Trybuny
Pon Lip 29, 2019 3:35 pm Trybuny
Mistrz Gry
Mistrz Gry
68
First topic message reminder :

Pole turniejowe znajduje się na południe od Królewskiej Przystani, niedaleko Królewskiej Bramy. Z okazji jubileuszu Jaehaerysa I olbrzymie połacie terenu przeznaczono na wydarzenia dotyczące uroczystości.

Trybuny są podwyższoną, drewnianą konstrukcją, rozciągającą się na kilkadziesiąt metrów. Do zajęcia na nich miejsca upoważnieni są możni goście królewscy; Król i Królowa zasiadają pośrodku, a miejsca dookoła nich zarezerwowane są wyłącznie dla członków rodziny oraz zaproszonych gości.
Przygotowane siedziska są stosunkowo wygodne, a od walczących oddziela je cienka, drewniana barierka.

Re: Trybuny
Sro Sie 14, 2019 1:01 pm Re: Trybuny
Tiengnan Greyjoy
Tiengnan Greyjoy
208
can you tell me the way the story ends?
osiemnaście dni imienia
Delegat Lorda Greyjoya
Królewska Przystań
Żelazne Wyspy
https://fortherealm.forumpolish.com/t241-tiengnan-greyjoy#825
W końcu coś się zaczynało dziać w pojedynkach, wyciągnięto miecze, to było coś dla Tiengnan, nie obijanie się fallicznymi przedmiotami, aby zrekompensować sobie jakiś rodzaj braków. Greyjoyówna była przyzwyczajona do brutalności, bójek, nikt nie chronił od takich rzeczy dziewczynek z Żelaznych Wysp, czy urodziły się w rodzinie rybaka czy lorda. Obserwowanie wybijanych zębów, krwi, to wszystko tak bardzo należało do kultury, że oblepiało ludzi, jak druga skóra, wnikało w nich. Nie przerażał jej widok agresji.
Obecne starcia wydawały się jej nawet zbyt łagodne.
- Mam niejasne wrażenie, że niektórych to i ja mogłabym pokonać - stwierdziła Tiengnan, mrugając porozumiewawczo do Manon. - Muszę przyznać, że najbardziej czekam na walkę grupową, liczę, że poleje się trochę krwi, a nasi mężczyźni wykażą się.
Nie modliła się do Utopionego Boga o powodzenie w czymś tak błahym, mieli ważniejsze prośby, które należało kierować, uważając, aby nie zostały zakryte przez te nieistotne. Uważała za śmieszne oddawanie czempionów w opiekę Siedmiu, jakby to miało im pomóc w umiejętnościach. Prawda była taka, że na polu walki każdy był sam i zdany na siebie, czy takiej rozrywkowej czy prawdziwej.
- Nie powiem jednak, chciałabym zobaczyć cię, lady Manon, w takiej walce. Obawiam się jednak, że honor to nie jedyna rzecz, którą by stracili.
Re: Trybuny
Sro Sie 14, 2019 3:01 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Jak dotad to na arenie bylo tak nudno, ze Manon nie sledzila nawet srednio uwaznie, tego co tam sie dzialo, dopiero wczesniejsze slowa Tiengnan sprawily, ze spojrzala na to co tam sie dzieje i z kim mialaby sie pojedynkowac jakby mogla. I widok raczej jej nie zatrwozyl. Przez wiekszosc czasu przypominalo to przedstawienie dla dzieci w poronaniu do tego do czego byla przyzwyczajona jak i tego jaka byla kultura Zelaznych Wysp. Dopiero wyciagniete miecze zaczely swiadczycy o tym, ze moze zdarzyc sie cos godnego uwagi, chociaz Manon nie spodziewala sie zbyt wiele sadzac po tym co sie zdarzylo do tej pory. Ludzie tutaj sa slabi i nie maja odpowiedniego hartu ducha jaki zapewnia Utopiony Bog by zapewnic prawdziwa rozrywke.
-Tez uwazam, ze moglabys powalic co po niektorych. I chyba walke grupowa to bedzie najciekawszy element tego turnieju, pewna jestem, ze nasi mezczyzni wygraja, ale nie podziewam sie bardzo porywajacego widowiska odparla. No i modlitwy do Utopionego Boga z takiej smiesznej okazji jak ten caly turniej wydawaly sie byc wrecz swietokradztwem.
-Dziekuje. I mysle, ze pare rzeczy mogliby utracic, w taki sposob, ze i miejscowe panny bylyby nieco mniej zadowolone odparla i teraz to ona puscila oko do Tiengnan. Mowila sciszonym glosu, a i tak musiala powstrzymywac sie od przeklenstw co samo w sobie bylo trudne. Oh, jak chcialaby juz byc z powrotem na statku ze swoja zaloga, gdzie najbardziej wulgarne wiazanki przyjmowane bylyby przez salwy smiechu.
Re: Trybuny
Czw Sie 15, 2019 10:50 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
- Tak, przyznam, że zamieszanie jakie tutaj panuje jest całkiem spore. Nie trzeba było dużo czasu by pojawiły się różnice, oraz waśnie pomiędzy rodzinami. - Podeśmiał się lekko, zerkajac z delikatnym uśmiechem w kierunku Prudence, miał nadzieję, że zrozumie o co m uchodziło. W żadnym wypadku nie myślał o nich, czy jakiś innych przyjaciołach z regionu. Bardziej wspominał o tej całej awanturze z Lannisterówną i Dornijką, która jest tematem na ustach nie jednej z panien która znajduje się na widowni.

Kobieta która stworzyła to zamieszanie, została wyprowadzona już jakiś czas temu, na pewno ma teraz, dla jednych jest bohaterką, a dla innych... Kimś znacznie gorszym, pewne animozje zawsze powracają, tak jak te, jakie posiadała Północ w stosunku do Żelaznych, ale bardziej niż sama Północ, to właśnie Mormontowie mieli co do nich największe ale, jako ci którzy mieszkali samotnie, na wyspie.

- Pilnowanie porządku w Deepwood Motte... Eh, czasami mnie to męczy, ale, od czego są takie dni jak ten, prawda? Można czasami zapomnieć o codziennej rutynie, oraz domowych problemach, tutaj, gdzie do nich daleko. - Petyr nie miał na celu stwierdzenia, że Prudence nie ma obowiązków, nawet jeżeli tak uważał, to nie wypowiedział by tego na głos. Zwłaszcza, biorąc pod uwagę waleczność, kobiet z tej wyspy. Obowiązki Petyra, nie wymagały od niego codziennego biegania po lesie i rozwiązywania każdego problemu jaki wyniknął w rejonie, ale to właśnie na niego spadało rozdysponowanie poleceń garstkom ludzi które pod sobą posiadał, odsłuchiwanie raportów słownych, co czasem potrafiło zajmować dobrą chwilę, nie każdy przecież umiał pisać, a już na pewno nie zwyczajni strażnicy. A Maestrowie mieli inne, bardziej wymagające ich uwagi zajęcia, niżeli spisywanie takich głupot. W tym wszystkim jeszcze było sprawdzanie, od czasu do czasu, bo przecież nie codziennie, jak miewają się posterunki straży, już w samym lesie, a jako, że las był spory, trochę tych kursów trzeba było wykonać. Nie wspominając już o wciąganiu swojego brata w sprawę, jeżeli wykraczała poza obowiązki młodszego z Gloverów.
Re: Trybuny
Czw Sie 15, 2019 11:17 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
„Nikt nie oblewa nas w tej części winem” – huh, co to mogło znaczyć? Joy uniosła brwi zdziwiona. Kompletnie nie wiedziała, o co chodzi, nie było jej tu wcześniej. Czyżby doszło do jakiegoś ważnego incydentu? Musiała się koniecznie dowiedzieć!
Winem? Wybacz, pani, ale przyszłam spóźniona. Raczysz mi zdradzić, co się przedtem działo? Bo czuję, że wiedzieć powinnam. – zaśmiała się sympatycznie (do lady Jynesse Tully). Pragnęła dowiedzieć się więcej. Za pozwoleniem nieznajomej ostrożnie chwyciła sukienkę i usiadła tuż obok niej, starając się jednak nie robić tego za blisko. Wiele osób to po prostu krępowało, poza tym nie przystało.
Tak swoją drogą, pani, myślę, że warto się poznać. Zwą mnie lady Joyeuse Baratheon. – zagadnęła wesoło. – Ale przyjaciele mówią mi po prostu „Joy”. – Uśmiechnęła się zachęcająco. Wiedziała, że wielu dalej sprawia problem nazywanie jej po pełnym imieniu. Było długie, owszem, sama jako dziecko miała problemy z jego wymówieniem – bardzo dobrze to pamiętała.
Uniosła wzrok w kierunku nieznajomego, który przybył w ich okolice. Blackwood? Najwyraźniej jej kompanka dobrze znała się z nieznanym Joy jegomościem, więc postanowiła mimo wszystko im nie przeszkadzać. Była co prawda ciekawska i lubiła dostawać to, co chciała, ale nie była niemiła. Pewnie potrzebowali trochę czasu dla siebie, potrafiła to zrozumieć.
Obróciła głowę w poszukiwaniu towarzystwa dla siebie. Nawet gdy usiadła, nieszczególnie cokolwiek widziała. Oczywiście poza atrakcją turnieju, ją widziała wyśmienicie. Szukała swoich krewnych pośród grona nieznajomych twarzy, aż natrafiła wzrokiem na dwójkę z nich.
Zastanawiała się, czy powinna do nich pójść. Zdawało się jej, że dobrze się bawili. Nie chciała im przeszkadzać, z drugiej strony nie miała z kim porozmawiać na tych trybunach. A przecież po to tu przyszła – bawić się i gawędzić w najlepsze!
Miała nadzieję przy okazji poznać nowe osoby, zawrzeć nowe znajomości. Dla lady było to mniej istotne niż dla lorda, ale brązowowłosa naprawdę czerpała ze sztuki władania słowem przyjemność. Co innego mogło tak podnieść na duchu jak przyjemna wymiana zdań… no na przykład, z jakimś przystojnym dziedzicem?
Re: Trybuny
Sob Sie 17, 2019 2:41 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
___Kakofonia dźwięków uderzyła w nią jako pierwsza. Strzępki rozmów docierały z każdej strony, gromadząc dosłownie wszystko — rozbawienie, zniecierpliwienie, wściekłość, tajemnice tkane cierpliwie pozorami uśmiechów, niepochlebne słowa dosięgające wszystkich zgromadzonych podczas turnieju, wreszcie nieostrożnie budowane zdania, które sięgały jednego ucha, by zostać wypuszczonymi tym drugim. Czy aby na pewno tu, w Królewskiej Przystani? Mimo iż Maellery bywała tutaj niezwykle rzadko, doskonale zdawała sobie sprawę z zasad (bądź ich braku) rządzących się własnymi prawami w gniazdowisku węży, zarówno tych bardziej, jak i mniej wyrafinowanych, ale wciąż niebezpiecznych, dlatego zachowywała ostrożność przeplataną niesłabnącą czujnością. Podświadomie odnalazła opuszkami palców chłodną rękojeść sztyletu skrytego między materiałem szkarłatnej sukni przywdzianej tego dnia, niby dla podkreślenia swej przynależności, jak gdyby błękitne spojrzenie emanujące niesłabnącą wściekłością i dumą było niewystarczające.
___Mogło się wydawać, iż to kobiece znużenie zamigotało w jasnych oczach najstarszej córki lorda Castamere, którego naturalnie dzisiaj zatrzymały niezwykle pilne sprawy i lwica uświadomiła to sobie w chwili, kiedy dostrzegła swego ukochanego brata w towarzystwie narzeczonej, młodej, pięknej, darzonej głęboką niechęcią Ellyn. Bogowie, dlaczego ona, myślała za każdym razem, powstrzymując siebie od rozszarpania gardła wszystkim Lannisterom napotykanym na drodze za sprawą turnieju, jakież to szczęście widzieć ich tylko teraz. Gdzieś w tłumie złożonym ze splecionych w uścisku ciał odnalazła swą macochę, której nawet nie powitała skinieniem głowy, czując złość gromadzącą się pod falującym spojrzeniem błękitu upstrzonego kroplami złota i jakby nie wystarczyło to, co już widziała, rozpoznała młodszą siostrę przepychającą się przez tłum. Siedmiu nie miało dzisiaj litości.
___Przyspieszyła kroku, a włosy w odcieniu dojrzałych w słońcu kłosów zafalowały niespokojnie. Usłyszała wśród zawiłych korytarzy własnego umysłu słowa Willema, bądź miła dla Ellyn i mimowolnie westchnęła głęboko, usiłując odegnać od siebie cień pogardy migoczący w oczach. Potrafiła słuchać jego próśb, potrafiła udawać sympatię, potrafiła odgrywać rolę, jeśli o to prosił. Szkarłatny Lew wiedział, że jako jedyny posiada jakąkolwiek władzę nad swoją siostrą. I wiedział, jak należy umiejętnie korzystać z tej władzy.
___W drodze minął ją strażnik prowadzący jakąś Dornijkę, zaś wyrazy twarzy co niektórych zgromadzonych na trybunach kazały myśleć, iż wydarzyło się tutaj coś bardziej absorbującego niż pojedynki rycerzy walczących na kopie.
___— Janei, pomyśl — syknęła do ucha swej siostrze, znalazłszy się wystarczająco blisko, oczywiście, że coś się stało. Poprawiła jeszcze jasne kosmyki włosów, wsuwając kilka z nich za ucho, nim przewróciła oczami na tę beztroskę pobrzmiewającą w głosie Janei. — Coś musiało nas widocznie ominąć i nie mówię tylko o walkach na kopie. Wszystko dobrze? — pytanie, którym zwróciła się bezpośrednio do Willema miało więcej niż jedno dno i obydwoje o tym wiedzieli.
___Wystarczyło jej spojrzenie.
Re: Trybuny
Sob Sie 17, 2019 3:12 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Wpatrywała się nieobecnie na akwamarynową tarczę dziedzica Białego Portu. 
W podmorskiej krainie trytony zajadają się zupą z rozgwiazd, a wszyscy służący to kraby! Wiem to, wiem, tralalalem!
Piosenka wciąż rozbrzmiewała w jej głowie, wprawiając ją w zadumę. Zaczęła powoli, wręcz niezauważalnie, składać się z pozycji wyprostowanej do embrionalnej, czując, jak słowa dopasowane do grzmiącej w głowie melodii ją przytłaczają. Ocuciła ją dopiero odpowiedź Viserei. 
- Masz rację, Tryton - odparła z uśmiechem. - Doskonale! W drugiej parze... co widzisz na tarczach walczących? Czy obaj panowie są rycerzami?
Dokształcanie podczas turnieju mogło pomóc Viserei też później, gdy sama będzie wybierana na Królową Miłości i Piękna lub będzie towarzyszyć swojemu Panu Mężowi w obserwacji zmagań. Wykazywanie się wiedzą w takich momentach mogło z pewnością pokazać jej wartość w oczach rozmówcy. Tym bardziej, że Viserea była rzeczywiście pojętna i bystra, szkoda było ukrywać te dary przed światem. Odpowiednia edukacja z pewnością mogła jej w tym pomóc. Tym bardziej, jeśli spośród wszystkich targaryeńskich dzieci będzie posługiwała się nie tylko valyriańskim, ale też innymi językami, a jej wiedza o świecie pochodzić będzie od źródeł z całego świata. Zapewnienie przyjazdu kogoś z Ibben lub Volantis mogło z pewnością pomóc młodej księżniczce w poznawaniu świata. I oto się stało. Stała przed nimi córka triarchy Volantis, postać absolutnie niezwykła. Pytanie, czy na pewno odpowiednia dla młodej księżniczki. 
Aelinor z uwagą słuchała tego, co mówiła Elaena, nie chcąc przeszkadzać w rozmowie. Była gotowa reagować, gdyby pojawiły się treści lub wypowiedzi, które mogłyby uczynić mętlik w głowie księżniczki, ale wydawało się, że do takiej sytuacji nie dojdzie. Panna z Volantis zdawała się znać tutejsze obyczaje i zachowywała się jak prawdziwa osoba valyriańskiej krwi. Spokojnie można było pomylić ją nawet nie z Celtigarką czy Velaryonką. Smok. Miała w sobie coś ze smoka. Kiedy doszło do rozmowy o stawianiu na konkretnych konkurentów, Aelinor ożywiła się na moment.
- Visereo, może wyjaśnisz, na czym polegają te rozgrywki? Sądzę, że to będzie dobre ćwiczenie - powiedziała z nieobecnym uśmiechem. Wtedy też usłyszała, jak szczęk dobywanych mieczy. Zsiedli z koni.
Natychmiast zwróciła głowę w kierunku pola. Aenys i Arys Swann. W bieli wydawali się tak podobni, a jednak byli zupełnie innymi ludźmi. Jej kuzyn nosił w sobie valyriańską krew, Swann zaś należał do rodu wybitnych łuczników. Teraz jednak nie miało to znaczenia. Valyriańska krew nie była ogniem, a łucznictwo na nic mogło się zdać młodemu łabędziowi. Teraz ważniejsza była zwinność w płytowej zbroi - coś kompletnie nieznanego wątłej Aelinor. Z uwagą obserwowała zmagania i gdy widziała, że Aenys traci już siły po kolejnych ciosach, z jej ust wyrwał się cichy jęk. Ostatni cios, młody gwardzista oparł się o miecz i omal nie ukląkł. Wstała. Czuła jak zaciska jej się gardło. 
Nic ci nie jest, Aenysie? Nic ci... W podmorskiej krainie konie mają płetwy, a smoki noszą pióra, wiem to, wiem, tralalalem!
- Cicho... - jęknęła, opadając na ławę. - Cicho!
Odpływały z niej siły, kiedy walczyła z głosem opanowującym jej głowę. Aenys. Aenysie. Wstań i wracaj. Dobrze, że... dobrze, że się poddałeś. Bardzo dobrze. Wstań i idź. 
- P-Panie wybaczą, oddalę się na moment - powiedziała cicho, wstała chwiejnie i ruszyła ku dalszej części trybun, by odetchnąć.
Re: Trybuny
Sob Sie 17, 2019 7:19 pm Re: Trybuny
Tiengnan Greyjoy
Tiengnan Greyjoy
208
can you tell me the way the story ends?
osiemnaście dni imienia
Delegat Lorda Greyjoya
Królewska Przystań
Żelazne Wyspy
https://fortherealm.forumpolish.com/t241-tiengnan-greyjoy#825
Tiengnan zaśmiała się głośno, odrzucając głowę do tyłu. Nie było to zachowanie godne damy, jednakże Tiengnan czuła dziwną wolność w stolicy, z dala od oczu matki, wiecznie zapatrzonej w swoje łono i płodność oraz brutalnego ojca, który niekoniecznie interesował się córką, chyba, że potrzebował kozła ofiarnego, na którym mógł wyżyć złość, a żal mu było thralli. Widziała u niego częściej litość w stosunku do nie-do-końca-ludzi częściej niż w stosunku do niej; oni byli chociaż użyteczni, jak stwierdzał ojciec.
Niczego innego bym się po tobie nie spodziewała, Manon. — Tiengnan wyszczerzyła się. W uśmiechu dziewczyny tkwiło coś z rekina, bo chociaż jak na standardy Żelaznych Ludzi, była dobrą osobą, jej moralność odbiegała daleko od tej, którą zakorzeniono w umysłach innych dam siedzących dookoła nich.
Nie była tak bardzo zblazowana jak inni, ciekawiła ją ta konkurencja, chociaż kolejne pojedynki nieco nużyły, wyglądając zupełnie tak samo. Chciała, aby już ogłoszono zwycięzce i ukoronowano królową piękna i miłości. Co za głupi tytuł, pomyślała. Każda morska żona, która rozkłada nogi czy kurwa w porcie mogła nosić taki tytuł. Jednakże kobiety pragnęły tego, a jeśli miało to polepszyć jej szansę na małżeństwo, i ona chciała zdobyć ten wianek. Marnie oceniała swoje szanse.
Tiengnan przyglądała się walce gwardzistów.
Jest krew, Manon! — ekscytowała się, klaszcząc. Podskakiwała odrobinę na swoim miejscu, obserwując coraz to bardziej interesującą walkę.  —  Einar jednak chyba miał rację, powinnam postawić na kogoś innego. Moje wymagania są dobre na małżeństwo. Silny, łatwy do sterowania. Coś mi się wydaje jednak, że przejmę stery kapitańskie i wyruszę z tobą na wyprawę.
Ostatnie zdanie wypowiedziała ściszonym głosem, tak aby usłyszała ją tylko Manon, ewentualnie Einar czy Dagon.
Re: Trybuny
Sob Sie 17, 2019 7:54 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Cóż dla Manon, to Tiengnan zachowywała się jak dama, z tym, że po prostu była w tym również normalność a nie to sztuczne wymuskanie i powstrzymywanie się przed czymś tak naturalnym jak śmiech, jak jakaś lalka dla dzieci. Rozumiała jednak poczucie wolności, które mogło towarzyszyć Tiengnan z dala od jej rodziców. Sama Manon nie miała takich problemów, zawsze mogła wejść na swój statek i popłynąć tam gdzie chciała, jednak bycie córką najważniejszego lorda w regionie na pewno niosło za sobą wyzwania, o których nie miała pojęcia, a nawet a swój sposób podziwiała Tien, za to jak ta doskonałe sobie z tym radzi.
Manon odpowiedziała jej takim samym, szerokim, aczkolwiek zapewne z perspektywy osoby trzeciej niezebyt miłym uśmiechem. Ale i nie miał być w zamierzeniu miły, a raczej porozumiewawczy. Obie wiedziały na co Manon stać i to było najważniesze.
Pojedynki nie wzbudzały żadnych emocji, o których warto by wspominać, A jeżeli chodzi o królową piękna i miłości, to Manon była zupełnie przekonana, że to co najwyżej może być konkurs dla dzieci, ot jakaś dziwna moda z odległego miasta, jedna z wielu, które traktuje dzieci, dziewczynki w szczególności jak delikatne lalki, coś co ma mało wspólnego. I szczerze mówiąc morskie żony, które rozkładają nogi czy kurwy w porcie mają dużo bardziej praktyczne zastosowanai niż te plotkujące, wymuskane dziewczęta, które wszystko mają podstawiane pod nos.
Dopiero słowa Tiegnan wyrwały ją z zamyślenia, spojrzała na arenę i zaczęło powoli klaskać, głównie dlatego, że tak chyba wypadało, krew to już dużo plus, choć Manon liczyła na coś więcej na przykład jakieś otwarte złamanie. Ale cóż poradzić, zostało tylko klaskanie, do tego spróbowała naciągnąć usta w jeden z tych durnowatych uśmiechów jakim szczyciły się tutejsze panny. Potem nachyliła się do Teignan i mówiła cicho.
-Z Twoją pozycją i z odpowiednim wykorzystaniem łóżka, każdego zmanipupujesz łatwo słysząc ostatnie zdanie, znów uśmiechnęła się szeroko jak rekin.
-Nic nie będzie większym zaszczytem, zobaczysz też co to jest prawdziwa wolność zakończyła również szeptem.
Re: Trybuny
Sob Sie 17, 2019 9:10 pm Re: Trybuny
Tiengnan Greyjoy
Tiengnan Greyjoy
208
can you tell me the way the story ends?
osiemnaście dni imienia
Delegat Lorda Greyjoya
Królewska Przystań
Żelazne Wyspy
https://fortherealm.forumpolish.com/t241-tiengnan-greyjoy#825
Starała się zachować poważną minę, gdy rozmawiała z Manon, choć do było trudne. Bardzo lubiła surowy, choć odrobinę wulgarny sposób bycia pani kapitan, który tak bardzo różnił się od innych ludzi, nawet niektórych kapitanów Żelaznych Wysp. Dagon miał w sobie więcej z mędrca jakiegoś rodzaju, a Einar był, cóż, Einarem, wręcz uosobieniem morza i miłości do niego.
Chyba brak mi jednak w tym doświadczenia, chociaż muszę ci zdradzić, że jednego z pojedynkujących się omal nie utopiłam— zachichotała, rozbawiona. Alkohol, który piła lekko rozluźnił jej język, lecz nie aż tak, aby się zbłaźnić przed innymi, jak panny z Dorne. Wskazała na Lovella, uśmiechając się zabawnie do siebie, może też do niego, chociaż wątpiła, aby ją zauważył. Poza tym widziała jego chusteczkę, ona dała mu morski skarb, muszlę wydobytą z dna doku.
Czuła się jednocześnie urodzona w odpowiednim miejscu oraz bardzo złym miejscu. Z jednej strony Perła Zachodu dawała jej pewną wolność, nowy kierunek, gdyby pozostała na zawsze bez małżeństwa, nie tylko przywdziane welonu septy, w religii, której nie wyznawała i która była dla niej bezsensowna. Nie zamierzała jednak urazić nikogo, bo i dla innych jej własna mogła być głupia. Żal jej było dziewcząt, które pozostawały bez małżeństwa nie z własnego wyboru. Co innego Manon czy Saoirse, które poślubiły się morzu. One były szczęśliwe. Tiengnan jeszcze nie wiedziała, na ile jej pragnienie założenia rodziny to pragnienie jej matki, a ile jej własne. 
Re: Trybuny
Sob Sie 17, 2019 9:33 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Manon miała trudności z mimiką, bo musiała starać się wyglądać łagodniej niż zwykle, mieć głupi wyraz twarzy jak dziewczęta z Królewskiej Przystani, a jednocześnie nie szczerzyć się za bardzo, dodatkowo jeszcze panowanie nad orruchami, by nie zstarała się po prostu oprzeć dłoni na rękojeści miecza, którego teraz nie było. Tak nawet siedzenie tutaj stanowiło nie lada wyzwanie.
Czy sposób bycia Manon był jakoś szczególnie wulgarny? Jakby zapytać samą zainteresowaną to na pewno by zaprzeczyła, aczkolwiek lata przebywania wśród swoich piratów, i piratek też, zapewne robi swoje i nawet jeżeli spośród nich jest najbardziej 'cywilizowana', to zapewne nie oznacza to zbyt wiele.
Uniosła jedną brew, sama biorąc łyka z kielicha pełnego rozwodnionego rumu, który ma uchodzić za wodę, a który wciąż trzymała w ręce.
-Już topisz ludzi Lady Greyjoy, tak na wejściu? wyszeptała, uśmiechając się, chcąc jednocześnie nieco rozbawić Tiengnan, w końcu przypuszczała, że i dla niej ten cały turniej nie jest zbyt fascynujący. Naprawdę wiele hałasu o nic. Choć możliwe, że alkohol tutaj im obu nieco pomoże.
Myślenie cały czas o małżeństwie lub jego braku, potomstwie i potencjalnych partnerach musi być strasznie przygnębiające i szczerze mówiąc Manon nie wyobrażała sobie tego. Nie wyobrażała sobie życia innego niż pływanie na własnym staku dokąd zechce, lub dokąd zaprowadzą ją interesy Żelaznych Ludzi. Ale jej sytuacja też była inna, Była córką lorda, ale jednego z pomniejszych, a w porównaniu do jej rodzinnej wyspy Saltcliffe, Pyke było centrum cywilizacji i miastem obfitującym w dostatki. Zdecydowanie wolała więc swój statek.
Re: Trybuny
Sob Sie 17, 2019 9:42 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Potrzebowała chwili by ochłonąć, by dać ujść myślom i pozwolić stresowi i nerwom na wyciszenie. Mimo niesmaku jaki nadal czuła postanowiła sięgnąć po kielich z winem, by jakoś ulżyć sobie nieco w tym wszystkim. Poza tym, skwar lejący się z nieba sprawiał, że bez upicia chociaż odrobiny osunęłaby się spragniona i zmęczona. Widząc pierwszą rozlaną krew skrzywiła się nieco. Nie znosiła widoku rozlewu krwi, jednak doskonale maskowała to popijając wino, które w smaku było nieco cierpkie więc nikt nie domyślił się czy to wino, czy widok jaki miała przed oczyma. Ukradkiem rozejrzała się po trybunach szukając wzrokiem kogoś znajomego, niestety nikogo tutaj nie było. Wszyscy obcy, nieznani...wiedziała że powinna próbować poznać ludzi, inne rody ale już po akcji siostry straciła do tego chęci. Nie mówiąc już o przeklętym Żelaznym, który ślepiem niemal by ją utopił gdyby tylko spróbowała coś powiedzieć. Zniechęcona więc i cicha postanowiła się oddalić i skupić na oglądaniu walk i słuchaniu tego co szczebiocą inne kobiety.
Re: Trybuny
Sob Sie 17, 2019 10:32 pm Re: Trybuny
Tiengnan Greyjoy
Tiengnan Greyjoy
208
can you tell me the way the story ends?
osiemnaście dni imienia
Delegat Lorda Greyjoya
Królewska Przystań
Żelazne Wyspy
https://fortherealm.forumpolish.com/t241-tiengnan-greyjoy#825
Tiengnan uważała, że nie ma czegoś takiego, jak słabe kobiety. Są tylko te, które nie znają lub nie spuściły jeszcze z łańcucha niebezpiecznej bestii, która żyje w ich wnętrzu. Jej ojciec mógł nią pomiatać, wyzywać od kurew i ladanic. Bestia rosła, a niedługo miała nadejść pełnia.
Historia z Lovellem Arrynem nie mogła jej wyjść z głowy. Nie spodziewała się tak zabawnej przygody w samym sercu tak poważnego miejsca, jakim jest Królewska Przystań. W końcu kto ma czas na swawole w wodzie, gdy gracze rozkładają swoje pionki w grze Cyvasse. Ona jednak miała i została złapana na gorącym uczynku. Na szczęście ona nie uważała, aby skalało jej to honor w jakikolwiek sposób. Po prostu były takie dni, gdy chciało się popływać w lodowatej wodzie i wyschnąć, leżąc na gorącym kamieniu.
Na swoją obronę mam tyle, że myślał, że to ja się topię — opowiadając to, parsknęła. Jedynym miejscem, w którym Tiengnan poruszała się z gracją istoty z mitów, syreny, była woda. — A później chciał, aby nauczyła go pływać. Nie wyszło mu to jednak.
Zamilkła na chwilę, obserwując co się dzieje na arenie.
Musisz mi wybaczyć, ale podczas tego spotkania przedstawiłam się jako Tien z Saltcliffe, część twojej załogi. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe, Manon. Myślę jednak, że po hołdzie moje niezbyt dobre kłamstwo zostało rozszyfrowane.
Obracała kubek z miodem w dłoniach, niecierpliwiąc się lekko, chciała jednak pozostać na trybunach, aby dowiedzieć się kto wygrał walkę na przerośnięte męskie przyrodzenia z drewna.
Re: Trybuny
Nie Sie 18, 2019 1:29 am Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Cóż kobiety, które od narodzin są kształtowane tak by były słabe, by nie musiały o nic walczyć, którym wszystko podaje się pod nos na srebrnym półmisku, są słabe przynajmniej na chwilę obecną. A żeby takie kobiety odkryły swoją moc, to trzeba naprawdę wiele, a wielu z nich zapewne życia zabraknie by to się stało. Ale pogląd, że wszystkie kobiety były słabsze, był po prostu glupi i przestarzały. Z tego też powodu Manon dawała również chętnym kobietom piratkom równe szanse na swoim spotkaniu - jedynymi warunkami były, bezwględność, umiejętność walki i żeglugi oraz mocna głowa.
Zdecydowanie Manon zaciekwiła się i chciała usłyszeć więcej o przygodach Tiengnan. Na chwilę ją spuścić z oka i już coś się dzieje. Manon zaśmiała się na tą opowieść, doskonale zdawała sobie sprawę, jaką niedorzecznością było zakładanie, że Tiengnan nie umiała pływać. Saltcliffe doskonale zdawała sobie sprawę jaką dziewczynę jest doskonałą pływaczką.
-Nie ma żadnego problemu, zresztą kto wie, może niedługo będziemy razem płynąć i faktycznie stanienisz się częścią mojej załogi odparła uśmiechając się lekko. Bo i taka była prawda, ochronę swojej tożsamości rozumiała dobrze, na morzach sama wolała być znana jako Czerwony Kapitan, niż ze swojego imienia i nazwiska. Tak dla bezpieczeństwa. Saltcliffe jedynie rzucała przelotnie okiem na walki, mając gdzieś tam cichą nadzieję, że może znów poleje się krew, tylko więcej tym razem.
Re: Trybuny
Nie Sie 18, 2019 7:16 am Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Prudence mimo niezbyt specjalnego zaangażowania spoglądała na arenę co jakiś czas. Syknęła głośno i odwróciła wzrok gdy Aaron Manderly został pokonany, nie wyglądało to nazbyt przyjemnie. Lubiła go był całkiem sympatycznym człowiekiem, nie nadawał się jednak za grosz do walki. Przykro, że tak słabo dzisiaj skończył. Miała nadzieję, że przeciwnik nie uszkodził mu tej jego ślicznej buźki - byłoby jej szkoda.
- Oj tak, nie wystarczy wiele, byle szczegół i można zostać skreślonym na samym początku. Prue należała do osób, które raczej nie obchodziły konwenanse, wiedziała jednak, że jest jedną z niewielu dlatego w miejscu jak to próbowała choć trochę udawać damę. Chyba nie najgorzej jej to wychodziło, bo nie zwróciła na siebie jak na razie niepotrzebnej uwagi.
- Na co komu porządek. - Spojrzała na Petyra z uśmiechem. Próbowała nieco rozluźnić atmosferę. Już po ostatnich przygodach zauważyła, że jej towarzysz jest nieco spięty. Nie do końca wiedziała o co właściwie chodzi. Miała zamiar więc nieco go rozruszać, żeby zobaczyć, czy jest w nim choć krzta spontaniczności.
- Rutyna zabija. - Rzekła jak najbardziej szczerze. Przynajmniej ją niszczyła od środka, dlatego tak często zdarzało jej się znikać z rodzinnego domu. Nie potrafiła usiedzieć przywiązana do jednego miejsca. Dlatego też starała się uciekać od wszelkich obowiązków. Była kobietą - mogła. Bracia rządzili wyspą, ona miała tylko dobrze wyglądać - a i z tym czasami był problem, bo nie miała czasu, aby zajmować się rzeczami tak przyziemnymi.
Nachyliła się w stronę mężczyzny i szepnęła mu na ucho, aby nikt poza nim tego nie usłyszał.
- A która z rodzin w Tobie wzbudza największą niechęć? -  Była ciekawa odpowiedzi. Czy ktoś już zdążył nadepnąć mu na odcisk, czy odpowiedź będzie szczera, czy poczciwy Petyr będzie jak zawsze starał się do tego podejść bez większych emocji.
Re: Trybuny
Nie Sie 18, 2019 10:22 am Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Nudy, nudy i jeszcze raz nudy! Do tego jej drogiemu bratu nie szło najlepiej do tego widziała, że jej Królewskiemu dziadkowi to się ewidentnie nie podobało. Ale co poradzić? Miała tylko nadzieję, że los się uśmiechnie do jej brata i wszystko będzie dobrze. Do tego dostrzegła coś, co pragnęła ujrzeć od początku. Rozlew krwi. Niemal poderwała się z miejsca z fascynacją i błyskiem w oczach uśmiechnęła się zachwycona obserwując co się dzieje. Nie przejęła się reakcją babki na widowisko Dornijki, która odwaliła cyrk jak dzieciak z rynsztoku. Po prostu nie znosiła właśnie sukien czując się w nich jak pusta lala. I co po pięknym stroju? Skoro taka lafirynda z Dorne zniszczyła kreację jednej ze strojnych kobiet, dookoła której zrobiło się głośniej niż w ulu. Wywróciła nieco oczyma i przeniosła wzrok na matkę zerkając czy ta zajęta jest rozmową. Widząc, że i owszem jej osoba była obecnie wystarczająco zajęta wywinęła się tym, że musi rozprostować kości. Podniosła się z miejsca i podeszła bliżej by lepiej dostrzec to co się działo przed jej oczyma. Zazdrościła tym rycerzom mogącym wypróbować własnych sił w szarankach a ona...ona musiała udawać piękną i powabną. Na samą myśl aż ją skręcało. Sięgnęła po wino upijając nieco z kielich jednocześnie czując goryczkowaty smak i przyjemny chłód roznoszący się po ciele. Odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się lekko sama do siebie. Nie rozglądała się dookoła w poszukiwaniu rodziny, czy kogoś kogo zna. Jej uwaga skupiona w pełni była na rycerzach.
Re: Trybuny
Nie Sie 18, 2019 1:17 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Na szczęście, pewne zdarzenia to tylko incydenty, które w większym spektrum nie mają znaczenia. Pojedynczy, uczestnicy takiego zdarzenia dostaną swoje pouczenia, oraz reprymendy. Wszystko sprowadzało się jednak do czegoś innego, do tego czy odbije się to na postrzeganiu regionu, czy też rodziny. Wszystko było możliwe, nawet to, że te rozlane wino skończy jako żart, przy codziennej kolacji rodziny Lannisterów, a może i Targaryenów. Czasami to przypadki piszą najciekawsze historie, oraz scenariusze. - Powiedzmy, na całe szczęście, dla nas istnieje szeroka skala zachowań... - Zaśmiał się lekko, bo różnice kulturowe pomiędzy południem, a północą były na tyle duże, że na część ich zachowań można było przymknąć oko, póki nie przekraczały tej niewidzialnej, cienkiej linii. Czyli w skrócie, nie zachowywali się jak totalni dzicy, oraz prowokujący inne rodziny. Właśnie prowokacje, i reakcje na nie były tym co cechowało pewne rody z Południa, Północ... Wolała trzymać się z daleka od ukrytych gierek. - Ah... - Podniósł się i zaczął delikatnie klaskać trafieniu które rozsiadłało Aarona, zrobił to jedynie z grzeczności, nie wyglądała na zadowolonego z przegranej Manderlyego, w końcu... Był jednym z nich, wojownikiem Północy, a jego przegrana, w ogólnym rozrachunku mogła świadczyć o ich słabości.

- Liczyłem, że Lord Aaron pokaże się z lepszej strony. - Pokiwał głową zniesmaczony. Szybko przeszedł nad tym do codzienności, bo to tylko jeden z wojowników którego mogli skreślić na tą chwilę, był jeszcze przecież Moritius, oraz dużo innych, ciekawszych zabaw w trakcie całego turnieju. - Porządek... Czasami dobrze jest o tym nie myśleć, ale jeżeli czasem się go nie egzekwuje, ludzie potrafią zapomnieć. - Nigdy nie należał do przesadnych strażników zasad, wykonywał jedynie swoje obowiązki, ale rozumiał, że jeżeli ktoś tego porządku pilnować nie będzie, to całkiem szybko ktoś wejdzie straży, Moritiusowi i jego ojcu na głowę, a wtedy on za to odpowie. Działało to więc w dwie strony, robił to i dla swojego spokoju. Tak samo jak ojciec i Moritius trzymali ryzy na scenie politycznej, na tyle na ile się dało. W końcu, jakoś się liczyli jako rodzina sprawująca pieczę nad lasem.

- Owszem, gdybym miał codziennie robić to samo, przez całe dnie, jak niektórzy... Chyba bym się zanudził, czasem współczuje tym wszystkim Maestrom którzy siedzą i dziubią w tych swoich zwojach, księgach... - Westchnął, bo zdał sobie sprawę podczas tej wypowiedzi, że jego zajęcia bardzo się nie różnią. Wiadomo, nie siedzi w księgach, ale również uzupełnia raporty za swoich ludzi by mieć do czego wrócić po jakimś czasie, przytoczyć sprawę czy też rozliczyć za jakiś czas. Te raporty wydawały się dosyć szczególne, wysłuchiwanie słownego raportu a potem sklecenie z niego czegoś konkretnego to czasami wyzwanie. Nie zajmował się tylko tym, ale w to wszystko wkradał się jakiś harmonogram, rutyna, której on nie zauważał, nie nudził się w tym, może zwyczajnie nie znał czegoś innego, przez co nie dostrzegał problemu. Przyszła pora na tajną umiejętność Prudence, którą ta, bez żadnego zawahania zdecydowała się wykorzystać na biednym Petyrze. Ten, słysząc szept docierający do jego ucha, w pierwszej chwili nie odrywał wzroku od walczących którzy szykowali się na wejście, lub już ponownie walczyli. Gdy skończyła napił się wina nim przewrócił wzrok w jej kierunku, musiał dać sobie chwilę czasu na przemyślenie swoich słów. Przełknął, jego usta przybrały wyraz uśmiechu, by szybko go stracić. Przechylił się delikatnie i odparł, również szeptem - Nie zastanawiałem się nad tym. - Pytanie potraktował osobiście, jego rodzina miała własne zatargi i konflikty, a on? Pewnie, że też je uznawał, ale nie były one jego osobistymi konfliktami, osobistą niechęcią którą poznać liczyła Prudence. Musiała więc zadowolić się tym, co powiedział, bo sam nie znał jeszcze odpowiedzi.
Re: Trybuny
Nie Sie 18, 2019 2:36 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Cieszyła się, że pan ojciec nie był świadkiem tego niefortunnego incydentu; sytuacja była wystarczająco żenująca i bez tego. Ellyn potarła z roztargnieniem prawy nadgarstek, odprowadzając spojrzeniem oddalającą się w towarzystwie septy Elię – powinna odwiedzić ją wieczorem i choćby spróbować naprawić ten dzień. Widząc wściekły wzrok nieobliczalnej Dornijki, nie mogła pozbyć się myśli, że zawartość kielicha z winem faktycznie nie była przeznaczona dla bogom ducha winnej panienki z Lannisportu. Wciąż skonfundowana niejasnym słowami – czy ona naprawdę była nieobliczalna? – kościstej pijaczyny, Ellyn jak nigdy dotąd była wdzięczna za obecność Willema, pomiędzy którego palce wsunęła drobną dłoń. Szukała wsparcia czy próbowała odwrócić jego uwagę od zdarzenia? Rumieniec gniewu zdążył ostygnąć na krągłych policzkach; byle wariatka nie mogła zepsuć jej humoru na dłużej niż dwa nawroty koni w szrankach.
Zamierzała zapomnieć o całej sprawie, nie było potrzeby żeby przykładać do tego ręki – Dornijka wystarczająco upokorzyła nie tylko siebie samą, ale i własny ród. Widać to było wyraźnie, choćby po zakłopotaniu towarzyszącej jej kobiety, której przeprosiny panna Lannister zbyła mdłym uśmiechem, nie siląc się nawet, żeby udać zainteresowanie, co tamta na szczęście poprawnie zinterpretowała, oddalając się.
A myślałam, że to ser Jeremy zafunduje nam dzisiaj największe emocje – przewróciła oczami, patrząc na Willema; żartowała tylko połowicznie. – Naprawdę uważasz, że to wariatka, czy tylko za dużo wypiła? Jeszcze nigdy nie spotkałam się z czymś takim.
Zmarszczyła lekko zadarty nos, wysuwając dłoń z ciepłego uścisku dziedzica Castamere; przedstawienie dobiegło końca, można było ponownie zająć swoje miejsce i poświęcić uwagę temu po co – przynajmniej w teorii – tutaj byli, czyli szrankom. Nie na długo jednak; wyczuwając poruszenie po swojej lewej stronie, Ellyn odwróciła głowę akurat w momencie, kiedy zbliżyła się do nich Janei. Czyżby śniadanie, aż tak się przeciągnęło? Spojrzenie zielonych oczu rozchmurzyło się, choć usta nie zdążyły rozciągnąć się w uśmiechu, gdy nad ramieniem przyjaciółki zauważyła Szkarłatną Lwicę, nachylającą się do ucha siostry.
Bogowie, jedna niespełna rozumu kobieta dziennie to dużo, dwie to zdecydowanie przesada i wystawianie cierpliwości na poważną próbę.
Czasem jesteś takim głuptasem, Janei – westchnęła, ponownie przewracając oczami i całkiem umiejętnie naśladując przy tym Maellery. Poirytowanie niespodziewanie szybko przeszło w rozbawienie, a Ellyn przesunęła się bliżej Willema, robiąc więcej miejsca dla przyjaciółki. – Drobna nieprzyjemność, nic o czym warto byłoby mówić.
Re: Trybuny
Nie Sie 18, 2019 3:29 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Co za okropna farsa, myśl ta była jak zbłąkana, rybacka łódeczka na oceanie wściekłości wywołanej ciężarem kolejnych par oczu spoczywających na tej części trybun, która z definicji miała być ostoją cennego jak złoto spokoju. Pośród falującego morza głów uchwycił lśniące spojrzenie Leandro, żałując, że było dane im spotkać się dopiero w takich okolicznościach; zanotował w myślach aranżację spotkania z Martellem, nie mając za złe rodzinie książęcej niepoczytalnego chorążego – zdaje się, że każda część Westeros musiała mieć pośród swych sztandarów czarną owcę (lub rodzinę baranów).
Wino i zdumiewające pokłady zawiści w równie wątłym ciele – odparł ze słabym uśmiechem, słysząc słowa Lorenta Martella, który zdołał zatrzeć niesmak dornijskiego postępowania, publicznie okazując wsparcie bogom ducha winnej młódce. Reyne poczuł znużenie całym tym przedstawieniem, spotęgowane jedynie przez pochopne propozycje oddania nakryć wierzchnich, jakby te były w stanie osuszyć łzy małej Elii i ukryć jej wstyd. Kilkanaście jardów dalej na polu turniejowym miejsce miały prawdziwe dramaty – bolesne upadki, miażdżone marzenia, siniaki, ból i poświęcenie – lecz nawet wybitne starania królewskich gwardzistów nie były w stanie zaspokoić pierwotnej, ludzkiej ciekawości podszywanej jeszcze bardziej ludzką złośliwością.
Jedno nie wyklucza drugiego – mimowolnie zacieśnił uścisk, w jakim Ellyn połączyła ich dłonie, odpłacając za jej gest niewymuszonym, docierającym do kącików oczu uśmiechem. – Po alkoholu każdy pokazuje światu prawdziwe oblicze.
Dlatego twój kuzyn Tion nie pija wcale, dodał w myślach, opuszką palca zataczając łagodny okrąg na wewnętrznej stronie jej nadgarstka. Atmosfera nawracającego pokoju pękła niby rybi pęcherz w chwili, w której przez tłum zdołała przecisnąć się – tak, przecisnąć to zdecydowanie trafne określenie względem tej członkini rodu – Janei. Na końcu języka już zakołysała się odpowiedź, którą z trudem przełknął na widok złotych pasem włosów pośród barwnego tłumu.
Bogowie, pomyślał z rezygnacją, obserwując, jak zza pleców jednej siostry wyrasta kolejna, to turniej czy rodzinny obiad?
Nic się nie stało – odparł miękko, czując ostatnie, ostre smużki złości, które opuściły jego ciało wraz z niespiesznym gestem, z jakim ujął palce Ellyn i – nie zastanawiając się nad własną reakcją – uniósł drobną dłoń do ust, składając na ciepłej skórze krótki, uspokajający pocałunek. Dopiero przyjemne mrowienie w rozciągających się w lekkim uśmiechu wargach sprawiło, że drgnął niespokojnie pod wpływem niesfornych myśli. – Usiądziecie w końcu? – gdzieś uleciała wcześniejsza łagodność jego tonu; na dnie błękitnych tęczówek zatańczyło podszyte niemym wyrzutem zniecierpliwienie, którym odpowiedział na pytające spojrzenie Maellery. Przesuwając się na ławeczce poczuł drewniany opór barierki, która odgradzała go od przejścia, i jedynie łagodny łuk biodra Ellyn, przylegający do niego z lewej strony, był w stanie wynagrodzić dziedzicowi Castamere obecność własnych sióstr i nachalną obecność drewnianej poręczy.
Re: Trybuny
Nie Sie 18, 2019 4:21 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Weszła spóźniona na trybuny.
Klęła pod nosem idąc energicznie, mając cichą nadzieję, że nikt nie usłyszy potoku bluzgów wypływającego z jej ust. Wysoko urodzonej i postawionej damie takie słowa nie uchodziły. Lecz cóż miałą zrobić, kiedy niekompetencja ludzi z Królewskiej Przystani przekraczała granice pojmowania i jakiejkolwiek akceptacji z jej strony.
Tuż przed wejściem na same trybuny stanęła na chwilę i wzięła głęboki oddech, a właściwie to trzy. Przybrała pozę spokoju i rozwagi po czym wspięła się pod schodach. Po kilku sekundach zorientowała się, że jest za późno. Aaron właśnie kończył walczyć i nie był to dla niego koniec szczęśliwy. Przegrał sromotnie. Było to niestety do przewidzenia - jej mąż był świetnym dyplomatą, ale kiepskim rycerzem. Kiedy usłyszała, że chce brać udział w turnieju na kopie prawie go wyśmiała. Niestety, z Aaronem jest tak, że jak już podejmie jakąś decyzję to marne są szanse na to, żeby go od niej odwieźć.
Przez moment obserwowała trybuny, próbując znaleźć znajome sobie twarze. Wypatrzyła tam swojego bratanka z jego narzeczoną, lecz uznała, że nie będzie im teraz przeszkadzać. Ich zaślubiny zbliżają się wielkimi krokami i będzie jeszcze okazja z nimi porozmawiać.
W końcu znalazła swoją szwagierkę w towarzystwie Lady Mormont i jeszcze jednego człowieka, którego nie potrafiła skojarzyć. Podeszła do nich, po drodze prosząc o wybaczenie zdegustowanych jej przepychaniem obserwatorów turnieju.
- Amarylis, wreszcie dotarłam. - uśmiechnęła się do szwagierki, po czym zwróciła się do Prudence. - Lady Mormont, jakże miło Cię tutaj zobaczyć. Czy mogę do Was dołączyć?
Re: Trybuny
Nie Sie 18, 2019 4:53 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Amarylis z niepokojem obserwowała poczynania brata na turnieju. Nie wyglądało to dobrze. Dziewczyna jednak do końca miała nadzieję, ponieważ mówią, że ta umiera ostatnia. I umarła, kiedy dziedzic Białego Portu padł na ziemię zemdlony. Jego siostra wstrzymała oddech. Drobna dłoń dotknęła ust, zasłaniając je. Widać było, że się mocno przejęła tym, co się działo. I owszem, z niepokojem obserwowała to, co działo się dalej. Zniesiono go z pola walki i tyle go widzieli. Amarylis została nadzieja, że brat szybko dojdzie do siebie. Cóż, musiał zebrać siły na kolejne wyzwanie.
Dziewczyna po kilku chwilach uspokoiła się, a jej oddech się wyrównał. Serce nie biło już tak mocno. Przestraszyła się, naprawdę. Ale cóż poradzić, już taka była. Martwiła się o bliskich, jak zawsze. Bo przecież kto jak nie ona?
Wtedy też dołączyła do niej Lynesse, którą powitała delikatnym uśmiechem.
- Już myślałam, że się nie doczekam – powiedziała cicho. - Cieszę się, że jesteś – odparła szczerze. Amarylis ją lubiła i traktowała jak siostrę. Dobrze było ją mieć u boku.
Szczególnie, gdy siedziała poddenerwowana, ale z tym trzeba sobie było jakoś poradzić.
I w końcu jej myśli przestały krążyć wokół brata i skupiła się na dalszym obserwowaniu pojedynków. Jej dłonie ponownie splotły się na kolanach, czekając na kolejną burzę oklasków. Miała jeszcze kogo dopingować i obiecała sobie, że jej entuzjazm nie będzie mniejszy po klęsce brata. Tak naprawdę każdy zasługiwał na wiwat, bowiem wydarzenie jakie tworzyli zawodnicy było naprawdę ciekawe i Amarylis cieszyła się, że je oglądała. Północ i tak nie miała się czego wstydzić, w końcu miała swoich reprezentantów. Aaron nie musiał niczego innym udowadniać. Trafił na lepszego i tyle. To nie znaczyło, że nie był słabym wojownikiem. I tego się trzymała. Chociaż tak po prawdzie, lepszy był w gadce. Słowa też były w końcu ważne.
Re: Trybuny
Nie Sie 18, 2019 5:03 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Dlatego też Prudence, gdy nie była na Północy próbowała się jakotako zachowywać. Nie chciała skompromitować Niedźwiedziej Wyspy, chociaż sama nie wiedziała co to wstyd. Nigdy w życiu niczego nie żałowała, wystarczył jeden uśmiech i wszystko było jej wybaczane, od czasów gdy była małym niedźwiedziątkiem.
- W sumie fakt, na całe szczęście. - Wśród tak wielu osób z różnych regionów ciężko było do końca się wpasować. Prudence zdawała sobie sprawę, że w każdej z części świata zasady były nieco inne. Trzeba było to wypośrodkować i zachowywać się chociaż częściowo tak, jakby chcieli inni. Taka gra nie do końca leżała w jej naturze, była wszak strasznie prostym stworzeniem i zawsze mówiła to, co leżało jej na serduszku. Jednak jak trzeba, to trzeba. Próbowała grać w grę, która została jej narzucona. Jak jej się to udaje, to pewnie wyjdzie dopiero za jakiś czas.
- Lord Aaron mógłby się pokazać z lepszej strony, ale pewnie w innej dziedzinie, nie chcę uwłaczać jego zdolnościom, jeśli mam być szczera to walka na pewno nie jest specjalnością w której wiedzie prym. - Odparła zupełnie szczerze. Bardzo lubiła Trytona, jednak z tego, co udało jej się zauważyć był on raczej z tych mocnych w gębie, walka jakoś niespecjalnie mu leżała. No, ale przecież nie tylko na sile fizycznej to wszystko polegało, ktoś musiał jeszcze myśleć.
- Fakt, trzeba czasem pilnować zasad, bo inaczej wszystko mogłoby się rozsypać. - Zdawała sobie sprawę, że nie może być zbyt wielu ludzi takich jak ona, którzy reguły mają gdzieś. Wkradłby się nieporządek i wszystko mogłoby się posypać.
- Wydaje mi się, że w przypadku maestrów jest to już styl życia, konkretna pasja, ja bym chyba zwariowała mając zajmować się tym, co oni. - Podziwiała ich za wiedzę, jednak taka stagnacja chybaby ją zabiła. Zastanawiała się, co skłaniało te osoby do wyboru takiego sposobu na życie.
Prudence spoglądała na Glovera i czekała na odpowiedź na ostatnie zadane przez nią pytanie. Widziała, że chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią. Korzystając więc z okazji również upiła łyk wina nie odrywając jednak wzroku od swojego towarzysza.
- Czyli nie ma szans, żeby zobaczyć trochę Petyra, pilnujesz tego co mówisz, nie da się z Ciebie nic wyciągnąć. Myślałam, że trochę się otworzysz, wszak o wrogach każdy czasem lubi podyskutować. Jednak nie Ty. - Pozwoliła sobie skomentować nieco zawiedziona. Liczyła na troszkę więcej niż taka ogólnikowa odpowiedź.
Nagle ktoś zaczął zmierzać w ich kierunku. Prue zmrużyła nieco oczy, żeby dokładniej przyjrzeć się kobiecej sylwetce. Kiedy zobaczyła kim jest osoba, która się do niej zbliża pomyślała sobie, że przyszła w porę. Nie musiała oglądać jak jej mąż zgrabnie przegrywa walkę. Cóż za fart.
- Lady Manderly. - Prue skinęła grzecznie głową. Nie była z kobietą na tyle blisko, żeby móc zachowywać się jak przy swoich wszystkich męskich północnych sąsiadach. Aaron miał ogromne szczęście, przynajmniej tak się jej wydawało kiedy spoglądała na Lynesse, była niesamowicie piękną kobietą.
- Ależ oczywiście, proszę siadaj. - Skinęła ręką na miejsce gdzieś obok siebie.
Re: Trybuny
Nie Sie 18, 2019 5:52 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Szczęście w nieszczęściu, ale Lynesse nie musiała obserwować jak Aaron spada z konia. Można stwierdzić, że zachował dla niej twarz, przynajmniej w teorii, bo samo oszczędzenie tego widoku, raczej nie powstrzyma usłyszenia plotek prawiących jak to sławny Manderly dał się pokonać. Nim jednak dotarła ona do całego Północnego towarzystwa, Petyr zdążył zamienić kilka kolejnych słów ze swoją obecną towarzyszką, Prudence. Wyglądało na to, że w jednym się zgadzają - Porządek musi być, ale nie dla każdego. Nawet największy tłumok musiał podziwiać Maestrów za wiedzę, czy prostaczek czy Lord, bo gdyby nie ich wiedza, nie byłoby komu zajmować się chorymi, przepisywać ksiąg, ukrywać zakazane księgi, czy nawet zajmować się krukami do przekazywania wiadomości. Kto inny jak nie Maester napisze wspaniały list oddający wszystko to, co potrzeba. Czasami chłodna wiadomość, sporządzona przez nich, mogła przekazać więcej niż tysiąc słów, a czasem... Dokładnie to czego chciano, bez lordowskich emocji. W tym wszystkim Petyra ciekawiło jedno, jak to jest w tej całej cytadeli Maestrów, jak potrafią funkcjonować, sami dla siebie.

Na słowa Prudence, te ostatnie które do niego skierowała uśmiechnął się, nie zamierzał odpowiadać nic, ironicznie to nie z powodu skrytości, a bardziej niezdecydowania. Zadała mu pytanie nad którym musiałby się zastanowić, a w tym wypadku, nie było sensu mówić, że najbardziej nie lubi chłopów którzy kradną, albo leśnych bandytów kradnących drewno, czy zwierzęta hodowlane. To nie byłaby i tak odpowiedź jakiej oczekiwała. Żelaznych może i nie lubiła cała Północ, ale Petyr nie miał powodu by nienawidzić ich osobiście, a taką odpowiedź chciałby udzielić, że nienawidzi kogoś, bezpośrednio. Chwilę po tym zdarzeniu dołączyła do ich towarzystwa kolejna niewiasta, sławna Panna Manderly, widząc ją Petyr wstał, ukłonił się lekko. - Oh, Pani Manderly, przegapiła pani walkę Lorda Aarona. - Spojrzał wtedy w kierunku toru na którym szykowano kolejny pojedynek. Szybko jednak wrócił wzrokiem do kobiety. Zadziwiające, że żelaźni którzy jeszcze przed chwilą się tutaj kręcili, już gdzieś zniknęli, w mgnieniu oka, dziwne, bowiem Petyr miał ochotę dalej rozmawiać ze żniwiarzem. - Petyr Glover, drugi syn Eda Glovera, jeśli jeszcze pani nie wie kim jestem. - Mogła go nie poznać, był przecież drugim synem Eda Glovera, nie tym reprezentatywnym, nie był Moritiusem, który był znacznie bardziej znany pośród Lordowskich mości. Wiedział, że jest ona żoną Aarona, dlatego nawet na nią za bardzo nie spoglądał, przynajmniej nie w żaden specjalny sposób, jedynie z szacunkiem należnym żonie, jednego z Północnych Lordów, nic poza tym. Na Prudence mógł natomiast patrzeć tak, jak mu się żywnie podobało, przecież nie była zamężna a i sama była wolnym duchem.
Re: Trybuny
Nie Sie 18, 2019 6:19 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Przecież to mógł być taki piękny dzień.
I najprawdopodobniej właśnie by był, gdyby Janei po prostu została w komnacie (oczywiście wychodziłaby na posiłki, zwłaszcza, że miała dzisiaj wyjątkową ochotę na ciastko śliwkowe, które - jak słyszała - miało być na deser) i posłuchała tego cichego głosiku rozsądku, który niewinnie zasugerował, że może powinna odpuścić sobie te desperackie próby szukania wątpliwej jakości wrażeń na trybunach.
Ellyn i tak streściłaby jej wszystko. O ile w ogóle byłoby co, a w to Janei właśnie szczerze zwątpiła. Do tego momentu miała szczerą nadzieję, że - nawet pozbawiona jakichkolwiek przekąsek - przetrwa następne godziny bez poważnego uszczerbku na zdrowiu. Tym psychicznym również.
Obecność Willema może i mogła być nieco natrętna, ale w gruncie rzeczy nie przeszkadzała jego młodszej siostrze, która - o ile była w dobrym humorze - przystawała na nią bez zbędnego narzekania. Sprawa miała się nieco inaczej ze Szkarłatną Lwicą, która - o losie, o Bogowie! Za co? - wyrosła zza pleców Janei zupełnie nieoczekiwanie, wywołując na twarzy młodszej Reyne grymas niechęci, którego dziewczyna nawet specjalnie nie starała się zamaskować.  
Przecież to mógł być taki piękny dzień.
Janei w momencie straciła zainteresowanie wydarzeniami, które rozegrały się przed jej przyjściem - tak właśnie działała Maellery Reyne. Jak zepsuta polędwica - raz się strujesz, nie masz ochoty na nic więcej. I to przez cały dzień.
- Nie pluj mi do ucha, Maellery - więzy krwi na szczęście nie zobowiązywały do stania przy swoim rodzeństwie w odległości tylko tych niepokojących dwóch milimetrów, które wymusiła Szkarłatna Lwica, więc skrzywiona Janei odsunęła się od siostry i z fałszywą skruchą spojrzała na Ellyn - Dobrze, że nasz rodowy geniusz przyszedł mi z odsieczą, Ellyn - wygięła usta w podkówkę, otarła wyimaginowaną łzę bólu i rozpaczy nad swoją lekkomyślnością, a następnie odpowiadając na pytanie Willa zasiadła na swoim miejscu wzdychając teatralnie. Ciężko stwierdzić czy nad swoją domniemaną głupotą, czy raczej nad nęcącą perspektywą oglądania widowiska w towarzystwie swojej najulubieńszej z sióstr.
Gdybym mogła, pomyślała Janei, tęsknie spoglądając w stronę widowiska i podnosząc się tym wyraźnie na duchu, właśnie strącałabym ją z konia, jednocześnie przycinając końcówki tych żółtych kłaków.
Re: Trybuny
Nie Sie 18, 2019 10:17 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
- Bardzo mi miło poznać, ser. - uśmiechnęła się do Glovera i zajęła miejsce między Prudence a swoją szwagierką.
Szybkim ruchem głowy oceniła sytuację na polu walki. Zdążyła zobaczyć jak jej pokonany mąż opuszcza plac turniejowy przy pomocy swojego giermka. Powstrzymała się od wywrócenia oczami. Próbowała odwieźć męża od pomysłu udziału w turnieju, jednak ten się uparł. Nie chciała nawet myśleć o tym jakie obrażenia skrywa zbroja Aarona. Zanotowała w pamięci, że trzeba będzie wezwać uzdrowiciela - albo lepiej - maestera.
-Lady Mormont - zwróciła się do Prudence - Działo się tu coś ciekawego pod moją nieobecność? Pomińmy klęskę Aarona, bo to, na swoje nieszczęście, zdążyłam zobaczyć.
Uśmiechnęła się z przekąsem.
- Mam nadzieje, Amarylis, że dzielnie wspierałaś swojego brata w czasie tej ciężkiej próby? - zagadnęła również swoją szwagierkę, dając jej lekkiego kuksańca w bok. Lubiła młodą Manderly. Traktowała ją trochę jak siostrę i trochę jak córkę. Dzieliła je taka różnica wieku, że Lynesse nie do końca mogła się zdecydować jak powinna ją traktować.
W Białym porcie mieszkała ponad połowę życia dziewczyny i widziała jak z dziecka przeistacza się w piękną pannę. Liczyła na to, że jej teść razem z Aaronem znajdą jej odpowiedniego męża, który będzie ją traktować chociaż w połowie tak dobrze jak Aaron traktuje Lynesse. Oczywiście, każdy ma swoje wady, a Aaron Manderly ma ich całę mnóstwo, jednak Lynesse na swój sposób go kochała.
Wróciła myślami do turnieju, starając skupić się na rozmowie ze swoimi kompanami, jak i na śledzeniu konkurencji turniejowych.
Re: Trybuny
Nie Sie 18, 2019 10:37 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Cóż pogawędka Prue z Gloverem trwała. Była dla niej dużo ciekawsza od ego, co działo się na arenie. Tym bardziej po solidnej klęsce jednego z reprezentantów Północy, że też nie mięli żadnego godnego reprezentanta do wystawienia. Jeśli czegoś nie zrobisz dobrze, miej świadomość, że nikt inny za ciebie tego nie zrobi. Prudence była przekonana, że poradziłaby sobie dużo lepiej od Aarona. Upiła kolejny łyk wina, coby się zbytnio nie denerwować.
Kobieta nie oczekiwała odpowiedzi na swój komentarz. Zauważyła już, że jej kompan był małomówny i nie dał się ciągnąć za język, co w pewien sposób jej imponowało. Ona zapewne dostałaby już słowotoku przy jej naturze. Młodszy z braci Glover wydawał się być strasznie niedostępny dla obcych mu ludzi, na Północy można było spotkać wiele takich osób. Jednak Prue zazwyczaj udawało się je nieco nakłonić do rozmów na najróżniejsze tematy. Będzie musiała najwyraźniej popracować jeszcze nad siłą przekonywania. Stanowiło to dla niej nawet pewne wyzwanie.
Na słowa Petyra skierowane do Lynesse jej usta drgnęły w uśmiechu jakoś tak samoistnie. Walka to było chyba zbyt wiele powiedziane, wolała jednak nie wypowiadać tego na głos, by nie urazić żony Trytona. Słuchała jak się przedstawia i zastanowiło ją w jakim celu Glover od razu wyskakuje z tym, że jest drugim synem. Może w pewien sposób było to niedowartościowanie, że zawsze przed nim był brat. Jednak po co od razu o tym informować na wstępie. Zaczęła się nad tym zastanawiać pijąc zawartość swojego kielicha.
- Tak w zasadzie ta klęska to był chyba najbardziej emocjonujący moment tego, co się tutaj działo. - Rzekła do niej z uśmiechem. Nie chciała być niemiła, po prostu opowiadała, co widziała.
- No i jakieś panny z Dorne nieco przesadziły z trunkami i oblały którąś z panien z Zachodu winem, nie zauważyłam jednak którą. - Wiedziała, że dla wielu będzie to pewnie większa atrakcja od samych walk. W towarzystwie lubiono szeptać na temat niepowodzeń innych. Jak widać Prue dosyć średnio to interesowało, wiedziała bowiem, że coś się stało, za to kogo i kto konkretnie nie było jej już dane dopatrzyć.
Re: Trybuny
Sponsored content

Skocz do: