Niełatwym zadaniem jest utrzymać zielony ogród w klimacie tak specyficznym, jak ten dornijski. W większości można się tu natknąć na rośliny typowe dla surowego, gorącego i suchego klimatu - palmy różnych rodzajów i wysokości, figowce, drzewka z owocami cytrusowymi, eukaliptusy, wilczomlecze i sukulenty. Wśród alejek można się natknąć na fontanny i posągi wykute w piaskowcu, a także zadaszenia, gdzie można skryć się przed słońcem i odpocząć na stertach kolorowych poduszek.
Po powrocie z bazaru, Bahar poleciła zaprowadzić Ser Variana do ogrodów i usadzić pod jednym z zadaszen, gdzie znajdowało się mnóstwo kolorowych poduszek oraz stolik, - wiedziała, że ogrody zawsze robią duże wrażenie na przybyszach z północy, którzy sporej części tych roślin nie widzieli, oraz nie czuli tak intensywnego zapachu kwiatów, które przetrwały dzięki podlewaniu, nawet w trakcie tej przeklętej suszy - sama natomiast udała się do swojej komnaty by przebrać się w coś innego. Wybrała satynowe szaty w dornijskich kolorach, jednak jej pełne uzbrojenie jakie miała przy sobie na bazarze pozostało przy niej. poinformowała też zarówno służbę jak i pałacową straż, że będą mieli gościa. Oraz by mieli na niego oko. W czasie jej nieobecności na stoliku pojawiło się wino przelane już do karafek oraz kilka potraw złożonych głównie z poludniowych owoców morza oraz owoców. Bahar powróciła po chwili zupełnie odświeżona, zdążyła nawet na nowo wysmarowac się olejkami, skoro nie miała czasu na kąpiel. -Witam w Sunspear. Proszę się częstować Ser Varionie. sama nalała wina do dwóch bogato zdobionych kielichów po czym podała jeden mężczyźnie. -Kontynuując naszą rozmowę, rozumiem fakt posiadania wielu tajemnic, nie do końca rozumiem informowanie rozmówcy o tym, że ma się tajemnicę, tylko po to by o tym wiedział. To działanie chyba sprzeczne jest z logiką utrzymywania tajemnicy
Ostatnio zmieniony przez Bahar Martell dnia Wto Lip 16, 2019 7:59 pm, w całości zmieniany 1 raz
Varian ciągle szedł za plecami kobiety, przyglądając się jej także od tyłu. Nie robił tego z powodu jej urody, a raczej tego w jaki sposób chodzi wokół ludzi. Każdy element ludzkiego charakteru może zostać wyczytany właśnie z takich małych elementów. Ale przy okazji mógł też pozachwycać się jeszcze trochę otoczeniem. Fakt, ogrody potrafiły wzbudzić zachwyt ludzi, którzy w nich przebywali. Zapachy, piękno kwiatu. Jednak dla Variana były tylko ogrodami, na znaczeniu nabierały dopiero, gdy ktoś się w nich znajdował. To ludzie tworzyli jego otoczenie. Pewnego rodzaju kontrast. Będąc obsłużonym przez panującą w tym zamku służbę, Varian pozwolił się zakosztować w ślinkach, których pestki następnie kładł przy podstawionym przez służącego talerzyku. Czuł się obserwowany, ale raczej w żaden sposób nieprzestraszony. Ot, chcieli wiedzieć o co chodziło. Kiedy kobieta przyszła, Varian poprawił się na poduszkach, biorąc do rąk podany przez nią kielich. Co miał mówić? Ach, no tak. Przypomniał sobie ich rozmowę. — Cóż, złapałaś mnie na tym. Czasem jednak lubię zainteresować kogoś na tyle, aby wzmóc jego chęć poznania. Jak widać, znalazłem się na twoim dworze, pani, więc jedynie na co czekam to twoje pytanie. Mam nadzieję, że nie zawiedziesz się odpowiedzią.
Po jej chodzie zdecydowanie można było odczytać pewność siebie no bo i dlaczego nie? Była urodzona w jednym z królewskich rodów Dorne, a teraz znajdowała w ścisłym otoczeniu najwyzej postawionych w Dorne, była też matką dwóch córek bratanka księżnej, czuła się raczej pewnie na swojej pozycji. Największe, choć oczywiście nie jedyne, zagrożenie mogło przyjść z zewnątrz. Czyżby właśnie z tym miała teraz do czynienia? Ogrody były piękne same w sobie, przy obecności zdecydowanej większości ludzi jedynie traciły na uroki, bowiem ci ludzie nie byli ciekawymi rozmówcami, którzy zdawali się niemalże wysysać życie z kwiatów i otaczającej zieleni. -Cóż obiecałam, że nie spożyjesz dornijskiego wina samemu już wcześniej, te szarady nie były potrzebne aby dostać się tutaj teraz to ona była w zupełności na swoim terenie więc mogła przeciągać rozmowę. Dlatego bez pośpiechu sięgnęła po mackę ośmiornicy, którą przełknęla po czym wzniosła kielich do góry. -Za dobrze strzeżone tajemnice po czym upiła z niego łyka i spojrzała na mężczyznę. -Zastanawiam się teraz, czy ta tajemnica to faktycznie coś ciekawego czy coś trywialnego co miało w mojej głowie urosnąć do niezwykle ważnej informacji
— Cóż. Swój cel osiągnąłem, więc możemy zagrać otwarcie. — Tutaj upił ponownie łyk podarowanego przez kobietę wina, starając się nie zalać swojego ubioru w którym przybył do tego miasta i przebrał się, aby móc dzisiejszego dnia swobodnie przechadzać się. Nadal jednak miał cel przybycia do tego urodziwego, ciepłego miasta. Dlatego też odłożył w pewnym momencie naczynie na stole i stanął na równe nogi. — Z imienia króla Jaehaerysa Targaryena oraz jego małżonki, przybyłem do was długą drogę, aby przekazać do księżnej Dorne list związany z turniejem z racji pięćdziesiątej rocznicy panowania. Król z radością chciałby zobaczyć przedstawicieli księstwa oraz ród Nymeros Martell na swoim turnieju. To zawsze dobra okazja do rozmów, chociaż zapewne chodzi o cieszenie się względną stabilnością. — Mówiąc to pokazał zwinięty list, ale raczej był on przeznaczony do rąk samego Księcia, a nie jej samej. Dlatego musiała nacieszyć się jedynie jego widokiem. Popijając wino mrugnął do niej okiem, aby zaraz odłożyć na stół. — Ot cała tajemnica. — Zaśmiał się pod nosem.
Wino miało słodkawy smak z dojrzałych winogron, jeżeli Varian miał rozeznanie w winach. Sama sięgnała do talerza z owocami i wybrała kawałek soczystej brzoskwini, którą zjadła zgrabnie, nie pozwalając by ani trochę soku wylało się z jej ust i wzięła kolejny łyk wina przyglądając się teraz mężczyźnie jak wstaje. Aha, oto więc szykuje się rozwiązanie zagadki. I cóż w trakcie odczytywanego przez niego zaproszenia, jeżeli ją obserwował to mógł zauważyć lekko zaciskające się szczęki kobiety, być może była to fizyczna oznaka...no właśnie czego? Kiedy skończył Bahar skinęła ręką, i jeden z pałacowych strażników do niej podszedł, a ona kazała przekazać informacje o zaproszeniu na turniej, które ma być przekazane do rąk własnych władcy, po czym wróciła spojrzeniem do mężczyzny przed nią. -Pięćdziesiąta rocznica panowania zdecydowanie warta jest tak hucznego przyjęcia. Pewna jestem, że reprezentacja księstwa Dorne stawi się licznie i będzie też brać udział w zawodach, to zasczyt być zaproszonym również użyty zwrot 'okazja do rozmów' nie wzbudzał dużego zaufania. Bahar zdecydowanie wolała kiedy rozmowy toczyły się pojedynczo z sąsiadami, a nie, z królem północnych krain, który jest daleko i może mieć nieprzychylne dla Dorne podszepty sączone do ucha.
— Domyślam się o czym myślisz, pani. — Powiedział do niej, widząc jak jej szczęki zaciskały się. To musiało być coś związanego z turniejem. Zwłaszcza, że Varian nadal pamiętał z opowieści ojca tego, czego domagali się od Dorne Targaryenowie. Jednak Jaehaerys był zdecydowanie innego typu człowiekiem. Patrząc jeszcze na to ile dobrego zrobił dla królestwa, Varian szczerze myślał nad tym, aby Dornijczycy dali mu szansę. Być może... Być może ta rana nadal nie zagoiła się zbyt szybko. — Pani. Wiem co możecie sądzić o królu, ale... byłem wychowywany na rycerza pod dachem ich twierdzy. Podążam tą drogą tak jak powinienem. Jeśli nie możesz zaufać królowi, pani, zaufaj mi. Stawiam honor. — Powiedział to z pewnym spojrzeniem w jej oczy. Mogła zobaczyć, że nie żartował w tym momencie. I być może nastąpiła w tym momencie cisza, ale Varian po chwili znowu uśmiechnął się, Jego ręka sięgnęła po kielich, ale niechcący przejechała po palcach kobiety, gdyby ta sięgała także po napitek. — Przepraszam.
-Doprawdy? rzuciła opierając się nieco bardziej na poduszkach i biorąc łyka wina z kielicha, a potem następnego. Wszystko było dobrze dopóci ci z północy zostali u siebie a Dornijczycy u siebie i koegzystowali ze względu na geografię jedynie. Wtedy niepodległość Dorne była zapewniona. A przy takim zaproszeniu...kto wie czy to nie pułapka by zamordować księżną Martell lub znaczną część jej rodziny i co lepszych rycerzy z Dorne? I to pod przykrywką pięćdziesiątlecia...doskonale przemyślane...odmowa będzie bezpośrednim afrontem dla króla, przyjęcie go niezwykła okazją by wymordować co ważniejszych oraz tych, którzy umieją walczyć z Dorne. Bardzo nieciekawa sytuacja się przed nimi rysowała. Zapewnienie bezpieczeństwa Księżnej na miejscu będzie horrendalnym wręcz przedsięwzięciem. Takie myśli właśnie zaczęły zaprzątać teraz głowę Bahar. -Honor, piękna sprawa Ser Varianie. Powiedz mi, znasz magię i potrafisz czytać w myślach króla? Jeśli tak to jestem spokojna bo wierzę w Twój honor. Jeśli jednak nie.... tutaj zawiesiła na chwilę dłuższą głos i sięgnęła po napitek, kiedy właśnie ręką mężczyzny przejechała po jej plecach, ona jednak zdawała się nic sobie z tego nie robić. Zamiast tego nachyliła się w kierunku mężczyzny tak, że znajdowali się teraz dosyć blisko, a on bez trudu mógł wyczuć zapach jej olejków, którymi natarła ciało, wanilia i drzewo wiśni. -Powiedz mi Ser Varianie, czy Twój honor nakaże Ci podnieść miecz na króla w obronie dornijskich gości czy przyłączysz się do ewentualnej rzezi?
Czy to było już czyste szukanie sobie wrogów na siłę? Dornijczycy byli gorącokrwistym narodem tak jak zresztą Starkowie mieli w sobie pewną wybuchowość dzięki swej "wilczej krwi". Ale według Variana nie było jakichś zbyt wielu obaw względem tego, aby nie przyjechać na turniej. Mógł być lekko naiwny, ale wychowywany przy Lucerysie oraz Aerionie łatwo potrafił wydać osąd, że nie zawsze wszystko jest kolorowe. Ale jednak... Według niego Jaehaerys był tą osobą, która faktycznie chciała więcej dobrego dla królestwa. Przy dobrych doradcach, ale nie zawsze też król ich wszystkich słuchał. To było nader oczywiste. Był królem. Ale przede wszystkim sprawiedliwym. Wtedy... Poczuł jej zapach. A raczej sposób w jaki naoliwiona była jej skóra. Czuł te aromaty, ale jego oczy skierowane nadal były w oczy kobiety, zaakcentowane makijażem. Zdecydowanie było w nich coś magnetyzującego. Mógł szczerze przyznać, że został zbity z tropu. Ale nie dał tego po sobie poznać. Czym jest teraz tak naprawdę honor. Czy to tylko iluzja, czy może fakt. Co jest prawdziwe. Varian też nie był zbyt często temu wszystkiemu wierny. Co mógł odpowiedzieć... Chyba tylko prawdę. Jego usta zbliżyły się bliżej do jej ucha. — Jestem tylko człowiekiem, pani. Nie wiem co bym tak naprawdę zrobił w chwili, gdy miałbym do wyboru wierność koronie czy własnym przekonaniom. — Po czym mogła poczuć ciepły powiew powietrza na linii szczęki, gdy Varian cicho parsknął, wracając twarzą do niej dość blisko.
Zdaniem Bahar to było prostu dmuchanie na zimne i zabezpieczanie się przed tym co może nastąpić, nawet jeżeli nie ze strony samego króla, to któryś z jego doradców może wziąść sprawy w swoje ręcę, a wtedy wszystkie zapewnienia o honorze nawet od króla nie będą znaczyły nic. Może i Dornijczycy byli goracokrwiści, nie byli jednak naiwnymi głupcami, dlatego też udało się utrzymać niepodległość Dorne przez tak długi czas. I powinna ona trwać kolejne tysiąc lat. I cóż dla Bahar ten król był po prostu kolejnym z dynastii Targaryen, która raczej może pochwalić się kryształowo czystą kartą wobec Dorne. Dopóki jest on daleko i zostawia Dorne w spokoju, dotąd wszystko jest dobrze. Przkrzywiła teraz głowę nieco na bok, nie cofnęła się jednak ani na trochę, a mężczyzna mógł poczuć jak jej włosy, częściowo rozpuszczone, a częściowo zaplecione w misterne warkoczyki pogładziły go po jego ramieniu. -Doceniam szczerość...My w Dorne nie mamy takiego dylematu. Bycie wiernym koronie to bycie wiernym własnym przekonaniom. Cenimy sobie swoją wolność. Mamy mniej dylematów niż wy na północy odparła przy czym ani na sekundę nie oderwała spojrzenia od jego oczu.
— Dylemat? To nie jest dylemat. To zdrowy rozsądek. Nieważne, którą decyzję wybiorę zawsze komuś się to nie spodoba. A może powinienem postawić trzecią opcję, gdzie w żaden sposób się nie angażuje, nie starając się być nawet w centrum. Kodeks to bycie dzielnym... W imię Wojownika... — Tutaj jego ręka spoczęła na leżącym na jego ramieniu warkoczyka Bahary. Ujął go w dwa palce i przez chwilę się nim pobawił, skupiając dosłownie na sekundę uwagę tylko na nim. — ...Bycie sprawiedliwym, w imieniu Ojca... — Pozwolił sobie na powąchanie. Poczucie zapachu jej włosów. Zaraz potem jednak puścił je, zakładając je za jej ucho. Przysięgi zawsze były dobre, jeśli ktoś potrafił je dobrze wypełnić. — ...Bronić słabych i niewinnych, w szczególności ich... — Jego palce zjechały od ucha ponownie do linii szczęki. — ...A w imię matki bronić dam... — Co zawsze z chęcią wykonywał. Jego palce były na jej podbródku, przez chwilę pozwalając sobie na otarcie go paliczkami. W końcu lekko odsunął palce, ale jego twarz nadal było blisko niej. — Wbrew pozorom wszyscy nagle pragną, aby im służyć. A ty, pani... Czego pragniesz? — Ich dystans był bardzo krótki. Wpatrywał się w jej oczy, skracając dystans jeszcze bardziej odrobinę. Jaka będzie reakcja na to od strony kobiety. Co zrobi? Tego Varian był bardzo ciekaw.
-Filozofowie mawiają, że nawet ten kto stoi i nic nie robi podejmuje działanie. Ale obawiam się, że to wyjście nie jest możliwe, król zapewne nie będzie zachwycony kiedy pan Ser Varianie nie zaangażuje się w żaden sposób. Trudny wybór nieprawdaż? jej oczy nie odrywały się od niego ani na chwilę kiedy bawił się jej włosami, ani kiedy wciągał ich zapach. W końcu poza sprawieniem przyjemności sobie samej to po to smarowała się olejkami by być atrakcyjną dla mężczyzn i kobiet. Również kiedy jego dotyk przeszedł po ucho do linii szczeki ani trochę nie drgnęła. Mógł poczuć delikatną skórę na jej twarz pod swoim dotykiem. Sama w odpowiedzi dotknęła porośniętego policzka mężczyzny, a jej dłonie zaskakująco nie były tak delikatne jak można by się spodziewać, choć zadbane. -Tak, większość pragnie aby inni lojalnie im służyli. A czego ja pragnę? Aby moja rodzina żyła w wolnym i dostatnim kraju. I by móc czerpać trochę przyjemności z życia przez głowę Bahar przemknęła myśl - ciekawe jakby mężczyzna zareagował na wieść o tym, że Bahar ma dwie córki. Na razie jednak lepiej nie dzielić się tą informacją. Wróg bowiem może wykorzystac ten fakt przeciwko niej.
— Musieli być więc to zacni filozofowie, pani. — Powiedział dość cicho, acz bardzo dobrze słyszalnie do ich uszu. Zwłaszcza, że w końcu byli tak blisko siebie, że nawet szept mógłby być łatwo słyszalny i nie byłby tylko zaledwie wichrem na którym unosiłyby się kwiaty. Czując jej dłoń na swoich zaroście, Varian wiedział już wcześniej, że ta ręka nie była tylko przeznaczona do pielęgnowania skóry czy czesania własnych włosów. Była to ręka osoby wyćwiczonej w walce mieczem, zdecydowanej swoimi działaniami. Nie lękającej się, że coś może pójść nie tak. Bardzo dobrze rozpoznawał te uczucie na skórze, zwłaszcza, że sam często takie czuł. Przez jego głowę nagłe przebiegła myśl, kiedy słuchał tego, czym dzieliła się z nim kobieta. Mieli podobny pogląd. Ale nie ma żadnego królestwa, gdzie ktoś był bezgranicznie lojalny. Zawsze znalazła się czarna owca w stadzie, która w pewnym momencie zaczęła realizować swoje plany. W każdym... możliwym momencie. Po ostatnim jej zdaniu, Varian nabrał trochę większej pewności siebie. Wiedział, że była kobietą Dorne z krwi i kości. Ale może to właśnie to go skusiło do tego czynu. Większość niewiast była zbyt... onieśmielona, często traktowała rycerzy jak bóstwa. A ona... tak nie sądziła. To było właśnie intrygujące, co sprawiło, że jednak jego usta zbliżyły się do jej. W powolnym, nieśpiesznym spotkaniu się warg, Varian pozwolił sobie na pogładzenie jej szyi swoją ręką, żeby zaraz kciukiem masować ponownie jej linie szczęki. Urok Dorne.
-Bardzo zacni....odparła wręcz szeptem, lecz tak by wciąż było słyszalnie. Lekkim szum wiatru można było usłyszeć, tak jak i szum wody, wody, która musiała podtrzymywac przy życiu ten wspaniały ogród. A sam jej dotyk, był jednocześnie pewny ale i deliktany, mógł się jednak w każdym momencie zmienić w coś bardziej zdecydowanego. A na jej dłoniach odmalowane było zarówno uczucie pewności siebie jak i niezliczone godziny ćwiczeń z bronią - mieczem, sztyletem i batem. Dotyk pewnej siebie osoby, która brała co chciała. To właśnie ciekawiło Bahar chyba najbardziej - jak zachowa się mężczyzna z północy wobec dobrze urodzonej niewiasty, nie tak wstydzliwej i tak skorej do bycia onieśmieloną czy wręcz sparaliżowaną w towarzystwie mężczyzny, a jednocześnie nie pierwszej lepszej kuriw z burdelu, której czas kupujesz za monety. A jak odpowiedziała Bahar na pocałunek? Zapewne inaczej niż niewiasty z północy, bowiem pocałowała go nieco bardziej energicznie czy też może nawet agresywnie, ale na pewno bardziej namiętnie kładąc jednocześnie jedną ze swoich dłoni na jego karku. -I jakie są Twoje pierwsze wrażenia z Dorne Ser Varianie? zapytała wciąż będąc bardzo blisko.
Pomijając już całkowicie otoczkę zwaną filozofią, to wszystko było jedną wielką grą bogów. Na każdej z dróg mogli postawić kogo innego. Mogli postawić bandytę, mogli postawić szczodrego szlachcica, a mogli nawet przyszykować coś znacznie bardziej irracjonalnego. Kiedy człowiek był w bierności, nigdy nie mógł powiedzieć, że "coś zrobił". Ale w sumie bezczynność to także jakiś czyn. Całkowicie pomieszany był ten świat. Kobieta go bardzo mocno zainteresowało dopiero w momencie, kiedy zaczynała dotykać temat, który był dla niego bardzo ważny. Może to właśnie go pociągało w kobietach. Kurwie płacisz, aby zrobiła to co musisz. Nie ma w tym emocji, nie ma żadnych starań. Tylko zwierzęcy popęd. Coś, czego dopiero Varian nienawidził. Dlatego z ich usług nie korzystał. Wolał na coś zapracować. W sumie to była cała maksyma jego życia. "Sława przez czyny, nie przez walkę". Bardzo dobre słowa do kroczenia po świecie. A ona dała mu jednak coś więcej — chęć zbadania, chęć poznania, chęć bycia testowanym. Dlatego chyba ją pocałował. Czuł jej energiczny pocałunek i to, że wkładała w niego większą śmiałość niż on sam. Nie był zaskoczony, za to przyjemnie połaskotało go w brzuchu z tego powodu. Jego ręka zjechała powoli po jej szyi, gdy przyglądał się jej reakcji. Czy będzie spięta, czy go odrzuci, mówiąc, że to już koniec. Potem zahaczyła o ramię, aż zaczął powoli droczyć się z nią, o ile chciała grać w tę grę. W pewnym momencie jego ręka znalazła się już na linii talii, aby następnie bardziej zdecydowanie chwycić ją. Chyba był gotowy na to, aby pochwycić ją na swoją stronę poduszek. Wtedy dopiero odpowiedział jej. — Bardzo pozytywne. — A jego usta ponownie złączyły się z jej, pozwalając na większą śmiałość, a także pracę językiem. Jego ręka nadal przyjemnie masowała jej talię.
Bahar wolała nie myśleć zbyt wiele o bogach, ich woli i grach, bowiem nie dało się odczytać ich zamiarów, a byztnie kontemplowanie ich poczynań prowadziło właśnie do bezczynności i oczekiwanie na tego ktos stanie na ich drodze zamiast aktywnie działać by zmienić swój los, albo utrzymać go takim jakim jest w zależności od sytuacji. Ale tak jakby nie spojrzeć to bezczynność to również był jakiś czyn, nie raz bardzo wiele mówiący czyn. Bahar natomiast nie miała nic przeciwku używaniu tej czy innej kurwy - przynajmniej zasady były jasne i nie trzeba było aż tak uważać co się robi. A na dobrą sprawę przy ich obecnej sytuacji, Bahar nie miała pewności, czy nie całuje wroga, który zetnie jej głowę na turnieju? Niemniej była to gra, którą podjęła i zamierzała kontynuować. Rzadko wycofywałasię z podjętych przez siebie gier. Nie dało się wyczuć w jej ciele żadnego spięcia, raczej spokój i wyczekiwanie na to co będzie się działo dalej. Ale nie, to nie było tak, że tylko czekała, wręcz przeciwnie. Pchnęła go lekko by opadł na poduszki przed pocałunkiem, a kiedy ten już nastąpił, cóż postanowiła wykorzystać jedną z nauk z Yunkai i zassała się lekko na jego języku zanim go wypuściła. -Bardzo poztywne...Cieszę się, że tak smakuje panu nasze wino i nasze śliwki odparła ponownie głaszcząc go po karku by pociągnąć również po nim trochę mocniej paznokciami, nie tak by było boleśnie, ale tak by było zdecydowanie. -Zapewne woli blade i szybko rumieniące się damy z północy, które kiwają głowa grzecznie w odpowiednich momentach nieprawdaż?
Bogowie i ich intrygi. Nie były tu ważne, nie były też potrzebne. Liczyło się tu i teraz. W sumie pasowało to na kolejną dobrą zasadę, którą mógłby podążać Varian. Nie był też nader przesądny i wierzył wręcz fanatycznie w bogów. Byli oni po prostu jedną z codziennych spraw. Od człowieka zależało czy faktycznie chciał stawiać ich na pierwszym miejscu. Dla Variana zdecydowanie jednak zajmowali oni... może gdzieś środkowe miejsce. W neutralnej strefie ważności. W Dorne panowało zdecydowanie inne podejście do kultu cielesności, poczucia smaku czy jego granicy. Im dalej na Północ tym ludzie bardziej restrykcyjni. A w tym ciepłym miejscu? Wszystko było bardziej luźniejsze. Przypominało mu to kolejne, inne miasto znajdujące się na mapach Znanego Świata - Lys. Tam także ludzie funkcjonowali w ten sposób. Wszystko było jakieś bardziej luźniejsze. Pozbawione sztywnych ram. A co sądził o stosowanej przez Bahar grę? Cóż, musieli dostosowywać się do zmian, a Varian był chyba jednak tą osobą, której przychodziło to znacznie łatwiej. Mało kogo uważał też za nieprzyjaciela jeśli ktoś nie dawał oznak, że ma właśnie takie zamiary. Był bardziej... przyziemny. Dał się ponieść przepływowi emocji. Które miały teraz bardzo ważne znaczenie. Kiedy został pchnięty przez kobietę na poduszki, przez jeden kąt jego warg przebiegło szelmowskie uniesienie. Potem przeżył delikatne zaskoczenie. Czegoś takiego jeszcze nie poczuł. Zamruczał chwilowo, a potem skupił się na tym co mówiła. — Miałbym tylko małe "ale" do śliwek. — Czując przyjemne drapanie po szyi przez jego ciało przebiegła gęsia skórka, a jego ręka zaczęła nagle poruszać się dalej. Zjechała z talii do bioder, aby dać im delikatne uszczypnięcie zanim ręką zaczął masować początek jej pośladka. Zanim jednak pocałował ją, jego usta skupiły się na jej oliwkowej szyi, składając parę czułych pocałunków i delikatne pociągnięcie za skórę. Aż ostatecznie wróciły do wcześniej pocałunków. Przedłużał je, poczuła lekkie zassanie wargi, którą zaraz puścił. — Są... monotonne. — Lecz nie narzekał na nie.
Najlepiej to zostawić bogów samych sobie, zapewne oni też na dobrą sprawę są zajęci sami sobą i swoimi konfliktami i średnio mają czas spoglądać co dzieje się tutaj w Westeros czy w Essos prawda? Gdyby mieli czas zapewne wszystko wyglądałoby nieco inaczej, każdy region miałby swojego opiekuna i w wypadku Dorne faktycznie dałoby się wymodlić odejście tej przeklętej suszy. Jeżeli czegoś w życiu Bahar była pewna, to tego, że mieszkanie na północy musi być strasznie nieprzyjemne ze względu na zimy i nudne ze względu na panujące tam zakazy i nakazy. Nie dość, że natura ich nie rozpieszcza to jeszcze sami mieszkańcy północy narzucają sobie takie kajdany. Doprawdy zadziwiające. Sama Bahar uśmiechnęła się szerzej kiedy na twarzy mężczyzny wymalowało się krótkie zaskoczenie. Cóż lubiła w ten sposób zaskakiwac. Na tym etapie Varian mógł już z łatwością stiwerdzić, że jej ciało było całkiem dobrze umięśnione, z pewnościa poddane wielugodzinnym treningom. -'Ale' do śliwek? Sprawdźmy odchyliła sie by wziąść jedną, przerwała ją na pół, odłożyła pestkę na talerz, by potem wziąść połówkę do swoich ust i nachylić się by znów namiętnie pocałować mężczyznę przekazując mu w ustach śliwkę. -Monotonne? To takie lekkie określenie, nadaje się pan na dyplomatę, nie tylko ne rycerza powiedziała po czym zjdęła jeden ze swoich butów i położyła stopę na udach Variana, by delikatnie po nich jeździć, co chwilę jednak posuwając się stopą wyżej i wyżej w górę ud.
Pozostawmy już sprawę bogów. Mają swoje własne problemy. Za to trzeba było skupić się na tym co ziemskie. A obecnie miał przed sobą obraz kobiety zdecydowanej, wyzwolonej i potrafiącej o siebie zadbać. Zdecydowanie wpasowywała się w jego typ. Można było powiedzieć, że reprezentowała wszystkie cechy jakie mógłby spodziewać się po kimś, kogo dłonie nie boją się chwycić rękojeści miecza lub sztyletu albo gryfu włóczni. Skupiony na Bahar Varian czekał na wszelkie czyny jakie wykonywała. Była gibka, sprawna, a także wyćwiczona. Przy jej odchyleniu, jego ręka przejechała po całej długości nogi, pokazując, że nie boi się jej wyzwania. Wiedząc jak bardzo już potrafił być sprawny jej język, Varian pochwycił w pocałunku przesuniętą do jego ust połówkę, aby następnie wargami skubnąć jej język zanim schował się ponownie między zębami. Połknął śliwkę, patrząc na to co robiła kobieta z Dorne. Na słowa o byciu dyplomatą, Varian odczekał zanim poczuł jej stopę na swoich udach. Jego ręka pochwyciła ją w dłoń, a jego usta przytkane zostały do jej kostki. Całował je czule przez moment, wracając na moment do jej palców. Je także wycałował. Wargi zaczęły powoli wodzić po wewnętrznej stronie jej nogi coraz dalej. Varian ułożył się na boku, pieszcząc ręką zewnętrzną stronę uda. W końcu napotkał przeszkodę, ale zaraz pozbył się jej odgarnięciem ręki. Podłożył rękę pod jej pośladek, pozwalając finalnie na mizianie ustami od przyjemniejszej dla niej strony. Nie minęły nawet dwie minuty, kiedy zaczął droczyć się z materiałem jej sukni. Chociaż skupił się na pocałunkach obojczyka, leżąc już pomiędzy nią i lekko napierając swoim ciałem.
Zdecydowana, wyzwolona i potrafiąca o siebie zadbać - na północy to chyba rzadki widok, przynajmniej wśród wysoko urodzonych dam, jeżeli już to takie są kobiety z ludu. Ale ich z kolei nie stać by mieć zadbaną skórę, tak samo jak kosmetyki i pefumy i cóż tu począć. Chyba ciężko będzie Ser Varianowi spotkać taką, która spełni wszystkie jego wymagania. Może faktycznie powinien przemyśleć przeprowadzkę do Dorne, posiadanie Dornijki za żonę oraz służby innemu władcy w słońcu zamiast w deszczu i śniegu. To, że mężczyzna się nie wystraszył ani nie zrezygnował, zdecydowanie było dla niego na plus - był w obcym miejscu, nie znał zwyczajów, a miejsce roiło się od straży, gdzie mógł zostać w gnieniu oka wtrącony do lochu. A jednak podjął wyzwanie. Do tego był pojętnym uczniem i nawet udało mu się schytać jej język zanim go schowała. Niegrzeczny rycerz. Nie spodziewała się, że zacznie całować jej stopę jednak było to nad wyraz przyjemne, obserwowała uważnie jego poczynania. Nie ułatwiała mu zadania z suknią, niech się napracuje by zdobyć co to chce. Zamiast tego wplotła palce jednej ręki w jego włosy gdy on całowął jej obojczyk, a druga ręką znów robiła białe ślady panokciami na jego karku.
Dornijska żona to byłby zapewne najprawdziwszy skarb dla kogoś, kto chował się wśród bardziej dystyngowanego środowiska ludzi. Można było powiedzieć, że nawet zależało mu na tym, aby wypaść jak najlepiej w jej oczach. Może nie z powodu, że były to tylko uczucia — chociaż one też istniały — to jednak chciał pokazać, że zasłużył sobie na nią. Że faktycznie mogła liczyć, że Varian nie był typowym człowiekiem z Północy, a może nawet nie byłby typowy dla Dornijczyków, wnioskując według ich toku rozumowania. Dlatego też nie śpieszył się, chcąc dość wystarczająco rozgrzać jej ciało. Co do bycia pojętnym uczniem, lady Martell nie myliła się. Varian był bardzo pojętny i w mig potrafił opanować nowe rzeczy, jednak nie był też aż tak absolutum. Czego nie potrafiło opanować pojęcie, robił to instynkt. A akurat jego nie brakowało mu. Całował jej obojczyk, schodząc niżej do jej przedziałka. Problemem okazała się jednak łatwiejsza do zdjęcia dornijska kolczuga niż ta powszechnie stosowana w Westeros. Na szczęście dobrze znał sposób jej zdejmowania, gdyż miał z nią styczność w czasach bycia essoskim najemnikiem, dlatego postanowił też zachować się trochę ostrzej wobec kobiety. Złapał ją stanowczo za uda, aby podnieść ją od strony pleców i dźwignąć na kolana. Przytrzymując jedną ręką jej talię, Varian zaopiekował się ustami jej szyją, a jedną z rąk zdejmując powoli kolczugę. Po kilku minutach zabawy z nią, kobieta była już znacznie bardziej wolna, a Varianowi nie trzeba było przypominać, że czasami potrzebował przejąć kontrolę. Dlatego kolorowy materiał jej sukni zjechał z ramienia, odsłaniając kawałek biustu. Przycisnął się do niej klatką piersiową do pleców, a jego ręka spoczęła na odsłoniętym kawałku jej górnej intymności. Składając dość pasjonujące pocałunki, Varian nie masował kobiety, pozwalając kolejnej z dłoni podwinąć sukno od dołu i zacząć delikatne ugniatanie pośladka.
Dornijska zona potrafi byc najprawdziwszym skarbem, ale i wyzwaniem dla kogos przyzwyczajonego do rumieniacych sie i poslusznych dam. Dosyc ciekawe i zbawne zarazem, ze mezczyzna chcial tak dobrze wypasc w oczach kobiety, ktora spotkal niedawno i o ktorej zapomni zapewne szybko po powrocie do domu. Z drugiej strony czego nie robi sie na egzotycznych wojazach prawda? To, ze byl pojetnym uczniem zdecydowanie sie chwalilo, a lady Martell sama zdecydowanie na tym korzystala, wiec jak dla niej mogl byc nawet najbardziej pojetnym uczniem w Westeros w obecnej chwili. Bahar nie miala nic przeciwko temu, ze zostala potraktowana ostrzej, w koncu z calkiem uleglymi czy zastraszonymi mezczyznami nie ma takiej zabawy. Nie protestowala wiec kiedy zostala przeniesiona za uda na kolana. Varian wykazal sie znajomoscia dornijskiej zbroi, a przynajmniej tego jak ja w sprawny sposob zdejmowac, kolejny plus dla niego. No i kiedy jej piers zostala czesciowo odslonieta, w koncu zaczelo sie dziac cos ciekawego. Bahar pociagnela material swojej sukni od tej zdjetej strony by uwolnic cala piers. Docisnela swoje cialo do jego i poruszala sie powoli by potem siegnac reka za siebie i rozpoczac, nieco na slepo, ale jednak z wprawa walke ze spodniami mezczyzny, ktora miala nadzieje szybko wygrac, oczywiscie w miedzyczasie kilka razy przejechala reka po najbardziej newralczinym miejscu. -Chyba jednak dornijskie sliwki dobrze na Ciebie dzialaja Ser Varianie
Słowa lady Martell były już tylko lekkim dogryzieniem, związane z poprzednią sytuacją. Rycerz Królestwa uśmiechnął się tylko pod nosem, zanim jego usta przebyły drogę z oliwkowej szyi do jej ucha. Powoli pieścił płatek jej ucha, gdy poczuł gdy jej ręka zaczęła schodzić po jego klatce piersiowej do zasznurowania jego spodni z którym kobieta miała chyba jakiś problem. Uwolnił na moment rękę z jej pośladka, przechodząc już wzdłuż jej własnych palców. Na chwilę je splótł, kiedy jego usta pociągnęły za kawałek ucha. Musiał przyznać, że zdecydowanie przejął go instynkt. Varian pozwolił sobie na to, aby jej ręka spoczęła na jego biodrze, pozwalając własnym palcom zająć się pozbawieniem ostatniego z węzłów. Wtedy na chwilę przerwał, pozwalając sobie zareagować na jej słowa. — To nie śliwki mi zasmakowały, pani. — Po czym jego ręka podwyższyła od pleców materiał jej sukni. Za chwilę mogła jednak poczuć od dołu znajome uczucie, którego z pewnością nauczyła ją służka z Yunkai. Nie krępował się już swoich ruchów, przytrzymując rękę na jej piersi. Złączył się ponownie z jej ustami. Nie wiedział co ma tak naprawdę o tym wszystkim sądzić. Z jednej strony mówili wcześniej o honorze, który był bardzo ważną rzeczą w życiu rycerza. Potem przeszli na temat tego co dla niego znaczy cała przysięga, a za moment już obściskiwali się, chociaż nie znał jej jeszcze tak do końca. Czy to była właśnie ta dornijska aura o której wspominają inni ludzie. Albo to ta słynna gorąca krew odpowiadająca za walkę, namiętność i poczucie zależności od kogoś.
Coz poradzic, lady MArtell uwielbiala dogryzac meczyznom i ucierac im nosa, im bardziej ich to szokowalo tym lepiej, a miala wrazenie, ze kogos z polnocy, kto jest raczej przyzwyczajony do innego obycia dam, moze to zrobic podwojne wrazenie. Coz miala pewien problem, bo byla tylem do mezczyzny i dzialala reka pod swoja suknia, ktora wchodzila w droga, walczac z jakimis nieznanymi zapieciami. kiedy jej platek ucha zostal lekko nadryziony wydala z siebie lekki pomruk zadowolenia, cichy lecz nie pozostawiajacy zadnych watpliwosci, ze sprawilo jej to przyjemnosc. -Ciekawe co innego moglo Ci tak zasmakowac Ser Varianie....Nie sprobowales osmiornicy wszak powiedziala, a potem poczula tak zajome i przjemne uczucie ktore uwielbiala, sciagnela drugie ramiaczko sukienki by odslonic rowniez druga piers, a druga reka zapala sie o cos, cokolwiek to bylo, na przyklad stolik, po rzym zaczela poruszac biodrami i dociskac je do Variana tak mocno jak tylko mogla, do tego teraz odpowiedziala mu juz raczej dzikim i namietnym pocalunkiem. No i coz obsciskiwali sie w pieknym otoczeniu przyrody coz w tym zlego. Moze i sie nie znali, ale czy tak naprawde mozna powiedziec, ze kogokolwiek zna sie dobrze? Dornijska aura czy tez goraca krew, to byl dla Bahar naturalny stan nie widziala wiec w tym nic dziwnego. Przynajmniej krolweski poslaniec nie bedzie opowiadal krolowi, ze zostal zle przyjety w Dorne. Moze to bedzie ten przelom w dyplomatycznych stosunkach?
Varian zawsze doceniał kobiety, które potrafiły w jakiś sposób się odgryźć i pokazywały, ze nie były tylko płochliwymi niewiastami rumieniącymi się na sam znak, że ktoś otacza się kokietującym uśmiechem lub naglącym wzrokiem. Lubił od czasu do czasu poczuć, że istnieje w tym pewna "rywalizacja", która nie jest na miecze. A na uczucia, czyny, a nawet słowa. Mogła powiedzieć nawet w każdej chwili, że następuje ten moment "dość", gdzie granica zostaje już zbyt mocno przekroczona. Zrozumiałby to, a nawet docenił. Traktować kobietę z należytym szacunkiem to zyskać sobie w niej cennego sprzymierzeńca. Zwłaszcza, kiedy także władała bronią. Czując jej pomruk zadowolenia, pozwolił, aby jego dłoń powoli zaczęła pozbywać się sznurów jej sukni. — Mhm. — Usta odessały się już od jej oliwkowej szyi, przeprowadzając swój szturm na jej kark. Całował go spokojnie, czule nie pozbawiając go żadnego wolnego miejsca. Zsuwał z jej ciała suknię, pozbawiając ostatecznie tego elementu. Opadła na ziemię. Jego dłonie zaczęły wodzić jej talii, zanim jego uda nie naparły na nią. W końcu znalazły się na poziomie jej biustu, który Varian małymi zaokrągleniami jego opuszków palców bawił się jej ciemnymi aureolami. Za moment jednak już się uciskał między sobą, czekając na to, aż choćby mruknie twierdząco. Jak wcześniej było wspomniane, dornijska wojowniczka zasługuje na szacunek, nawet większy niż reszta. Złączył się z nią w ponownym pocałunku choćby na moment, zostawiając pajęczynkę śliny między ich ustami. Varian nie będzie narzekał, że został przyjęty w dość... bardzo przyjemnym stylu w dornijskim pałacu. Nie można też zaprzeczyć, że jego zadanie zostało poprawnie wykonane. Największy zarzut mógłby być tylko związany z tym, że nie wiadomo ile pozostanie w Dorne. Chciałby w sumie jednak poznać ten teren na trochę dłużej niż tylko przejazdem. A być może pomoc Bahar mu to ułatwi. Gorąca krew Dornijczyków i tak została już dawno wymieszana z krwią Rhoynarów, których potomkowie zamieszkiwali Zieloną Krew, a siebie samych nazywali jej sierotami. Może udałoby mu się odwiedzić to miejsce i miasteczko Planky Town. Póki co jednak wolał skupić się na Bahar. Kiedy tylko została mu udzielona przez kobietę zgoda, Varian pozwolił sobie, aby jego mniej widoczny na co dzień przez ludzi element ciała mógł odwiedzić purpurę kobiety skrywaną pod zapachami olejków i jej ubrań, kobiecych fatałaszków i lekkich zbroi. Wtedy to on docisnął ją do siebie ciałem, aby móc poczuć ręką jej bicie serca, nierówny oddech czy nagłą zmianę na twarzy związaną z inną emocją. Poruszał się rytmicznie, ale nie bez przesady. To nie miało być zbyt szybkie, a emocjonalnie. I kto by przypuszczał co spotka go w Dorne.