Na szczęście nie urodził się jako dziedzic królewskiej pary. Przyszedł na świat jako czwarty syn króla, dzięki czemu być może łatwiej było znieść fakt, że maester od wczesnych lat zwykł określać go mianem krnąbrnego dzieciaka, który własne uciechy zwykł przedkładać ponad jakiekolwiek obowiązki. Niewykluczone oczywiście, że mniej by mu pobłażano, gdyby rzeczywiście przypadła mu w udziale rola następcy tronu. Niewykluczone, że w takim przypadku z tego krnąbrnego dzieciaka wciąż dałoby się zrobić przykładnego księcia, przyszłego króla, który doskonale wywiązywałby się z przypisanej mu roli. Możliwe, że maeser powziąłby większe starania w tej kwestii, nie dając młodemu księciu zbyt wielkiego pola do popisu, jeśli chodziło o jakiekolwiek próby buntowania się przeciwko narzucanym zasadom. Tymczasem, skoro wizja odziedziczenia tronu była w przypadku Aeriona ze wszech miar nierealna, nieco chętniej pobłażało się mu, kiedy zamiast spędzać czas na lekcjach z maesterem, młody książę wymykał się poza mury Czerwonej Twierdzy lub zaszywał się wśród jej zakamarków, wyszukując sobie zajęcia znacznie ciekawsze niźli przyswajanie historii wielkich rodów Westeros lub czegokolwiek innego, o czym podobno królewski syn powinien wiedzieć. Oczywiście to nie tak, że odpuszczano mu zupełnie. Był mimo wszystko synem króla. I o ile w pewnych sytuacjach można było przymknąć oko na jego wybryki, to jednak oczywistym było, że nawet mimo stawianego przez niego oporu, książę musiał przyswoić pewną wiedzę, zasady etykiety i zachowania się na dworze. Nawet, jeśli z jakiejkolwiek wiedzy od zawsze najbardziej interesowała go ta, która w jakikolwiek sposób wiązała się ze smokami. Jeszcze jako mały dzieciak potrafił godzinami wpatrywać się w smocze jajo, któremu najwyraźniej wcale nie spieszyło się do tego, by się wykluć. Najwyraźniej król niezamierzenie wybrał dla swojego potomka smoka równie upartego i ceniącego sobie niezależność, jak sam Aerion. Srebrnoszare pisklę przyszło na świat dopiero w momencie, gdy książę skończył piąty dzień imienia. Nikt nigdy nie znalazł sensownego wyjaśnienia na to, dlaczego Seasmoke potrzebował tak wiele czasu na wyklucie. Mówiło się, że być może jajo przetrzymywane było w nie do końca sprzyjających warunkach i to zdawało się być najbardziej logicznym wytłumaczeniem. Równie często można było jednak usłyszeć teorie o tym, że to przeciągające się oczekiwanie na wyklucie smoka miało być dla młodego księcia nauką cierpliwości, jaką zgotowali mu bogowie. Jeśli nawet - wcale to nie pomogło. Pięć długich lat oczekiwania na wyklucie smoka wcale nie nauczyło Aeriona cierpliwości. Konieczność zbyt długiego tkwienia w jednym miejscu lub skupienia się na czymś, co jego zdaniem było zwyczajnie nudne, wciąż była istną katorgą. I w najmniejszym nawet stopniu nie zmieniało się to wraz z upływem kolejnych lat. Zmieniały się jedynie metody, jakich książę używał, by wymigać się od zajęć, które nie sprawiały mu najmniejszej przyjemności. Początkowe dziecięce dąsy i grymaszenia nie były szczególnie skuteczne, dlatego też z czasem zmieniły się w regularne mniej lub bardziej udane próby wymykania się z Czerwonej Twierdzy i znikania na długie godziny. To zwykle działało nawet całkiem nieźle - o ile tylko ktoś w porę nie zatrzymał go po drodze. Późniejsze konsekwencje też zwykle nie należały do najprzyjemniejszych i możliwe, że właśnie dlatego z wiekiem Aerion dojrzał do tego, by dla osiągnięcia pożądanego celu uciekać się do forteli, kłamstw i manipulacji, co przy nabraniu odrobiny wprawy rzeczywiście okazywało się być najskuteczniejszą metodą.
Tak samo jak nie miał zbyt wielkich szans na to, by kiedyś zostać królem Siedmiu Królestw, tak samo niewielkie szanse miał ku temu, by kiedykolwiek zasłynąć jako najlepszy wojownik królestwa. Owszem, ćwiczył walkę mieczem i nawet stosunkowo dobrze sobie przy tym radził. Zdecydowanie jednak siła fizyczna nie była nigdy jego najmocniejszą stroną, on sam zaś nigdy nie miał dość samozaparcia i cierpliwości, by fakt ten zmienić. Nie zawsze mógł prawdopodobnie liczyć na zręczność i zwinność, dzięki którym może i wywijał lekkim mieczem ze swego rodzaju gracją, jednak w końcu nie to było chyba najważniejsze, gdy chodziło o posługiwanie się żelastwem... Z całą pewnością nie powinien też liczyć na to, że urok osobisty, któremu ulegała znaczna część królewskiego dworu, miałby podziałać na ewentualnego przeciwnika. I nie liczył na to. W zasadzie... niespecjalnie go to obchodziło. Wiedział przecież, że w przyszłości zdecydowanie nie będzie miał zamiaru prowadzić jakichkolwiek wojsk do walki. Był w stanie zadbać o własny zadek, jeśli zaszła taka potrzeba. Jeśli nawet nie byłby w stanie samodzielnie zadbać o to w dostatecznym stopniu, miał przecież Seasmoke. W tamtym czasie wciąż jeszcze niewyrośniętego smoczego podlotka, który może i wielkością nie przerastał średniej wielkości psa, jednak zajadłości nigdy mu nie brakowało. Niektórzy zwykli nawet twierdzić, że pod względem charakterów smok i książę niczym się w zasadzie nie różnili. Jakiekolwiek różnice wynikały zaś jedynie z tego, że Aerion nauczył się swoje prawdziwe intencje ukrywać pod maską tego, co chcieliby widzieć inni.
Spędzanie czasu w okolicznych burdelach, wątpliwej jakości karczmach, czy też zadawanie się z pospólstwem nie było prawdopodobnie czymś, co wypadałoby robić królewskiemu synowi. Zdecydowanie było jednak świetnym sposobem na gromadzenie informacji - nie tylko o tym, co działo się w Królewskiej Przystani i najbliższej okolicy, ale również w pozostałych zakątkach Siedmiu Królestw. Jeśli tylko znalazło się odpowiednie towarzystwo, można było liczyć na stały dostęp do najróżniejszych wieści na wszelakie tematy. Może i więc Aerion nigdy nie miał zostać królem ani najlepszym wojownikiem królestwa. Zdecydowanie dość szybko nauczył się jednak, że nawet bardzo szemrane znajomości mogą się przydać i że nie warto pod tym względem być szczególnie wybrednym. Dzięki temu już od lat śmiało mógłby uchodzić za jedną z lepiej poinformowanych osób w całej Królewskiej Przystani, co z czasem postanowił wykorzystać również jego ojciec, swojego najmłodszego syna mianując starszym nad szeptaczami. I choć posiedzenia małej rady nigdy nie były czymś, co Aerion mógłby uznać za zajęcie szczególnie ciekawe, czy porywające, niewielkie są raczej szanse na to, by tak po prostu odmówić królowi. Przynajmniej do czasu, gdy ten nie upiera się, by ożenić z kimś najmłodszego - i jednocześnie ostatniego nieżonatego - syna. Do tego bowiem zdecydowanie w najmniejszym nawet stopniu się Aerionowi nie spieszy. Bo w końcu... raczej dość powszechnie znane jest jego twierdzenie, że dookoła zbyt wiele jest interesujących kobiet, żeby poświęcać czas tylko jednej z nich.