konnej i spędził na zajęciach, które przystawały wychowaniu drugiego syna. Uwielbiał polowania, ściąganie pieniędzy z ludzi i dzielenie skóry na niedźwiedziu. Zgodnie z wysokim urodzeniem miał jeszcze jeden obowiązek, na który składało się wiele lat teorii i praktyki. W przyszłości miał stać się istotną podporą dla brata. Jako drugi syn w linii musiał również mieć na uwadze to, że w razie złego losu przejmie pieczę nad rodziną. Jak mało kto potrafił upodobane sobie cyvasse zamienić w prawdziwą strategię walki na śmierć i życie. Nauka pod okiem maestra miała wymiar całościowy, przyniosła skutki w przyszłości. Okazało się, że chociaż niespecjalnie charyzmatyczny, ale za to przenikliwy i konkretny, Drust miał smykałkę do dowodzenia. A ludzie widzieli w nim swojego przywódcę. Mówili mu od dziecka, że jest podobny raczej do ojca, niż do matki, w której żyłach płynie gorąca krew Antaryonów z Braavos. Prawdą było to zaledwie powierzchowną i to w sensie dosłownym, bowiem Drust odziedziczył po ojcu kontynentalną, północną urodę. Po matce zaś wszystko inne co zostało - charakter, manierę gestów i mimiki a przede wszystkim, temperament. Babka, która upodobała sobie go szczególnie, a której dawał w kość jak dziesięcioro takich kilkuletnich brzdąców, powtarzała bez zawahania, że wchłonął on jak gąbka od krewniaków z obu stron, wszystkie harde, butne i najgorsze podrygi. Jeszcze jako młodzieniec został pasowany na rycerza. Dużo podróżował, głównie po kontynencie, w ramach interesów ojca i rodu. Dzięki swoim predyspozycjom i powiększającemu się doświadczeniu przyszło mu przejąć rolę dowódcy konnicy Białego Portu.