Gaj cytrynowy
Wto Lip 02, 2019 10:25 pm Gaj cytrynowy
Mistrz Gry
Mistrz Gry
68
Mieszcząca się w zachodniej części Dorne plantacja cytryn jest godnych podziwu rozmiarów. Ogromny teren przede wszystkim okupowany jest przez drzewa cytrusowe, które doglądane są przez jedną z rodzin. Dziedziczone jest z pokolenia na pokolenie.
Na terenie plantacji znajduje się kilka niewielkich domostw. Budynki różnią się wielkością, a ten najokazalszy przynależy do rodziny zajmującej się drzewami. Jest on pierwszym budynkiem, do jakiego można dotrzeć po przejechaniu długiej, głównej alejki. Wspomnianych ścieżek jest zdecydowanie więcej i z pewnością można by się pogubić w ciemnościach. Pozostałe budynki są przeznaczone dla gości i przejezdnych, a także dla pracowników, którzy od świtu do późnego popołudnia pracują i zbierają cytrusy.
Na tylnej części plantacji znajduje się strumień, z którego pociągnięte zostały kanały nawadniające.
Re: Gaj cytrynowy
Wto Lip 02, 2019 10:42 pm Re: Gaj cytrynowy
Gość
avatar
Gość
- 1 - 12 IIIk 98 r.p.P.

Kolejny list z proponowanym spotkaniem nie mógł być zignorowany. Chęci ku temu były, podobnie też znalazłaby powody, aby znowu nie pojawić się w umówionym miejscu.
Była jednak zdziwiona, gdy służba przyszła z informacją, że jest wyczekiwana u podnóży zamku. Nie zastanawiała się nad myślami kobiety, która opuszczała jej komnatę po przyjęciu wiadomości. Sama zresztą niedługo później wyszła z pomieszczenia, a następnie z zamku.
Osiodłanie konia zajęło chwilę. Choć nie robiła tego osobiście, to jednak zabawiała grzecznościową rozmową, by z małą pomocą móc opuścić dziedziniec poprzez przekroczenie głównej bramy. Poinformowała o potrzebie wyjścia i ruszyła w drogę.
Zatrzymała się i skinęła na przywitanie. Nie planowała zejść z wierzchowca, skoro i tak lada chwila mieli skierować się w milczeniu do jednego z wybranych miejsc.
Droga nie należała do najkrótszych, jednak ciężko byłoby uznać, że stracili na tym pół dnia. Jeszcze trochę brakowało do zbliżającego się zmierzchu. Samo rozpędzenie się dało chwilę swobody i walki z myślami, które nagromadziły się w ostatnim czasie.
Z oddali dało się zauważyć teren gaju. Liczne korony drzew słabo kiwały się na boki. Kilka osób przewijało się między niewielkimi alejkami, pozwalając sobie na odpoczynek w cieniu rzucanym przez cytrynowce.
Meraud przyspieszyła, skręcając do tylnego wejścia do gaju. Słaby płot nie stanowił może najlepszego ogrodzenia, ale wyraźnie podkreślał granicę zajmowanego terenu. Od przejścia do budynku droga była niedługa, więc zdążyli zwolnić. Aż w końcu zatrzymali konie, których wodze przywiązali do wystającej belki.
Wrzucenie monety do jednej z mis było niemalże tradycyjną i częstą zapłatą. Jedna z dwóch monet zdążyła wylądować na dnie naczynia.
Dayne weszła do podwójnej izby, zostawiając za sobą otwarte drzwi. Pierwsze pomieszczenie zapewniało możliwość odpoczynku czy spożycia posiłku przy niewielkiej ławie z trzema krzesłami. Stara komoda była zniszczona po boku. Misa z niewielką liczbą owoców stała przy karafce z kielichami. Dalej było przejście do drugiego pomieszczenia, w którym można było zapaść w sen i pozwolić sobie na zregenerowanie sił.
Wygładziła dłońmi materiał lekkiej, ciemnoniebieskiej sukni, która była przewiązana zdobionym paskiem na wysokości talii. Nie poprawiała spiętych włosów, skupiając się na swoim towarzyszu w oczekiwaniu na odzew z jego strony.


Ostatnio zmieniony przez Meraud Dayne dnia Sob Lip 20, 2019 12:06 am, w całości zmieniany 2 razy
Re: Gaj cytrynowy
Wto Lip 02, 2019 11:38 pm Re: Gaj cytrynowy
Gość
avatar
Gość
#1

Czekał na nią przy karym rumaku. Ciemne oświetlenie nie pozwoliło dostrzec kobiecie ulgi, jaka wypisała się na jego twarzy na jej widok. Brak odpowiedzi na list i późniejsza nieobecność w miejscu spotkania sprawiła, że kolejny raz pofatygował się osobiście, oszczędzając na atramencie i pergaminie. Nie często bywał w Starfall, lecz w pamięci pozostało mu wiele miejsc i skrótów które mógł w tym momencie wykorzystać. Niewiedza i domysły burzyły jego spokój. Powitał ją lekkim ukłonem, rzucając przenikliwie spojrzenie. Przejażdżka pozwoliła na ułożenie myśli, które miały za niedługo nabrać realności.
Domyślał się powodu dla którego opuściła spotkanie. Nabrał powietrza którego woń przesiąknęła cytrusami. Pozostał w tyle, obserwując damską sylwetkę. Ukradkowo rozejrzał się czy nie mają towarzystwa, które zaalarmowałoby nieodpowiednie osoby. Czasami czuł się jak smarkacz, którego miano przyłapać na wykradaniu podpłomyków z kuchni. Sięgnął do sakwy i wrzucił kilka monet do misy.
Doskonale znał rozkład budynku w którym się zatrzymali. Wolnym krokiem podszedł do karafki, nalewając im wina. Rzadko pijał, głównie dla okazji ale teraz czynił to jedynie dlatego by odwlec nieuniknione.
-- Jak się miewa Roderick? -- Myghal zaczął od najgorszej strony niż mógłby przypuszczać. Odkąd dowiedział się o swoim pierworodnym, nie sposób było mu zarzucić zaniedbania. Dbał o nich zarówno materialnie jak i starał się być obecnym w ich życiu. Malca pokochał, snując opowieści o walecznych rycerzach i historii rodów do jakich należał. Wystrugał dla niego pierwszy mieczyk, którym mógł odganiać smoki i baśniowe stwory. Podszedł do Meraud z kielichem. Pojednawczy gest oraz wstęp do dłuższej rozmowy.
Re: Gaj cytrynowy
Sro Lip 03, 2019 12:00 am Re: Gaj cytrynowy
Gość
avatar
Gość
Cytrynowy zapach z pewnością dawał ukojenie w upalne dni. Tych nie brakowało w Dorne. Woń dało się wyczuć już z oddali. Pomiędzy drzewami i w rozmieszczonych na terenie gaju budynkach - jedynie zyskiwało na sile. Nie przeszkadzało to Meraud. Orzeźwiało ją to, przez co nie miała poczucia, że pora jest późniejsza.
Na wysokości talii miała złożone ze sobą dłonie. Obróciła się nieznacznie, śledząc niespieszne ruchy Myghala. Choć nie miała szans obserwować go w prawdziwej walce, a jedynie podczas treningów, to była pewna, że poruszał się szybciej. Tak to zawsze wyglądał na takiego, co miał czas. Tak samo w ruchu, jak i w zbieraniu myśli.
Skradanie się i widywanie w taki sposób dodawało adrenaliny i podniecenia. Wystarczyła chwila nieuwagi, jak wtedy. Teraz, dojrzalsi, mogli się pilnować. Podobnie jak i nie powinni się martwić, choć ich zachowanie w takich chwilach wskazywało na coś innego.
Nie od razu przyjęła oferowany kielich. Lekko rozchyliła usta, gotowa do odmowy. W ostatnim momencie zdecydowała się wyciągnąć dłoń i wziąć od mężczyzny naczynie. Jeszcze się nie napiła, myśląc nad odpowiedzią.
Dobrze — Nie była to zbyt wylewna odpowiedź z jej strony. Nie było to też rzadkie pytanie, żeby była zdziwiona. Jedynie spodziewała się, że od czego innego zacznie rozmowę. — Wykańcza maestra swoją ciekawością. Niechętnie uczy się heraldyki. Mało kto to lubił — Cień rozbawienia pojawił się w jej oczach. Sama niejednokrotnie wspominała te wszystkie nauki, które w przyszłości miały się przydać.
Przyjrzała się jego twarzy. Zmarszczkom wokół oczu czy też kilku bliznom, które zdążyły się pojawić przez te wszystkie lata. Noszony zarost już pewnie wołał o brzytwę, żeby się go pozbyć.
Szlaki bezpieczne? — Z jej strony również nie było to najrozsądniejszym pytaniem, aczkolwiek sama nie wiedziała czy chce wszystko usłyszeć, czy jednak zwlekać przed nieuniknionym.
Wychyliła kielich, zerkając na porysowany blat ciężkiego stołu.
Re: Gaj cytrynowy
Sro Lip 03, 2019 12:40 am Re: Gaj cytrynowy
Gość
avatar
Gość
Lubił słuchać opowieści o Rodericku. Kiedy tylko pochłaniała ich ciemność rozgwieżdżonego nieba, a nagie ciała ogrzewały skóry, zamykał oczy i wyobrażał sobie wszystko to o czym mówiła. Nigdy nie posądzałby się o ciepłe uczucia względem dziecka. Syn zawładnął jednak jego myślami i wpływał na decyzje. Kontakt z nim był czymś czego nigdy się dobrowolnie nie wyrzeknie.
Podając kielich, Myghal spuścił wzrok na jej dłoń uśmiechając się nieznacznie. Rzadko można było widzieć go uśmiechniętego i wesołego. Niemalże zawsze poważny, małomówny i potrafiący przekazać spojrzeniem więcej niż słowami.
-- Będzie miał jeszcze na to czas -- powiedział -- A jak nauki z mistrzem Betrozo?
Ściągnął go do Starfall ze Słonecznej Włóczni, chcąc aby syn uczył się pod okiem jednego z najlepszych.
Umiejętność walki i obrony była obsesją Fowlera. Widział w Rodericku swojego następcę. Podniósł na nią spojrzenie. Błękitne tęczówki, miedź przetkana z brązem. Oboje mieli urodę dornijskich górali. Uroda Mery zatrzymała się dla niego w czasie. Była owadem zatopionym w bursztynie.
-- Tak -- nie zwlekał z odpowiedzią na powierzchowne pytanie -- Będą jednak zwiększane patrole. Susza powoli daje się wszystkim we znaki. Jeśli pogoda się nie poprawi, obawiam się, że możemy stanąć przed poważnym dylematem... Najpewniej będę musiał wyjechać w tej sprawie do stolicy.
Mówił jej to wszystko nie dlatego, aby zająć czas a po to, że tego potrzebował. Świeżego, innego spojrzenia na sytuację o której rozprawiał z najbliższym kręgiem doradców. Wielu ambitnych mężczyzn spowiadało się dziwkom w zacisznych pokojach. On widział w Merze kogoś więcej niż kobietę.
Re: Gaj cytrynowy
Sro Lip 03, 2019 1:05 am Re: Gaj cytrynowy
Gość
avatar
Gość
Doceniała jego chęci i starania. Zależało jej na kontakcie Rodericka i Myghala, więc nie odmawiała tego obojgu. Widziała to może inaczej, ale działania mające miejsce lata temu, pokrzyżowały plany. Ostatnie wydarzenia niemalże całkowicie je zamknęły w sferze złudzeń, z którymi pozostało jej być. Nie mówiła mu o tym. Wiedziała, że domyślał się, co mogło być powodem jej zachowania w minionych tygodniach.
Cieszyło ją to, że nie był obojętny wobec pierworodnego, który zdążył się przyzwyczaić do jego obecności. Początkowo nieufny, później pragnął jego wizyt i ćwiczeń. Dawał wówczas z siebie wszystko i niemalże każdorazowo chwalił się postępem.
Z czasem to nie wiem. Niedługo jest jego dzień imienia... — Między brwiami pojawiła się pojedyncza zmarszczka. Zbiegło się to z pytaniem o mistrza, którego musiała sobie przypomnieć i skojarzyć ostatnie wydarzenia. — Nie przypominam sobie, żeby powstały jakieś problemy. Zakładam więc, że jest zadowolony z nauk, choć wycieńczony.
Jako że syn sam wyrywał się z ćwiczeniami i wiele czasu poświęcał na machanie kawałkiem drewna, nie miała serce tego mu zabraniać. Niekiedy była do tego zmuszona, gdy maester skarżył się na jego nieobecność. Fowler chciał zadbać o to, aby Roderick potrafił się bronić i walczyć, natomiast Mer chciała, żeby zdążył nabyć trochę wiedzy.
Rozejrzała się wymownie po pomieszczeniu. Zrobiła parę kroków w stronę okna. Z niego można było dojrzeć nieopodal drzewa cytrynowe.
Zawsze pozostają nam cytrusy — Skomentowała na wpół żartobliwie. — Z jakim dylematem będziemy mieć do czynienia? — Mogła się domyślać, jednak preferowała potwierdzenie. Odsunąwszy się od spraw rodu, nieczęsto nadrabiała wiadomości dotyczące regionu.
Jak długa będzie twoja nieobecność? — Odwróciła się do niego, przytykając brzeg kielicha do swoich warg. W następnej chwili napiła się wina, przenosząc ramię na talię w luźnym ułożeniu.
Pozwalała mu na mówienie i dzielenie się swoimi problemami. Myślami i uwagami, które niejedną osobę potrafiłyby obruszyć. Skoro jej to mówił to najwidoczniej był przekonany do tego, że może jej ufać. Nie spieszyło jej się w końcu do tego, by dzielić się tym, czego się dowie.
Re: Gaj cytrynowy
Sro Lip 03, 2019 2:26 am Re: Gaj cytrynowy
Gość
avatar
Gość
Bardzo szybko przekonali się o innym podejściu do wychowania syna. Nie były to jednak na tyle poważne różnice, aby prowadziły do kłótni. Sprzeczki były czymś naturalnym, ale rzadkim w ich przypadku.
Wspomnienie o nadchodzących urodzinach poruszyło go, jednak nie na tyle żeby Mera to zauważyła bądź się zaniepokoiła. Miał dla Rodericka prezent, niczego mu nie odmawiał. Nie mógł się doczekać chwili kiedy z dziecka wyrośnie na młodzika, którego będzie mógł wziąć pod swoje skrzydła i szkolić.
Nie mówił jeszcze o tym jego matce. Odprowadził ją spojrzeniem, samemu decydując się na usadzeniu czterech liter na krześle. Upił wina.
-- Kiedy ludności zacznie doskwierać głód i pragnienie, to obudzą się w nich najgorsze demony. Chciałbym, abyś w takiej sytuacji wyjechała do krewnych o których wspominałaś. Nie wiem jakie decyzje zapadną u Martellów, ale należy się przygotować na najgorsze. Lżej się potem znosi rozczarowania -- mówił ze wzrokiem utkwionym w delikatną ozdobę na kobiecym ciele.
-- Tydzień? Półtora? -- trudno było tak szacować; czuł się nieswojo myśląc o wizycie w Słonecznej Włóczni. Było to spowodowane Arianną i ewentualną konfrontacją z jej rodziną. Jeśli do ich uszu dotarły wieści o problemie małżonków...
-- Nie chciałem tego -- odezwał się, podrywając spojrzenie niebieskich oczu na twarz Meraud. Odstawił kielich na drewniany stolik i wstał, czyniąc ku niej kilka kroków. Nie zabrzmiało to tak jak oczekiwał. Do wyjaśnienia było tak wiele, że zarazem nic. Oboje dorastali w szlacheckich domach, ucząc się etykiety i panujących zwyczajów. Znali swoje powinności, obowiązki oraz przywileje. Te ostatnie często były okupowane słodkim cierpieniem dla wyższego dobra. Mimo tej świadomości nie potrafił odnaleźć się przy Arianne i teraz przy Meraud. Pragnął, aby wszystko było tak jak dawniej. Prościej i mniej skomplikowanie. Było to jednak marzenie godne naiwnego dziecka. Wyciągnął dłoń w kierunku jej ręki, mogąc ją co najwyżej musnąć palcami.
Re: Gaj cytrynowy
Sro Lip 03, 2019 2:48 am Re: Gaj cytrynowy
Gość
avatar
Gość
Odmienne podejście - zdaniem Meraud - nie przeszkadzało w niczym. Ustalenie priorytetów było bardziej kłopotliwe, ale i z tym sobie poradzili. Zresztą, zawsze mogła wymówić się częstszym, z oczywistych przyczyn, kontaktem. Wiedziała jednak, że po latach przygotowań, nabywania wiedzy i podstawowych zdolności, będzie czas na wysłanie i treningi u kogoś innego. Być może sporządzała listę? A może już myślała jak od tego odwieść?
Skrzywiła się na jego słowa i subtelną propozycję wyjazdu.
Nieszczególnie przemawia do mnie perspektywa odwiedzania rodziny, która dość szybko zaaranżowała mi ślub — Wypomniała, z żalem w głosie. Nie był on jednak kierowany do zainteresowanego. Ówczesna sytuacja miała swoje powody i potrafiła ją zrozumieć. Gorzej było z akceptacją, choć wtedy nie żadnego wpływu. Opuszczenie Dorne w odmienionym stanie i przy tamtych nowinach było druzgocące. Nagły związek, a raczej pomysł, byleby zatuszować zniewagę, zapewne zdążył się pojawić zanim opuściła Książęcą Przełęcz.
Spodziewasz się jakie mogą być decyzje? Zarówno te lepsze, jak i gorsze? — Bardziej liczyła na przybliżenie jej, co potencjalnie może być ostatnim zdaniem. Kwestię znoszenia rozczarowania nie skomentowała.
Dayne ponownie napiła się z kielicha. Odstawiła go na wolnym stołku, żeby poprawić materiał na ręce. Niewielka ozdoba ledwo co rzucała się w oczy. Była subtelna i z lekkością zdobiła nadgarstek.
Zdobył jej uwagę, gdy wypalił z tym, czego obawiała się usłyszeć. Nie miała na to wpływu, choć łudziła się, że będzie inaczej. Nowina, którą wtedy poznała, zabolała ją. I ciężko było się z tym pogodzić, o czym Myghal mógł się przekonać; choćby po własnych odczuciach czy reakcji Mer. Kobieta uniosła spojrzenie i znowu spojrzała dalej.
Odwróciła głowę w jego stronę, gdy sięgał dłonią do jej własnej. Nie zabrała jej, ale też nie wyszła z inicjatywą.
Nie tylko ty. Wyszło inaczej — Przesunęła się, żeby wziąć naczynie i się napić. Nie wiedziała, co miała dalej powiedzieć. Wyrzucić swoje żale i pretensje? Przemilczeć i pokiwać głową z myślą, że żyje się dalej?
Powinnam ci złożyć gratulacje.
Re: Gaj cytrynowy
Sro Lip 03, 2019 11:14 am Re: Gaj cytrynowy
Gość
avatar
Gość
Niesprawiedliwość losu sięgnęła ku nim niespodziewanie i brutalnie, przerywając młodzieńcze plany.
Obojgu kłamstwa wypełniły uszy, a rozum przysłoniły zranione uczucia. Nie wypytywał Meraud zbyt dokładnie o to jak żyła poza Dorne, przebijała się jednak ciekawość oraz naturalna zazdrość.
Wpływu ostatniego uczucia obawiał się najbardziej. Było podstępne i groźne, zmieniało go w kogoś komu trudniej było panować nad emocjami. Pamiętał tę noc kiedy zapytał czy mąż traktował ją dobrze, pamiętał również odpowiedź. Nie odczuwał sympatii względem nieznajomego, ale z opowieści Mery wyłaniał się obraz nieszkodliwego lekkoducha, który aż za bardzo kochał swoje instrumenty. Mogła trafić gorzej, znacznie gorzej. Najgorszy był jednak żal za odebrany czas.
-- Jedni będą za przemocą, drudzy za pokojem -- odpowiedział zdawkowo. Należało postępować ostrożnie. Kolejna wojna bez względu na intencje nie była w interesie kogokolwiek.
-- Księżna i jej brat są rozsądni. Zleciłem już robienie zapasów, zaciskanie pasa jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Dayne z pewnością poczynią te same kroki. Nadchodzą niepewne czasy -- powtórzył.
Fowler znał się na kobietach tyle, aby spostrzegać pewne oznaki w ich zachowaniu. U Meraud wyczuwał chęć dystansu i próby uniknięcia tego, co i tak było nie do uniknięcia. Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że ślub z Martellówną spadł na niego jak grom z jasnego nieba. Przeczuwał, domyślał się i łudził. Lord Fowler po raz kolejny dopiął swego, przybliżając swój ród do rodziny w Słonecznej Włóczni. Korzyści, o tym powinien myśleć. Był chyba jednak na to za stary. Puścił rękę Mer nie ruszając się z miejsca.
-- Przestań -- bardziej poprosił niż rozkazał. Nie chciał żadnych powinszowań, toastów i słów pełnych oskarżeń na które nie będzie potrafił odpowiedzieć. Patrzył jak kobieta spija wino.
-- Czego bym nie powiedział, to będziesz miała rację. Nadal chcę was odwiedzać. Ciebie i naszego syna.
Nie potrafił z tego zrezygnować, nie po tym czasie, który razem spędzili. Dzisiejsze spotkanie brał za dobrą monetę. W końcu Meraud mogła pozostać w swoich komnatach, wiedząc że w końcu będzie musiał powrócić na swoje włości. Miała teraz nad nim władzę jakiej nikt inny do tej pory nie miał.
Re: Gaj cytrynowy
Sro Lip 03, 2019 1:38 pm Re: Gaj cytrynowy
Gość
avatar
Gość
Już od jakiegoś czasu pan ojciec zadecydował przygotowanie się i rozsądniejszy podział — Poinformowała o poczynionych działaniach lorda Dayne. Był przezorny. Jeśli była szansa to starał się zapobiegać, o czym sama Meraud zdążyła się przekonać lata temu. Bo, podobnie jak Myghal, miała żal. Za czas, za takie postępowanie i rozwiązanie sprawy. Mogło to się skończyć całkiem inaczej. Wygodniej dla zainteresowanych, również bezpieczniej dla przejętych. — Domniemam, że za niedługo przekonamy się także, jak będą one niepewne.
Nie była zdziwiona informacją, że może się to skończyć polubownie czy rozlewem krwi. Z pewnością pierwszy sposób byłby dla wszystkich lepszy, choć niekoniecznie zadowalający.
Gdyby nie priorytety tematów, najprawdopodobniej dalej by snuła pomruki dotyczące niepewnej sytuacji w regionie. Teraz jednak przesunęła to na dalszy plan, aby skupić się na czymś innym. Zdążą do tego wrócić. Możliwe, że niejednokrotnie.
To prawda. Cokolwiek nie zostałoby powiedziane to wątpię, żeby coś zmieniło w tej chwili — Odchyliła głowę. Różnica wzrostu jej nie przeszkadzała. Większość mężczyzn była od niej wyższa. — Było tyle okazji, żeby coś zrobić. Żebyś to zmienił — W niektórych momentach ciężko jej było przemilczeć. Zwłaszcza gdy na czymś jej zależało lub ją to zabolało. I czasem aż świerzbiło, żeby to powiedzieć, żeby wyrazić swoją opinię, choć niekiedy ryzykowała. — Był na to czas.
Meraud odstawiła pusty kielich na porysowany blat komody. Po raz kolejny powiodła spojrzeniem po pomieszczeniu. Znała rozkład. Nie zmienił się właściwie od początku. Zawsze było zadbane i czyste, przygotowane na spotkanie. Jedno z wielu.
I będę rad, jeśli te spotkania wciąż będą. Jednak czy twoje nowe obowiązki nie zaczną cię pochłaniać? W końcu nowy rozdział — Napomknęła, zdobywając się na sympatyczniejszy, mniej obojętny ton. Poprawiła materiał na jego piersi, jeśli Myghal stał wystarczająco blisko niej.
Re: Gaj cytrynowy
Pią Lip 05, 2019 10:41 am Re: Gaj cytrynowy
Gość
avatar
Gość
Przezorność lorda w żaden sposób go nie zdziwiła. Dayne i stary Fowler mogli sobie podać rękę. W zapobieganiu katastrof mieli niemałe doświadczenie o czym miał nieprzyjemność się przekonać na własnej skórze. Stare szakale będące jeszcze pamięcią w dawnych czasach i marząc o potędze oraz zemście. A Fowlerowie mieli się na kim mścić.
Polityczne rozważania należało odłożyć na bok. Nie ze względu na małą wiedzę Meraud, tej jej nie brakowało i tym między innymi urzekała wojaka. Mógł z nią porozmawiać na każdy temat. Od polityki Dorne po okres lęgowy orłów. W drugą stronę było nieco gorzej ponieważ nigdy nie przejawiał zainteresowania zielarstwem i astronomią, myląc niekiedy gwiazdy. Lubił wtedy jednak słuchać łagodnego kobiecego głosu, który wszystko tłumaczył.
Spoglądał teraz na Meraud z nieskrywanym grymasem. Stanowił on mieszaninę smutku, gniewu i rozterek, jakie nim targały. Sfera tych uczuć była zarazem nowa jak i stara. Nie mógł się pozbyć wrażenia, że to już było. Stojąca przed nim niewiasta miała rację. Nienawidził się za to. Za brak stanowczej postawy lata temu i poczucia, że własny brat go wykorzystał. Nigdy nie planował objęcia patronatu nad rodem, widząc siebie na polu walki. Nie odezwał się, dzielnie znosząc palące spojrzenie błękitnozielonych oczu Meraud. Mógł z nich wiele wyczytać i zdawał sobie sprawę z ogromnych pokładów nie wypowiedzianego żalu. Zgoda na spotkanie sprawiła, że w widoczny sposób się rozluźnił. Stał blisko, a materiał na piersi wymagał niewielkich poprawek. Odjął jej dłoń i ucałował.
-- Jesteście dla mnie najważniejsi -- powiedział -- Znajdę sposób.
Obietnice. Nigdy nie rzucał słów na wiatr, wiedząc jaką mają moc. Raniły lepiej niż nie jedno ostrze, osłabiały lepiej niż nie jedna trucizna. Drugą ręką sięgnął do jej policzka. Wszystko byłoby takie łatwe gdyby mogli na zawsze pozostać w cytrynowym gaju i wieść spokojne, zwyczajne życie z dala od zobowiązań narzuconych przez przodków będącym obecnie jedynie marnym prochem rzuconym na wietrze.
Re: Gaj cytrynowy
Pią Lip 05, 2019 8:11 pm Re: Gaj cytrynowy
Gość
avatar
Gość
Obaj panowie nie byliby lordami, gdyby nie ich przezorność i przygotowanie. Należało w końcu przewidywać co poniektóre działania, jak i móc podjąć decyzje, które niekoniecznie wszystkim się podobały. Raz, że wymagało to odwagi, ale także i siły, żeby mogli pogodzić się z konsekwencjami. Lord Dayne, mimo że ostatnie lata spędzał w swojej posiadłości, z pewnością chętnie raz jeszcze użyłby Świtu, który mu przypadł w opiece. Dodatkowy tytuł do kolekcji, zapewniający o godności mężczyzny, aby sprawować pieczę nad tym wyjątkowym orężem. Teraz to krążył, zastanawiał się nad dalszymi działaniami i od czasu do czasu wdawał się w dyskusje na dziedzińcu. Takie, w które Mer nie wsłuchiwała się szczególnie.
Nie miała problemów z tłumaczeniem. Nawet jeśli co spotkanie musiała ponownie na to samo zwracać uwagę. Najwidoczniej pamięć Myghala bardziej dotyczyła sposobów walki niż układu niebieskich ciał czy też zastosowania i wyglądu poszczególnych roślin. Można by było uznać, że się dopełniali. I każde z nich swoje wartości przekazywało dziecku.
Oboje mieli żal. Do minionego czasu, do decyzji ich ojców i do wydarzeń, które miały miejsce. Gdyby została zapytana to przyznałaby, że spodziewała się większej asertywności ze strony Fowlera. Że po takim czasie, gdy spotykali się w różnym odstępie w różnych miejscach, zmieni się coś u obojga. Nie tylko u jednej ze stron.
Bez przekonania uśmiechnęła się na jego obietnicę. Mogła na niego liczyć, ale w tej chwili musiał jej wybaczyć pewne powątpiewanie. Bo jak chciał to załatwić? Znalazłoby się parę sposobów, mniej czy bardziej godnych. Łudziła się przez tyle czasu, kierując się naiwnością. Teraz nie chciała popełniać tego błędu, nastawiając się na coś, co może nigdy nie nadejść.
Odchyliła głowę, zerkając na Ghala. Skinęła do niego, przenosząc spojrzenie na ich dłonie. Drobne gesty były przyjemne. Niewinne, a jednak mające pełne uczucia w niektórych przypadkach.
Czas pokaże. Wtedy się przekonamy.
Minęła chwila, gdy Meraud zdecydowała się odsunąć. Nie zrobiła tego na siłę czy z jakiegoś obrzydzenia. Jako wymówkę wykorzystała pusty kielich. Ponownie napełniłaby go winem. Była zwrócona do niego plecami.
Jaka jest?
Re: Gaj cytrynowy
Sob Lip 06, 2019 7:00 pm Re: Gaj cytrynowy
Gość
avatar
Gość
Nieopodal zabudowania rozległy się głosy zbieraczy cytryn. Zbiory w tym miesiącu na pewno będą mniejsze niż przewidywano. Wielu jeszcze nie zdawało sobie sprawy z groźby jaka zawisła nad Dorne.
Myśli Myghala orbitowały wokół ciemnowłosej kobiety, która doskonale wiedziała iż pomimo wspólnych chęci, przewrotny los może rzucić ich w przeciwne strony. Obiecywał, gotów słowa dotrzymać. Wiadome było jednak, że bez ofiar po swoich stronach nie zaznają tego o co tak długo już walczyli.
Czy był gotów przekroczyć granicę? Niewykluczone. Fowler nie szczędził jej gestów, o które trudno było go posądzać. Poważny i skryty, ukrywający przed wszystkimi swoje myśli. Rzadko dzielił się uczuciami i przemyśleniami, jeśli nie dotyczyły spraw rodu. W przeciwieństwie do brata i siostry nie był duszą towarzystwa, a wszelkie rodowe bale ograniczał do wymaganego minimum.
Palce musnęły materiał odzienia Meraud, gdy ta oddaliła się za winem. Spojrzał za nią. Gdy padło pytanie, odszedł w stronę niewielkiego przybrudzonego okna.
-- Jest jak młode pisklę, przed którym roztacza się cały świat, a które zamknięto w klatce. Nie dałbym jej szczęścia nawet gdyby Siedmiu nie skrzyżowało naszych dróg. Zamieniła zielone ogrody na więzienie z kamienia -- mówił, obserwując poruszające się na wietrze listki drzew. Arianne była jego całkowitym przeciwieństwem. Kolorowym ptakiem wśród stada wron. Nie zamienił z nią zbyt wiele słów, nie wiedząc o czym mogliby rozmawiać. Wiek stanowił jedną z barier porozumienia.
Re: Gaj cytrynowy
Sob Lip 06, 2019 7:52 pm Re: Gaj cytrynowy
Gość
avatar
Gość
Trzaski skrzyń i nawoływania rozbrzmiewały w oddali. Pracownicy może zwrócili uwagę na mniejszą ilość cytryn, które lata temu rokrocznie potrafiły zapełnić magazyny na sezon. Właściciele najpewniej sami niepokoili się zaistniałą suszą i starali się jak najlepiej zadbać o swoją plantację. Z pewnością ceny się podniosą.
Gesty, którymi ją raczył i przemyślenia, z jakimi się z nią dzielił były ważne. Meraud przez te wszystkie spotkania poznała inną stronę Myghala. Bardziej otwartą czy oddaną, ale bynajmniej nie chodziło tu o walkę. Jeśli miałaby wskazać kogoś, kto - mając powód - jako pierwszy wyrywałby się do bitki to z pewnością był to młodszy Fowler. Jego gesty i słowa zachowywała dla siebie. Jako tajemnicę, jako pewne wyróżnienie. Mogła szczycić się tym, że jest w to wtajemniczona.
Gdy słuchała jego - jakże malowniczej - odpowiedzi, myślami wróciła do wizyty w Skyreach. Chyba ze dwa razy miała okazję przebywać w zamczysku na Skale, które tak różniło się od jej Starfall. Strzeliste, kamieniste wieże otoczone niemalże z każdej strony górami, których barwa różniła się zależnie od pory dnia. Cisza i świst wiatru niekiedy przerywana hałasem z placu ćwiczebnego. Mogłaby przyznać, że twierdza była tak nieprzystępna, jak ród, który w niej zamieszkiwał. Nie traktowała jej jednak jak więzienia. Mimo to nie wiedziała czy nie miałaby podobnego zdania.
Starfall w końcu też znajdowało się na skale, ale miało dostęp do Torentine. Te rozdzielało się i sięgało do horyzontu, gdzie zatrzymywały się statki. Lekka bryza zawsze okalała jej skórę, a roślinność, gdzieniegdzie gęstsza, dodawała koloru do gór mieszczących się nieopodal. Podczas nocy, gdy nie mogła zasnąć, wsłuchiwała się w szum wody. Mogła usiąść na kamiennej balustradzie. Już tyle dni imienia miała za sobą, że żadna guwernantka nie upominała się o bezpieczeństwo. Właściwie do dziś pozostało jej to, by przesiadywać na długim, osłonecznionym balkonie.
Jest zadowolona? — Spodziewała się odmiennej odpowiedzi. Mogła to wywnioskować z tego, co powiedział jej Myghal. Cieszyło ją to, że szanował małżonkę. Przynajmniej tak to odebrała. — Czy jednak dostrzegasz, że to nieodpowiednie? — To mówiąc miała na myśli, że najpewniej jego wybranka miała inne podejście i nadzieje, które by się spełniły. Że z pewnością będzie szczęśliwsza, a nie zamknięta w kamieniu.
Gdyby się zastanowić, to i między nimi była dość spora różnica wieku. Może nie pokoleniowa, a pośród niektórych rodów pewnie normalna, jednak wciąż istniejąca. Poznał Meraud w Słonecznej Włóczni, gdy dopiero stawała się kobietą, zyskując krągłości i kobiecych kształtów. Prawie jakby jej towarzyszył w tym wszystkim.
Czy wy... Czy dzielicie łoże?
Z jej gardła wyrwał się cichy chichot. Całe pytanie było niefortunne i bezwstydne.
Re: Gaj cytrynowy
Nie Lip 07, 2019 12:42 am Re: Gaj cytrynowy
Gość
avatar
Gość
Skyreach nie było dla każdego. Zimne i ciemne, zdecydowanie różniło się od ciepłych wnętrz do jakich mogła przywyknąć Arianne, od urodzenia przebywająca w Słonecznej Włóczni. Myghal znał każdy zakamarek zamku i okolic, często odnajdując schronienie w Sokolej Wieży lub zagajniku. Jedno z kilku miejsc, które chciał pokazać synowi. Na zamku w Starfall bywał wielokrotnie, szczególnie za czasu życia lady Fowler i późniejszego okresu schadzek z młodziutką Meraud. Dorastając w twierdzy Skały i Nieba, nie sposób było nie dostrzegać piękna rozgwieżdżonego nieba. Również i on siadywał na balustradzie lub zależnie od chęci rozpościerał zwierzęce skóry na szczytach wież, leżąc i pozwalając odpłynąć trudom dnia.
Nie odpowiedział na pierwsze pytanie, pozostawiając je domysłom. Wątpił, aby Arianne cieszyła się z losu jaki zgotował jej własny ojciec i ciotka. Korzystne mariaże nie były niczym zaskakującym, wręcz wyczekiwane przez wszystkich rozgrywki, jakby życie sprowadzało się do wielkiej planszy z pionkami.
Umocnienie pozycji było potrzebne Fowlerom już od dawna, przy rosnącym zagrożeniu ze strony Yronwoodów.
Meraud znała go już na tyle, aby po mowie ciała dostrzec niezręczność. Poruszony temat nie należał do łatwych, w pewnych kręgach nadal bywał tabu i nic tu po dornijskiej swobodzie obyczajowej.
Szanował Arianne, myśląc i zwracając się do niej zawsze z szacunkiem. Nie była niczemu winna.
Wielu lordom znaczna różnica wieku nie przeszkadzała i ochoczo sięgali w łożu po młódki. W wieku żony miał jednak bratanicę, którą wychowywał zgodnie z życzeniem brata. Stąd też wewnętrzny opór Fowlera i nie sposób zignorować tu postać Meraud. Nie chciał innej kobiety, a zarazem będzie musiał zlec z inną i spłodzić z nią przyszłych dziedziców Skyreach.
Odpowiedział jej krótkim spojrzeniem, gdy oderwał wzrok od swoich dłoni. Żadne ze słów nie chciało przejść mu przez gardło. Nie. Nie potrafię. Nie chcę. Nic.
Zmuszanie go do mówienia było torturą i ona o tym doskonale wiedziała. Bitwy były przy tym zwykłą kaszką z mlekiem. Westchnienie wyrwało się z piersi.
Re: Gaj cytrynowy
Nie Lip 07, 2019 1:19 am Re: Gaj cytrynowy
Gość
avatar
Gość
Pamiętała, że w Słonecznej Włóczni przede wszystkim zachwycił ją koloryt ogrodów. Gdy nadarzała się okazja, a żadne obowiązki jej nie zajmowały, to nawet sama spacerowała. Niekiedy z grzeczności towarzyszył jej ktoś od Martelli czy sam Myghal będący na przyuczeniu. Ćwiczenia na otwartej przestrzeni również zaliczały się do tych lubianych przez młodziutką pannę Dayne.
Dzięki Meraud - i jednym z jej braci we wcześniejszym okresie - Myghal miał szansę poznać co poniektóre korytarze i przejścia, dzięki którym mógłby niepostrzeżony wyjść na południowe skały, nieopodal przystani. Znalazłoby się więcej miejsc, ale z pewnością wymagało to czasu i energii, by tego poszukiwać. Mer znała całą budowlę i choć czasem udawała, że nie miała pojęcia, gdzie idzie, to doskonale wiedziała, co to za pomieszczenie. Oficjalnie nie do wszystkich miała dostęp.
Swojego mariażu nie określiłaby korzystnym. Chyba że turystyka i zwiedzanie Doliny miałoby do takowych należeć. Jednakże prędzej uznawała to za swoiste upokorzenie. Niczym karę za to, że oddała się czemuś, kierując się egoizmem i beztroską. Zdawała sobie w końcu sprawę, że winna się była liczyć z rodowymi planami i chęcią zawiązania sojuszy poprzez małżeńskie węzły. Mimo to, trudno było jej się do tego odnieść w jej sytuacji. Strach było zastanawiać się czy sam Lord Dayne, pan ojciec, czegoś znowu nie kombinuje. A jej... Za dobrze siedziało się w Starfall, które było niespieszne, wygodne i jej.
Przepaść w latach między małżonkami bywała przerażająca i tego nie dało się uniknąć, jeśli ktoś się uparł. Jedna strona niemalże jak zwykle była zadowolona, druga niekoniecznie - i nic dziwnego!
Meraud miała opory przed swoim niechcianym mężem. Nic dziwnego, że z niemałą ulgą przyjęła to, że ten wolał skupić się na śpiewie. Talentu odmówić mu nie mogła. Czasem udawała, że strasznie przejęta jest brakiem zainteresowania, byle tylko w komnatach móc odetchnąć i wypocząć. Ograniczała się do upajania partnera, by nie był w stanie, co zrobił, a co nie.
Obróciła się bokiem do Myghala. Patrzyła na niego, na jego niepewną i niezbyt zadowoloną z tematu postawę. Domyślała się, że niechętnie będzie chciał rozmawiać na ten temat. I absolutnie temu się nie dziwiła.
Zbliżyła się do niego. Odstawiła oba, pełne już, kielichy. Sięgnęła do Myghala. Palce prawej dłoni przesunęły się po jego ramieniu i zatrzymały gdzieś w połowie. Przyjrzała się mu. Jakby liczyła na to, że wymusi odpowiedź, choć tej się domyślała. I nawet jeśli nie okazywała tego, to cieszyło ją to. Kierowała się najczystszym egoizmem i samolubstwem.
Teoretycznie zawsze pozostaje możliwość odesłania... — Oczywiście, jeśli nie doszło do konsumpcji. — Jednakże wiadomo, jakie mogą być tego konsekwencje — Przesunęła spojrzeniem po jego obliczu, ponownie zatrzymując wzrok na wysokości jego brody. Spojrzała w stronę drzew, które zaszumiały.
Miałeś jakieś wiadomości od brata?
Ot, złudna i chwilowa zmiana tematu.
Re: Gaj cytrynowy
Pon Lip 08, 2019 1:49 pm Re: Gaj cytrynowy
Gość
avatar
Gość
Nie sięgnął po kielich. Skorzystał z bliskości Meraud, aby odpowiedzieć na dotyk muśnięciem łokcia. Przysunął się jeszcze bliżej, przesuwając dłoń na kibić i głowę opierając o jej. Więcej gestów nie poczynił, ani też nie zatrzymywał lady jeśli ta zdecydowała się odsunąć. Chłonął zapach zmieszany z cytrusami. Bezbłędnie rozpoznawał indywidualną woń Meraud.
Znał prawa małżonka i możliwości jakie te roztaczały. Dorne pod względem obyczajów sprzyjało swobodom.
Wizja jaką przez chwilę roztoczyła pod wieloma względami była kusząca, jak również mająca słabe strony. Póki żył Castor Fowler, Myghal miał związane ręce. Ród nie przetrwałby banicji kolejnego dziedzica. Odchylił głowę spoglądając na nią spod przymrużonych powiek.
Konsekwencje mogłoby się okazać zgubne dla nich obojga, dla rodów z których się wywodzili. Myghal nie chciał zapisać się na kartach historii jako ten, który zniszczył dorobek przodków. Wbrew pozorom zależało mu na rzeczach do których został stworzony jako mężczyzna. Meraud mogła mieć odmienne poglądy, kierować się sercem i matczyną miłością. Była wszakże jedynie niewiastą.
Wspomnienie o bracie wtłoczyło żar w błękitne spojrzenie Fowlera. Dayne znała tę historię i już dawno poznała starszą latorośl Castora. Myghal go podziwiał, w dzieciństwie będąc w niego zapatrzonym. Ufał mu i przysiągłby na Siedmiu w każdej sprawie.
— Lepiej żeby nie pojawiał się w Dorne, bo inaczej własnoręcznie obedrę go ze skóry i zostawię na pożarcie ptactwu — zacięcie wymalowało się na jego twarzy. Miał żal. Tyle żalu, że wkrótce jak susza stanie się potwierdzonym faktem będzie mógł nią wykarmić Dornijczyków po horyzont.
Re: Gaj cytrynowy
Pon Lip 08, 2019 3:03 pm Re: Gaj cytrynowy
Gość
avatar
Gość
Nie wciskała mu naczynia w ręce. Podobnież nie odsunęła się od niego, gdy raczył ją swoim dotykiem. Z takiej odległości z pewnością mogła dostrzec więcej niedoskonałości u Myghala. To, jak czas z nim sobie pogrywał i jak zmartwienia, mimo wszystko, malowały się na jego obliczu. Nie było w tym bynajmniej nic odrzucającego. Ot, jedynie wskazywało na to, ile uwagi poświęcał co ważniejszym sprawom, choć te niekoniecznie łaskawie obchodziły się z mężczyzną.
Oprócz cytrusów z gaju, niekiedy na jej skórze mógł wyczuć znajomy zapach. Była w posiadaniu licznych olejków, które miały w sobie południowe nuty; jak wcześniej wspomniane cytrusy czy już inna roślinność. Nie zmieniała tego co i rusz, przyzwyczajona do niektórych bukietów, które - jej zdaniem - pasowały najbardziej. Mieszanina ziół czy róż. Całe szczęście nie od odmiany Tyrellów, bo jeszcze tego by brakowało!
Oboje musieli liczyć się ze swoimi obowiązkami narzuconymi przez ród i przynależność do niego. Czy to przedłużenie linii, czy godne jej reprezentowanie. Może była jedynie niewiastą, a może i aż niewiastą. W końcu to ona, chcąc nie chcąc, musiałaby opuścić rodzinną siedzibę, żeby żyć gdzie indziej. Niekoniecznie jej to pasowało, nawet jeśli nieszczególnie narzekała na życie w Dolinie przez te parę lat.
Czyli nie. — Sama sobie podsumowała jego reakcję i przeinaczyła w odpowiedź na własne pytanie. Nie była zdziwiona rozsierdzeniem u Myghala. Miał pełne prawo mieć żal i niechęć do swojego brata, który wykorzystał bierność Fowlera i zrobił, co zrobił. Pamiętała jednak jak starszy Fowler potrafił zabawiać towarzystwo. I pomijając te przykre sytuacje, był całkiem ciekawym rozmówcą. Na ile mogła to powiedzieć młoda kobieta.
Raczej nie zapowiada się na to, żeby miał powrócić. Pewnie zabawia się gdzie indziej. A jak bratanica? — Sama odchyliła głowę i powiodła dłońmi na jego pierś.
Re: Gaj cytrynowy
Pon Lip 08, 2019 7:08 pm Re: Gaj cytrynowy
Gość
avatar
Gość
Czas nie był łaskawy dla nikogo. Zmienił się od czasu, kiedy połączyło ich namiętne uczucie. Włosy się przerzedziły,a sprawne damskie oko mogło wyłapać w nich pierwsze oznaki siwienia. O dziwo broda pozostawała zaskakująco ruda. Na twarzy przybyło zmarszczek, na ciele blizn. Wiele z nich opatrywała, do kilku sama się przyczyniła. Patrząc na Meraud widział tą samą kobietę, która zawładnęła jego wyobraźnią lata temu. Ignorował oznaki charakteryzujące dojrzałość.
Do samodzielnego podsumowywania powinna już dawno przywyknąć. Myghal bywał gburowaty i mało rozmowny, miewał problemy z wysławianiem się w sytuacjach takich jak ta teraz. Przepytywany i stawiany pod murem. Przeciwieństwo towarzyskiego Margha, który potrafił słowem władać równie dobrze co ostrzem. Nie byłby dobrym dziedzicem, tego należało być pewnym.
Od razu się zmienił, gdy padło pytanie o bratanicę.
— Morwenna ma się dobrze. Coraz lepiej radzi sobie z łukiem i mieczem, nadal nie potrafi haftować... — uśmiechnął się delikatnie. Odkąd została mu powierzona, przykładał się do jej wychowania tak jakby była jego córką. Przeczuwał, że nie jest pisana dla Morwenny rola typowej małżonki lorda. Nie, gdy była skórą zdjętą z ojca.
— Przyjęłabyś ją do siebie? Morwenna zmieniłaby otoczenie, miała towarzystwo kobiety — zachęcał i to co zostało niedopowiedziane to to, że zyskaliby oficjalną możliwość widzeń. Spoglądał na Meraud, ciekawy reakcji na propozycję.
Re: Gaj cytrynowy
Pon Lip 08, 2019 8:53 pm Re: Gaj cytrynowy
Gość
avatar
Gość
Całe szczęście roślinność i zasoby w pracowni maestera pozwalały na liczne płukanki. Być może dzięki temu, Mer nie świeciła się jeszcze siwizną, choć nie powiedziałaby, że w jej rodzinie szybko to następuje. Lord Dayne jeszcze trochę szpakowaty jest, ale i do najmłodszych nie należy. Niemniej jednak, w okolicach jej oczu czy ust także pojawiły się zmarszczki. Niekiedy przytłumione przez liczne piegi, których nie brakowało kobiecie; miała je w końcu nie tylko na swoim licu, ale też ramionach i dekolcie. Choć kiedyś się ich wstydziła, tak teraz niespecjalnie tym się przejmuje.
Większość tych niedoskonałości wynagradzało jej pełne zauroczenia spojrzenie Myghala. Takie, które przypominało jej czasem tego młodzika, co to dopiero zapuszczał swoją brodę!
Och, zdążyła przywyknąć. Często odpowiadała na pytanie, które sama zadawała. A że Myghal nie był zbyt wylewny w słowach, to musiała zadowolić się swoimi odpowiedziami. Czasem jednak coś tam burknął i mruknął. Na potwierdzenie lub zaprzeczenie. Coś dopowiedział, wyjaśnił i wszyscy byli poinformowani odpowiednio. Pocieszała się tym, że gdy Myghal miał się bardziej zaangażować - to potrafił. Z niemałym oddaniem.
Nic szokującego. Paskudne zajęcia. — Była bliska temu, żeby z pełnym zlekceważeniem machnąć ręką. Uśmiechnęła się bardziej beztrosko. Co najmniej dumnie. Wielce zadowolona ze swojej opinii. Sama nienawidziła czasu poświęconego na tworzeniu haftów. I nawet jeśli u kogoś wyglądało to niesamowicie, to ani razu nie dała się przekonać do tego, żeby to robić. Paradoksalnie samo szycie nie było dla niej problematyczne.
Przechyliła głowę. Słuchała propozycji Myghala. Wypowiedzianej i niewypowiedzianej. Po oczach widziała, że to nie tylko kwestia zmiany otoczenia była zawarta w tej propozycji. Nic nie powiedziała. Udawała, że się zastanawia. Siedmiu dzięki, że Myghal nie był aż tak spostrzegawczy jak Meraud charyzmatyczna. Różnica pięciu punktów mogła jej zagwarantować wiarygodność w zachowaniu mimiki twarzy.
Jakiś czas temu, przyznam, że zastanawiałam się nad wystosowaniem takiej propozycji. Cieszy mnie to, że zdążyłeś mnie ubiec. W tej sytuacji. — Odezwała się, przesuwając jednocześnie ręce na jego ramiona. — Nie jestem pewna czy czasem nie będziesz musiał sporządzić listu do mego ojca. Niemniej, jak najbardziej jestem za tym, żeby twoja bratanica choć na chwilę uwolniła się od treningów, którymi ją zamęczasz. Za jej zgodą. — Meraud mówiła to wszystko ze słyszalnym zadowoleniem w głosie.
Nie będzie jednak rozeźlona taką decyzją?
Re: Gaj cytrynowy
Wto Lip 09, 2019 11:00 am Re: Gaj cytrynowy
Gość
avatar
Gość
Haft i u niego nie cieszył się zainteresowaniem. Dwórki jednak wymagały, aby Morwenna miała stosowne wykształcenie. Staremu lordowi również nie było w smak to co postanowił Myghal. Dane słowo jednak ciążyło nad wojownikiem i nie zamierzał słowa łamać. Nikt nie był bezpieczny jeśli nie potrafił zapewnić bezpieczeństwa samemu sobie. Powtarzał to Roderickowi i Meraud, a obawa ta stała się niemal fanatyczna. Morwenna wyrastała na piękną kobietę, która znała swoją wartość. Miał pewność, że nie odda się pierwszemu lepszemu fircykowi w imię dornijskiej rozpusty, którą niektórzy traktowali zbyt dosłownie.
Uradowała go odpowiedź Mery, a myśl o podobieństwie sprawiła, że jego surowe oblicze złagodniało pod wpływem uśmiechu. Obie już jego dłonie spoczywały na jej kibici.
— Wystosuję należytą prośbę. Obstaję iż zmiana otoczenia tylko sprawi jej radość. Dość często narzeka na te same twarze i skały, a pojedynkowała się już z większością garnizonu. Nie zmuszam cię do matkowania, ale gdybyś przychylniej na nią spojrzała i dodała Morwennie... — urwał, nie potrafiąc dokończyć myśli. Meraud znała historię jego bratanicy. Osierocona przez matkę w połogu i przez nieodpowiedzialnego ojca, który hulał teraz po świecie. Dziewczynie brakowało damskiego wzorca, a z dwórkami nie za bardzo się lubiła. Myghal nie chciał z kolei żeby Morwenna całkowicie poświęciła się męskiemu fachu. Dornijskie kobiety słynęły z odwagi i waleczności, nie oznaczało to jednak że należy je stawiać w pierwszym szeregu z mężczyznami.
— Nie zastąpię jej niewieściego ciepła — dopowiedział z wyczuwalnym smutkiem. Sam stracił matkę w młodym wieku. Lady Jeyne była odważną i mądrą kobietą, która wspierała męża oraz swoje dzieci. Uwielbiała wypatrywać spadających gwiazd i czytywała stare opowieści o zapomnianych już książętach i krainach. Myghal pomimo upływu czasu potrafił przywołać przed oczami jej żywy obraz.
Urodą przypominała Meraud, różnił je jedynie kolor oczu i mocniejszy odcień kasztanowych włosów u Jeyne.
Re: Gaj cytrynowy
Wto Lip 09, 2019 8:51 pm Re: Gaj cytrynowy
Gość
avatar
Gość
Doprawdy, byłaby zdziwiona przeokropnie, gdyby dowiedziała się, że Myghal lubi haftować. I bynajmniej nie chodziło o zwracanie strawy z poprzednich godzin. Bo to to mało kto lubił. Ale zabawianie się igłą i tamborkiem wcale nie pasowało jej do wizerunku zmartwionego Fowlera. Przy jego spracowanych palcach i dużych dłoniach to byłoby co najmniej zabawne. Chociaż kto wie, w zacisznej komnacie i z dala od żony to może w ten sposób się odstresowywał, zamiast polerować miecz? Jakkolwiek by to nie zabrzmiało...
Brwi nieznacznie powędrowały ku górze, gdy Fowler - jak nie on! - rozgadał się w jednym temacie. Jego urwanie było niepokojące, jednak uznała, że to tylko dlatego, że musiał nabrać powietrza. W końcu nie tak często wyrzucał z siebie w jednej chwili tyle słów, to i struny głosowe mogły się zmęczyć. To wyjaśniało, czemu barwa jego głosu była taka chrapliwa. Ale przyjemna. To najważniejsze.
Pokiwała głową na jego słowa. Rozumiała, co miał na myśli. Mimo wszystko, jak bardzo Morwenna nie chciałaby iść śladem ojca, a raczej wuja, tak trudno było zignorować pewne normy pośród rodów. Z jednej strony wygoda, z drugiej niemałe przekleństwo. Być kobietą, być kobietą...
Przeniosła dłoń na jego zarośnięte lico i musnęła je kciukiem. Troskliwie, w zrozumieniu, bez potrzeby wysławiania się. Nie musiała odpowiadać. Nie tak od razu, pozwalając na to, by zmartwienia uleciały nieco dalej.
Postaram się. — Powiedziała cicho. — Może okaże się, że tak jak lubi ćwiczyć to polubi, kto wie, astronomię? Mimo wszystko, to dość popularne... — Uśmiechnęła się, jakby chcąc w ten sposób choć trochę podzielić się z nim lepszym samopoczuciem. — Będę więc wyczekiwała. Może podzieli się ze mną swoimi troskami. Nie uwierzę w końcu, żeby takowych nie miała. Jak każda młoda panna.
Sama nie raz i nie dwa walczyła z myślami. Natrętnymi niczym muchy nad zepsutym ciałem zwierzęcia, które można było minąć, kierując się jednym z wielu szlaków. Męczącymi i niepozwalającymi na sen, przez co miłowała przesiadywanie na balkonie o tak późnej porze. Cisza i szum szybko ją otulały ukojeniem, którego potrzebowała. Czy wtedy, czy teraz.
Sądzę, że i niedługo Roderick będzie musiał wyruszyć do innej rodziny.
Re: Gaj cytrynowy
Czw Lip 11, 2019 1:15 pm Re: Gaj cytrynowy
Gość
avatar
Gość
Każdy człowiek miewał jakieś pasje. Dla Myghala była to wojaczka i ptaki, dla Meraud astronomia i zielarstwo, a dla Margha opróżnianie beczek z winem. Haft z pewnością nie byłby w stanie ukoić nerwów bardzo często zmęczonego Fowlera. O ciszę i spokój nie musiał się martwić przebywając na Skyreach, a pomimo tego wybierał się na samotne wycieczki w góry lub pustynie, wsłuchując się w zwodzenie wiatru.
Być może wiele nie mówił, a jak już to sensownie, wynagradzając oczekiwania rozmówcy. Myghal nie lubił strzępić języka na kwieciste mowy, do żołnierzy zwracał się jak do żołnierzy - ostro i krótko. Do ojca i wujostwa z szacunkiem. Przy Meraud zwyczajnie miękł i geneza tej słabości sięgała czasów pierwszego spotkania w Słonecznej Włóczni. Rozmawiał z nią, czasami długimi wieczorami o wszystkim. Od zmartwień dotyczących stanu zdrowia wierzchowca, po niechęć do rodu Yronwoodów. Była w tym naturalna skłonność oraz potrzeba, toć nikt nie jest w stanie dusić wszystkiego w sobie. Rozmowy z Meraud ratowały ćwiczebne manekiny i druhów, z którymi stawał w szranki. Z wiekiem też przychodziło naturalne wyciszenie, tak bardzo obce młodzikom.
— Jeśliś chętna tego wysłuchać i coś doradzić, to będę wielce rad — zapewnił ją z autentyczną szczerością. Mógł z Morwenny zrobić wojownika, ale nie potrafił z nią rozmawiać o wielu innych sprawach.
Wspominek o Rodericku przyprawił go o kilka dodatkowych zmarszczek na czole, a w spojrzeniu zagościł niepokój.
— Ma jeszcze czas. W Starfall są dobrzy nauczyciele, jednego przecież posłałem... A rozważasz już jakąś rodzinę? — w pytaniu kryła się ostrożność. Całym sobą chciał zaproponować Skyreach. Chciał mieć syna blisko. Towarzyszyć mu każdego dnia, szczególnie że rósł tak szybko.
Re: Gaj cytrynowy
Sob Lip 13, 2019 12:02 am Re: Gaj cytrynowy
Gość
avatar
Gość
Cóż. Na tle wcześniej wymienionych, niczym dziwnym nie było to, że akurat Meraud przypadła ta rola. Żeby sprawić, aby Myghal się rozgadał. Nie była wybitną znawczynią wojaczki. Nie potrzebowała też reprymend, bo od tego miała kiedyś swoją opiekunkę, rodziców, a też i własne sumienie, które ją informowało niekiedy o tym, co robi źle. Była, przynajmniej według własnego osądu, dobrą słuchaczką. Podejmowała się tematów i chętnie dowiadywała się o sprawach, o których nie miała pojęcia. Nawet tłumaczenie blokad zdawało się być dla niej interesujące. I choć nie planowała tego wykorzystać w praktyce, to teorię ceniła. Podobnie jak i zadowolenie, które pojawiało się u Fowlera. Najwidoczniej ciekawość Meraud, choć niekiedy hamowana, zyskała jego uznanie. I dobrze.
Nie myśl jednak, mój miły, że się z tobą podzielę jej troskami. — Rzuciła na wpół żartobliwie. — Może będzie chciała mi powiedzieć o czymś, o czym jej wuj wiedzieć nie powinien?
Była przekonana, że choć jedna taka kwestia się znajdzie. Ileż to ona miewała tajemnic przed członkami rodziny. Coś mówiła matce, czego nie mówiła ojcu. Ojciec zaś wiedział o czymś, o czym jej rodzicielka nie miała pojęcia. Utkane nici ze wszystkich informacji. W centrum nich była Meraud.
Kiwnęła głową. Zgadzała się z nim. Roderick nie mógł narzekać na przygotowanie - czy to z wiedzy, czy ze swoich zdolności. Zadbali o to oboje. Wtajemniczony maester spędzał godziny z młodzikiem, oddając go potem nauczycielowi sprowadzonemu przez Myghala. Ich syn miał zajęcia na cały dzień, choć oczywiście, Mer starała się się uwzględniać przerwy. W końcu nie było potrzeby, aby go zajechać niczym kobyłę z pozostałych regionów.
Myślałam nad Yronwoodami. — Zaczęła spokojniejszym tonem. Nie skupiała spojrzenia jasnych oczu na jego twarzy. Nie w pierwszej chwili. Zrobiła to w następnej, przyglądając się niezadowolonemu obliczu Fowlera. Nawet jeśli starała się utrzymać neutralne oblicze, to szybko poszło to w niepamięć. Próby zakończyły się klęską, choć dzięki niej twarz Dayne rozświetliła się. — Czyż to nie oczywiste?
Dała wojakowi moment na to, aby połączył ze sobą fakty. Spróbował przynajmniej skojarzyć.
Upiła z kielicha i odsunęła się od niego. Skierowała się do drugiego pomieszczenia, gdzie było szerokie łoże. Na tyle twarde, by się w nim nie zapadać. Na tyle jednak miękkie, aby nie wstać z poczuciem połamania.
Sądzę, że zarówno dla ciebie, jak i dla Rodericka najlepiej będzie, gdy zostanie wysłany do Skyreach. — Zebrała materiał sukni, aby usiąść u brzegu łóżka. Z wydzielonym dla Fowlera miejscem. — Będę spokojniejsza, jeśli go przypilnujesz. Wystarczająco dużo czasu spędził przy matce. Teraz zaś nadszedł moment, by oddać go ojcu, który go nauczy walki i obrony. Nie wątpię, żeś doskonały kandydat, Myghalu.
Re: Gaj cytrynowy
Pon Lip 15, 2019 1:46 pm Re: Gaj cytrynowy
Gość
avatar
Gość
Mężczyznom równie wiele rzeczy nie wypadało, co dobrze urodzonym kobietom. Mieli trzymać emocje na wodzy, nie ukazywać słabości i być stale gotowym by dowieść swojego męstwa. Słabością Myghala była matka, która roztaczała wokół siebie pociechę i troskę. Nacieszył się nią jedynie przez szesnaście lat. Od tamtej pory wiele się zmieniło, więc gdy zapadł się w ramionach Meraud czuł, że ma namiastkę tego co Siedmiu mu odebrało. Ciepło, zrozumienie i oparcie. Szepty i knucia pozostawały wszędzie dookoła, nie pozwalając nikomu w pełni zaufać. Znał nieliczne osoby, którym powierzyłby swoje największe sekrety. Lady Dayne była jedną z nich.
— Nie będę nalegał. Obce dla mnie to sprawy i niech tak pozostanie. Wystarczy, że przez kilka dni księżyca jest zwalniana z ćwiczeń ze względu na niewieście dolegliwości — odpowiedział z takim przekonaniem jakby to była fanaberia młodego dziewczęcia niż faktyczna dolegliwość.
Myghal zdecydowanie wolał nie ingerować w kwestie w których nie potrafiłby się odnaleźć. Raz już miał łajankę od Meraud i wystarczyło. Cieszył się, że ma syna.
Wspomnienie Yronwoodów psuło wszelaki nastrój, lecz szybko nastąpiła refleksja. Dayne była świadkiem jak oblicze mężczyzny się rozpogadza, a usta wyginają w uśmiechu. Stał przez chwilę w miejscu, aż w końcu podążył za nią. W drodze zaczął rozpinać już ciemny kaftan, ukazując materiał ciemnej koszuli.
— Zrobię z niego mężczyznę, który okryje nas dumą i chwałą — stwierdził z zapałem. Zawiesił część garderoby na drewnianym stołku, odkładając również przypasany do pasa miecz. Zasiadł obok Meraud, sięgając ku jej dłoniom.
— Wielce mnie to raduje — uniósł je do ust, ucałowawszy.
Myśli pogalopowały jak dzikie stado koni ku przyszłości w której była tylko ich trójka. Rzeczywistość malowała się mniej przejrzyście niż tego mógłby chcieć.
Re: Gaj cytrynowy
Sponsored content

Skocz do: