Aenys Velaryon
Nie Cze 30, 2019 6:58 pm Aenys Velaryon
Gość
avatar
Gość



imię i nazwisko
Aenys Velaryon

data i miejsce urodzenia
dziesiąty dzień ósmego księżyca, 72 rok po Podboju, Driftmark na Wąskim Morzu

miejsce zamieszkania
Wieża Białego Miecza; Królewska Przystań; Krainy Korony

zajęcie/funkcja w rodzie
zaprzysiężony rycerz Gwardii Królewskiej, drugi syn Lorda Driftmarku

wyznawana religia
Siedmiu Bogów

stan cywilny
poślubiony Gwardii Królewskiej

Biografia

Pachniesz morzem.

Szum fal wypełniał jego myśli od dnia narodzin. Na Driftmarku nie było przed nim ucieczki; przedzierał się przez zamkowe mury, szeptał nocami zza otwartych okien, nawoływał porankami z syrenią tęsknotą. Wzywał niemowlę, chłopca, w końcu młodego mężczyznę, powtarzając jego imię w dźwięku, z jakim woda rozbijała się o skały.
Nauczył się żyć ze smakiem morza w ustach i jego zapachem na skórze.
Rozkołysany pokład pod nogami był mu domem bardziej, niż smagane wiatrem mury Driftmarku; był solą i słońcem, był zbrązowiałą od złocistych promieni skórą i pęcherzami na dłoniach, które pękały w zetknięciu z szorstkimi splotami okrętowych lin.
Był Wąskim Morzem, a Wąskie Morze było nim.
Składał się z wysepek, mielizn i zdradliwych zatoczek, ze sztormów szalejących w pociemniałym spojrzeniu i bezwietrznych dni, kiedy każdy jego dotyk przypominał muśnięcie ciepłych fal. Knykcie stwardniałych dłoni były jak Korona Króla Merlingów, włosy – na lądzie srebrzyste, na morzu przybierające barwę brudnego złota – jak piaszczyste plaże Tarth, śmiech jak huk wody rozbijającej się o klify Zatoki Rozbitków.
Pachniał morzem, a morze pragnęło pachnieć nim.
Ogień był żywiołem rodu Targaryen, lecz przyroda nie znosi pustki – równowagę stanowiła woda będąca dominium rodu Velaryon. Na pokładzie pojawił się jako siedmiolatek; tego samego dnia niemal utonął, poznając smak słonej, przeraźliwie zimnej śmierci. Skrzypienie okrętowych lin i śliski pokład towarzyszyły mu przez sześć kolejnych lat, do dnia, w którym odesłano go na królewski dwór w roli giermka. W stolicy niemal każdego wieczora spoglądał na Zatokę Czarnego Nurtu, za nic mając kpiące sarkanie Arysa Swanna.
Patrzył na morze, a morze odpowiadało mu z tęsknotą.
Mógł wrócić na pokład dopiero, gdy ukończył szesnasty dzień imienia, po zdobyciu rycerskich ostróg na turnieju w Turni, gdzie zwyciężył walkę na kopie. Jego radość oraz dumę mąciła myśl, że przebywa zbyt daleko brzegu.
Zbyt daleko od domu.

Oddychasz bólem.

Wciąż czuł drżenie jej ciała i zimną jak lód skórę.
Kiedy dotarli do płonącej galery, było zbyt późno na pościg. Snujące się po niebie czarne wstęgi były zapowiedzią tragedii, przerażenia i wściekłości.
Zwłaszcza wściekłości.
Ktoś nieustannie powtarzał wszystko będzie dobrze, a każde dobrze przeszywające zasnute dymem powietrze było jak uderzenie bicza. Jego koszula nasiąknęła wodą, chłód wkradał się w żyły, determinacja torowała drogę do kajuty i cały świat – każdy element, z którego powstał – ograniczał się wyłącznie do niej.
Do jej drobnego ciężaru, drżenia obejmującego ciało i spojrzenia pozbawionego blasku.
Rhaenys nie powiedziała ani słowa, ale wiedział.
Tamtej nocy i długie lata później – ciągle wiedział.
Kiedy zniknęła z jego oczu pod stosem koców, otumaniona tragedią, makowym mlekiem i żałobą, usiadł na podłodze przy jej łóżku, kładąc broń na kolanach – dokładnie tak, jak robił to dziesiątki razy później. W tamtej chwili – ze zdumieniem odkrywając ranę na ramieniu i zlepiającą materiał koszuli krew – nieśmiało zaczął pragnąć tylko tego.
Być blisko niej.
Już zawsze.
Nawet za cenę morza.

Smakujesz solą.

Jej usta są miękkie i czerwone, ale pocałunek nieporadny, zbyt nerwowy. Dłonie wędrują pod koszulę, muskając opuszkami napięte mięśnie i właśnie wtedy – zbyt późno – dociera do niego, że to niewłaściwe.
Drży ze strachu, odsuwając się od niej, choć jest wyższy o półtorej głowy i cięższy o dobre kilkanaście kamieni. Zawsze była drobna. Zawsze była jego małą siostrą.
Smakujesz solą, szepczą rozchylone usta; na pewno tego nie chcesz? dopytują smukłe palce, rozwiązując sznurki gorseciku.
Nie odpowiada. Morze za jego plecami – gniewne, skotłowane, o wodach czarnych jak smoła – mówi za niego.
Jej oczy lśnią w blasku księżyca. Ma gładką, białą jak mleko skórę i piękne piersi; to właśnie piękno prowadzi ją do zguby.
Martwię się o ciebie, jego głos brzmi jak narastające echo sztormu. Oczy, zwykle barwy wrzosów, są niemal purpurowe z tłumionego gniewu.
Gdzieś uleciała jej pewność siebie, coś, czego zawsze mu brakowało.
Jakbyś się czuł, gdyby skradziono ci wszystkie marzenia? warknęła, zasłaniając piersi drobnymi dłońmi. Nie rozpłakała się, ale nawet w skąpym świetle dostrzegał łzy w jej oczach i to one zabolały go bardziej niż wszystkie cięgi, które dostał w życiu – a zebrał ich sporo.
Ostatnie kilka księżyców było koszmarem, przez który on brnął z mozołem jak w bagnie, ona z kolei stąpała leciutko, jakby przemierzała ciepłą plażę. Małżeństwo zawisło nad rodzeństwem Velaryonów ze złowrogością godną katowskiego topora; Lord Pływów mówił o zachowaniu czystości krwi, o starożytnych więzach, o poczuciu bezpieczeństwa, o czystym valyriańskim, w którym porozumiewał się cały Driftmark, ale Aenys słyszał jedynie huk morza.
Słyszał potężny, bezwzględny sztorm, który nadciągał na pozbawione osłony ciało.
Jeszcze tamtej nocy – na trzy dni przed ślubem – opuścił Driftmark, mnąc w dłoni list skreślony ręką samego króla.

Tętnisz życiem.

Dopadał przeciwnika błyskawicznie, odbijając jego miecz i uderzając w tarczę z taką siłą, że wokoło sypały się drzazgi. Czasami byli szybsi od niego i wywijali się jak frygi – jednak wtedy tracili czas, żeby się odsunąć i wziąć zamach.
Wystarczyło się nie wahać.
Prawie nie czuł ciosów, które przyjmował na własne ciało; atakując, zmuszał do odwrotu, a gdy krawędzie tarcz zwierały się ze zgrzytem, czasem łapał za ich brzegi i niwelował odległość.
Tak, by było za blisko na broń.
Odrzucał treningowy miecz i zaczynał okładać pięścią, dając upust całej wściekłości i rozczarowaniu jakby przeciwnik był jego ojcem, starszym bratem lub – najczęściej, zbyt często – bestiami, które skrzywdziły Rhaenys. Uderzał w żebra, w nos, w zęby, znów w żebra, aż konkurent gubił oddech, później jeszcze raz, aż padał na ziemię, kaszląc krwią. To, co działo się później – pięści unurzane we krwi, złamane szczęki, ciała wdeptane w bruk, utraty przytomności – to wspomnienia ukryte za czerwoną mgłą wściekłości.
Najczęściej to Arys wyciągał po niego potężną łapę, odciągając od ofiary z cichym już dosyć na ustach.
Tak, chrypiał w odpowiedzi Aenys, opuszczając bezwładnie ręce. Dosyć.
Kiedy zsuwał tarczę z przedramienia, zawsze przychodził wstyd. Był przerażony tym, na co potrafił się zdobyć. Był przerażony tym, że nie pamiętał, kiedy tego dokonał. W takich chwilach nie czuł się jak rycerz Białej Gwardii, nie czuł się jak ktoś, kto w stoi w pełnym blasku.
Ani trochę.

Żyjesz tęsknotą.

Biały płaszcz na jego ramionach nie miał żadnego ciężaru. Był utkany ze wspomnień – z dnia, w którym władca wezwał Aenysa do Królewskiej Przystani, by przywdział biel w uznanie za ratunek na Wąskim Morzu.
Z chwili, kiedy obserwował, jak Arys zdobywa tytuł rycerski, pokonując rycerza, któremu nie podołał Velaryon.
Z tych kilku uderzeń serca, kiedy podczas ceremonii wstąpienia do Gwardii dostrzegł Rhaenys; wątpliwości opuściły jego umysł jak cofająca się fala, bowiem powód, dla którego zgodził się przywdziać biel, uśmiechał się delikatnie, wprawiając ukryte pod zbroją serce w szaleńczy bieg.
Zrzekł się wszystkiego nie otrzymując w zamian nic – każdy Gwardzista zgadzał się na równie gorzki układ, myśląc o królestwie. O królu. O królowej.
O księżniczce, która już dawno przestała być potrzebującą opieki dziewczynką.
To życie było prostsze; wystarczy służyć wiernie. Słyszeć, lecz nie słuchać. Być posłusznym. Chronić.
Żyć dla korony. I dla korony umrzeć.
Minęły cztery lata odkąd przywdział biały płaszcz; wystarczająco wiele czasu, by zmieniło się wszystko poza królem, tlącym się w sercu uczuciem i morzem, które było tam, gdzie zawsze.
Tego jednego nie mogła odebrać mu służba – widoku migoczącej w świetle słońca wody.
I cierpliwego oczekiwania, aż morze przywoła go po raz ostatni.

Umiejętności


  • logika 30
  • siła 80
  • spostrzegawczość 50
  • wytrzymałość 80
  • zwinność 50

  • astronomia 10
  • czytanie i pisanie
  • jazda konna 60
  • język powszechny 10
  • pływanie 15
  • żeglarstwo 15


Re: Aenys Velaryon
Sob Lip 20, 2019 10:15 am Re: Aenys Velaryon
Admin
Admin
209
Administracja
https://www.w3schools.com/colors/colors_picker.asp
Aenys Velaryon

Ekwipunek: koń, miecz, sztylet, tarcza, zbroja

Przywileje:

Historia rozliczeń:
Zakupy - 20.07.19 [-490]



Skocz do: