Trybuny
Pon Lip 29, 2019 3:35 pm Trybuny
Mistrz Gry
Mistrz Gry
68
First topic message reminder :

Pole turniejowe znajduje się na południe od Królewskiej Przystani, niedaleko Królewskiej Bramy. Z okazji jubileuszu Jaehaerysa I olbrzymie połacie terenu przeznaczono na wydarzenia dotyczące uroczystości.

Trybuny są podwyższoną, drewnianą konstrukcją, rozciągającą się na kilkadziesiąt metrów. Do zajęcia na nich miejsca upoważnieni są możni goście królewscy; Król i Królowa zasiadają pośrodku, a miejsca dookoła nich zarezerwowane są wyłącznie dla członków rodziny oraz zaproszonych gości.
Przygotowane siedziska są stosunkowo wygodne, a od walczących oddziela je cienka, drewniana barierka.

Re: Trybuny
Sro Sie 07, 2019 11:30 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Dunk nie należał już do najmłodszych, śmiało można go już było określić Seniorem rodu Mormontów, ale wciąż... Nie był lordem niedźwiedziej wyspy, ciężko określić czy to szczęście, że stary Mormont wciąż żyje, czy może pech dla Duncana którego czas Lordowania może wcale nie nadejść.

Pierwsze co zrobił po tym jak uspokoiły się trybuny, rozejrzał się za jakimś winem. Na pewno ktoś chodził i dolewał tutejszej szlachcie, nawet tej z północy. A jeśli nie to sam się przy czym zakręcił, nim wrócił do Prudence. Nie miało to jednak większego znaczenia bowiem skosztował dopiero po dłuższej chwili trzymania kubka, wydawało się jakby pozwalał mu się wietrzyć, a wziął je głównie z przymusu, lub tego, że zwyczajnie wypada. Czerwone, fioletowe... Nie ważne, na pewno było trunkiem znacznie lepszym, niżeli ten który pili ostatnim razem w tamtej wątpliwej tawernie. Nie twierdził jednak, że jest rozwodnione, to coś czego można się spodziewać po takiej uroczystości. Dużo wina, to trzeba oszczędzać. Poza tym, gdyby tylko Duncan się do niego dorwał...

Dunk był stary, ale wciąż mógł próbować pokazać się na turnieju z dobrej strony, to w końcu jedynie walki pokazowe, bez realnego zagrożenia. Chyba, że rzeczywiście ktoś chciałby kogoś skrzywdzić. Waleczny niedźwiedź nie miał raczej politycznych wrogów którzy mogliby chcieć jego krzywdy, stąd właśnie Petyr był zaskoczony brakiem na listach Mormonta. - Może, a może stwierdził, że straci całe to wino - Wtedy też uniósł kubek lekko w górę uśmiechając się delikatnie, upił jedynie odrobinę. Słowa o chwale jaką zdobywał jego brat, były niczym innym jak plastrami miodu na jego serduszko, bo właśnie to brat reprezentował teraz cały ród, i kto wie, może właśnie dzięki niemu Gloverowie staną się bardziej poważani. Oczywiście ten miód stał się szybko bardzo, bardzo gorzki, sprawił, że Petyr, aż zakrztusił się pitym winem, wspomnienie o tym dlaczego on nie walczy, nie było szpilką, ale wprawiło go w zakłopotanie. - Ymm... No bo widzisz, Lady Prudence, w przeciwieństwie do mojego brata, biorę udział... W innym rodzaju zawodów. Walce która rozstrzygnie kto jest prawdziwym potomkiem sokoła. - Dopiero na koniec wypowiedzi postarał się przybrać w miarę przyjazny, mniej zakłopotany wyraz twarzy, niezbyt wiedział co z początku odpowiedzieć, ale to minęło gdy już zaczął wydawać z siebie dźwięki mowy - Nie mogłem się zdecydować czy wziąć udział. Nie chciałem stanąć przeciwko niemu, a on przeciwko mnie i zdecydowaliśmy, że starcie konne zostawimy jemu. - Prudence nie musiała wiedzieć, że młodszy z Gloverów nie jest najlepszym jeźdźcem a z walką konną był stosunkowo na bakier. Miał jednak swoje, inne talenty, które przytoczyć już mógł w trakcie tej rozmowy. Odetchnął lekko biorąc kolejnego łyka, zmarszczył delikatnie brwi przekręcając głowę w kierunku torów po których rycerze szykowali się do kolejnego starcia. Wiedział jednak, że niedługo i on stanie gdzieś pośród zawodników, czy to w walce grupowej, czy w turnieju strzeleckim.
Re: Trybuny
Sro Sie 07, 2019 11:49 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Prudence wydawało się, że jej brat już najzwyczajniej w świecie pogodził się z tym, że raczej nie będzie lordował. Był drugi w kolejności, samotny niedźwiedź. Dlaczego akurat tak potoczyły się jego losy nie wiedziała, ona go uwielbiała. Cóż, coraz większe prawdopodobieństwo, że i ona skończy podobnie jako nieco samotna, zmęczona życiem maruda. Wszak ona z natury była raczej z tych wesołych, jednak każdy w samotności może nieco zgnuśnieć.

Panna Mormont zauważyła, że jej towarzysz w przeciwieństwie do niej nieco stroni od alkoholu. Było to całkiem odpowiedzialne. Szczególnie zważając na okoliczności. Wielu by korzystało nie patrząc na to, co się dzieje, wszak taka okazja do świętowania nie powtórzy się zbyt prędko.

- Znając mojego brata, wcale bym się nie zdziwiła, że miał w tym jakieś swoje ukryte intencje. - Odparła słysząc komentarz o winie i również się uśmiechnęła, całkiem naturalnie, nie było w tym żadnej sztuczności. W zasadzie to nawet nie zapytała brata jaki był powód braku jego obecności na liście. Bardziej przypuszczała, że nie chciał się błaźnić, znając jego podejście do życia. Nie miała nic przeciwko jego wyborom, była nauczona by szanować podjęte przez innych decyzje.

Dostrzegła jego zakłopotanie spowodowane jej pytaniem. Nie chciała, by poczuł się w jakikolwiek sposób dotknięty. Po prostu ciekawość wygrała tym razem. Prudence raczej rzadko kiedy zastanawiała się nad tym, co mówiła. Raczej stawiała na żywioł, co nie zawsze przynosiło pozytywne efekty.
- No to również zagoszczę na trybunach, żeby zobaczyć jak będziesz sobie radził. - Prudence chciała obejrzeć jak Północni radzą sobie w konkurencjach. Ciekawa była zdolności lordów jej znanych, średnio interesowały ją umiejętności tych, których nie dane było jej poznać. Zresztą będzie mogła chociaż w pewien sposób porównać to, co sama potrafi. Nie od dziś było wiadome, że kobiety z Niedźwiedziej Wyspy również szkolono na dobrych wojowników, zapewne mogłyby pokonać niektórych z tych tutaj w walce.
- Całkiem mądre rozwiązanie. - Odparła słysząc dalszą część wypowiedzi Petyra. Bez sensu by było, gdyby dwóch braci walczyło między sobą, z drugiej jednak strony mogłoby to być spektakularne wydarzenie i faktycznie budzące emocje, na pewno większe niż walka dwóch nieznajomych.
Re: Trybuny
Czw Sie 08, 2019 2:12 am Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Turniej konny był na pewno spektakularnym wydarzeniem, które w końcu ściągnęło tu te wszystkie ważne osobistości, ale nie należało to do szczególnych zainteresowań wyznawców Utopionego Boga. Toteż gdy większość już przebywała na trybunach, Dagon nie przejmował się swoim spóźnieniem na część walk. Zszedł wprawdzie na ląd niedługo po Greyjoy'ach, ale skorzystał jeszcze z dobrobytu jednego z lokali, by opić się rozwodnionego ale razem ze swoimi oficerami pokładowymi. Po tym jednak należało w końcu zajrzeć tam, gdzie będzie znaczna większość przyjezdnych szlachciców. Jakkolwiek Harlaw postanowił wystąpić w walce pieszej, która faktycznie pokazywała prawdziwe zdolności bojowe, to popisy na koniach były stratą czasu. A może to wydawało się tylko jemu, który nigdy nie zasiadł w siodle?

Od mężczyzny czuć było z daleka zapach słonej wody. Nawet jeśli jego czarny wełniany strój większość czasu spędzał w skrzyni, to nie dało się pozbyć tego aromatu z jego skóry i włosów. Może gdy był młodszy i sporo czasu spędzał na lądzie czy w rodzinnej siedzibie, ale nie teraz. Aż dziwne, że nie kołysały się pod nim nogi, nieprzyzwyczajone do stałego gruntu, ale jakoś udało mu się iść równo i z niezwykłą pewnością siebie. Może to ta odrobina alkoholu, a może to skrzypienie drewnianych desek pod jego ciężkimi butami. Tak, to pewnie to. Odrobina skrzypienia i już był w swoim żywiole. Zobaczył swoich towarzyszy z grupą dornijczyków. Prychnął. Pozbawił życia tak wielu dornijczyków przy wejściu na ich pokład, że już nawet nie liczył. Czyżby Utopiony Bóg lubił ofiarę z nich składaną? Nie było jednak komu opowiedzieć o "Czarnym Żniwiarzu" na ziemiach Martellów. Po prostu wszyscy byli martwi albo pojmani. Nie można było jednak odmówić pewnej finezji, z jaką prezentował się ten ciepłolubny lud. Takiej finezji, co ma żmija zakradająca się do ptasiego gniazda, by pożreć jaja. Dorne to gniazdo węży. Nie bez powodu nie stali się jeszcze poddanymi Targaryenów. Wszystko się jednak może zmienić, gdy okręty żelaznych z królewską armią przybiją do piaskowych wybrzeży.

Rzut oka na ludzi. Przyozdobieni herbami. Dagon, choć nie był specjalistą od heraldyki, wiele z tych znaków kojarzył. W szczególności oczywiście mieszkańców zachodniego wybrzeża. Gloverów, Mormontów, Lannisterów. Jak można było ich nie rozpoznać. Wielkie rody także nie stanowiły problemu. Tully, Tyrellowie, Baratheonowie. Wszystko to gdzieś migało. Śmietanka królestwa. I oni, czarna owca w rodzinie. Greyjoy'owie. I on. Wiecznie ponury Żniwiarz z wyspy Harlaw. Trzeba było jednak przynajmniej udawać, że ogląda się te walki. Jakkolwiek walką ciężko to nazwać. Krążenie koni, a na nich zakute łby z wykałaczkami... Minie dużo czasu, zanim przyjdzie mu zrozumieć rycerzy...
Re: Trybuny
Czw Sie 08, 2019 10:54 am Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Melisandre skinęła głową z uśmiechem na ustach do Panny Tiengnan, nie było jej żal swojej narzuty, w końcu to wina jej siostry, to jej rodzina przyniosła wstyd więc poświęcenie materiału było niczym. Na słowa doradcy Księżnej skinęła głową.
- Oczywiście decyzja należy do Księżnej jak najbardziej.
Skłoniła głowę z szacunkiem. Ona sama najchętniej uciekłaby gdzie pieprz rośnie, ale tym samym nie okazałaby szacunku względem skrzywdzonej panny. Musiała chociaż spróbować zatuszować nieco błędy siostry.
- Niech Księżna zdecyduje co dalej, ja nie mam żadnego głosu w tej sprawie. Jedynie co mogę to prosić o łagodną karę dla siostry. A jeśli i taka Wasza Pani wola, karę przełożyć na moją osobę. A teraz jeśli pozwolicie...
Odezwała się ze spokojem by po chwili pozostawić leżąc narzutę i z dygnięciem oddalić się z dala od tłumu o ile nie zatrzymywali jej. Nie skierowała się w stronę miejsc gdzie siedziała. Nie miała na to sił. Złość i frustracja w niej aż kipiała. Miała ochotę zapaść się pod ziemię i zniknąć raz na zawsze. Ostatecznie stanęła nieopodal mężczyzny z opaską na oku i nieśmiało uśmiechnęła się do mężczyzny by skierować wzrok w stronę walczących rycerzy.
Re: Trybuny
Czw Sie 08, 2019 7:57 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Nieświadoma dramatu, który odegrał się zaledwie kilka minut temu na trybunach, Janei mrużyła oczy i marszczyła nos już od dłuższej chwili, próbując zlokalizować Ellyn i swojego brata, który - znając życie - również kręcił się w pobliżu, oczywiście nie mogąc odstąpić swojej narzeczonej na krok. Janei nie przyznałaby tego przed przyjaciółką, ale natrętna obecność Willema nieco działała jej na nerwy, gdyż znacząco utrudniała normalną i swobodną rozmowę, która może i nadałaby pewnego kolorytu turniejowi. Bo turniej ten nieszczególnie zajmował młodziutką Reyne, która - nie dość, że spóźniona - przyszła zupełnie głodna. Humoru dziewczyny nie poprawiała świadomość, że do następnego posiłku musiała jeszcze poczekać, a korzenne ciasteczka, które zapakowała z myślą, że będą wspaniałą przekąską do widowiska (tak, w założeniu chciała podzielić się z przyjaciółką - z bratem niekoniecznie), zjadła już w drodze na trybuny. Wszystko było przeciwko niej! W duchu przeklinała samą siebie za brak pomyślunku - przecież mogła wymówić się bólem głowy. Albo żołądka - w to pewnie prędzej by uwierzyli.
W końcu dostrzegła swoje towarzystwo, którego uwagę próbowała zwrócić energicznym machaniem, ale Ellyn i Willem się być czymś poważnie zaaferowani. Idąc w ich kierunku minęła jakąś Dornijkę o zagniewanym spojrzeniu, która opuszczała trybuny w towarzystwie strażnika. Janei przystanęła na chwilę, odprowadzając kobietę wzrokiem - doprawdy, dziwna scena. Ciekawe czy Ellyn wie o co chodzi?
- Wybaczcie spóźnienie - dopchawszy się do Ellyn i Willema stojących obok jakiejś dziewczynki, beztrosko przerwała im rozmowę, wystosowując jakieś niezbyt autentycznie brzmiące przeprosiny. Coś w ich minach kazało jej jednak przyjrzeć się tej dwójce dokładniej. - Coś się stało? I o co chodziło z tym strażnikiem? - a może ten turniej nie będzie aż tak nudny?
Re: Trybuny
Czw Sie 08, 2019 8:03 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Miło mieć przyjazną widownie podczas konkursu, kogoś kto, nie tyle co patrzy ci na ręce, ale obserwuje jak sobie radzisz, czeka na twoje wyniki, a już głównie na twoje zwycięstwo, przesyła ci pozytywne fluidy i wierzy, sprawia zarazem, że i ty wierzysz w samego siebie. Jest ci łatwiej, wiedząc, że ktoś liczy na twoje zwycięstwo, ta presja podnosi twoje zdolności do poziomu jakiego się czasem po sobie nie spodziewasz.

- Dziękuję za twoje słowa, pani. Na pewno twoja opoka pozwoli mi zwyciężyć. - Petyr chciał zwyciężyć w swojej konkurencji, nie miał gigantycznego parcia na tytuły i chwałę ale musiałby być naprawdę wyjątkowy by nie zależało mu nawet na odrobinie chwały, tym bardziej, że pochodził z rodu który jakąś chwałą się odznaczał. - Też myślę, że dobrym będzie brak spotkania się mnie i brata na torze. Ale nic straconego. Moje ramię należy do niego w walce grupowej. - Wrócił wzrokiem do rycerzy którzy przygotowali już kolejne natarcie. Ponownie obserwował jak jeden najeżdżał na drugiego z wystawioną kopią. - Słyszałem wiele dobrego o męstwie kobiet z wyspy, jak to właściwie z wami jest, pani... Jeśli mogę spytać. - Westchnął popijając nieco wina ze swojego kubka który można by określić jako pełny w 3/4, nie pił dużymi łykami, oszczędzał się, być może właśnie próbował się nie rozpić przed swoimi własnymi konkurencjami które również miały się w najbliższym czasie odbyć.

Nie byli jednak sami. W ich pobliżu znalazł się ktoś nowy. Ktoś kogo obecność w tym miejscu była co najmniej, niespodziewana. Sama heraldyka stroju z jaką pojawił się w tym miejscu mówiła jedno - Żelaźni. Zapewne słony zapach który wyczuł po pojawieniu się w pobliżu Harlawa, miał więcej wspólnego z wyobraźnią i oczekiwaniem po dostrzeżeniu herbu, niżeli rzeczywistym zapachem. Blondyn którego widział już podczas hołdu, jeden z wielu, zapewne zapomniałby o nim gdyby nie pojawił się przed nim, właśnie teraz. Jeśli Greyjoyowie byli czarnymi owcami królestwa, to Północy musiało być blisko do szarych owiec, jakkolwiek mogłoby to brzmieć, w końcu byli najbardziej oddaleni od krain Korony, a nawet nie wierzyli w tych samych bogów, czyli siedmiu. Harlaw mógł nie rozumieć zachowań rycerzy, nie można im było jednak odjąć chwały którą zbierali wraz z poklaskami za co kolejne wymienione ciosy. Największą ironią tego było to, że mało kto z Północy zostawał rycerzem tytularnie.

- Wyspy... - Szepnął w kierunku Mormontówny, stosunkowo subtelnie by zaraz potem zwrócić uwagę na Harlawa. O ile nie przeszkadzała mu jego obecność to wolał pozostać przezorny, oraz ubezpieczony. Żelaźni najeżdżali ich tereny przez długi czas, stąd też niesmak pozostał. Dzisiaj jednak był dzień turnieju, chwile w których wszyscy mieli być przyjaciółmi a niezgoda, miała zostać utopiona w morzu wina, być może właśnie dlatego to Petyr zdecydował się na pierwszy krok w kierunku plądrownika, on, ten niezdecydowany... Nim udało mu się przemóc siedział chwilę w ciszy nie wiedząc na czym skupić swoją uwagę. Na białej niedźwiedzicy... Ponurym kosiarzu czy może pragnących poklasku rycerzy... Wtedy też zauważył, że do kosiarza zbliżył się ktoś jeszcze, szlachta z innego regionu, jedna z wielu kwiatów południa, Dorne... Uśmiechnął się lekko kpiąco, sam do siebie, nie do nich, pokręcił głową pozostawiając to co sobie właśnie pomyślał... Samemu sobie. Podniósł się nieznacznie z kubkiem wina w dłoni, na swoje szczęście nawet jakby rozlał to nie byłoby widać ze względu na ciemną czerwień jego stroju. Lekko skłonił się w stronę Dornijskiej kobiety, tuż obok - Pani... - Wtedy skupił całą swoją uwagę na mężczyźnie pełniącym funkcje kapitana okrętu - Panie... Harlaw, wnioskuję, że jest pan członkiem ekspedycji z wysp... Widziałem Cię w trakcie hołdu. Na długo przypłynęliście? Jak ci się podoba widowisko? -
Re: Trybuny
Czw Sie 08, 2019 8:50 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Prudence w zasadzie tylko po to przyjechała na ten turniej, aby zobaczyć jak radzą sobie Północni na tle reszty. Wiedziała, że w między czasie rozgrywały się inne gry, jednak jej to nie dotyczyło. Nie mieszała się w to, w te rozgrywki między rodami. Nie dotyczyła jej ta cała gra, z czego w zasadzie była naprawdę zadowolona. Była zbyt szczera na takie rozgrywki. Dlatego więc wolała po prostu wspierać swoich.

- Jaka tam pani, Prudence wystarczy. - Rzekła całkiem przyjaźnie. Nie lubiła tych wszystkich konwenansów, była prostym dziewczęciem z Północy.
- Wasze umiejętności pozwolą Wam zwyciężyć, a nie moja opoka. - Odparła z uśmiechem. Wiedziała bowiem, że mężczyźni z Północy faktycznie byli nie najgorszymi wojami. Liczyła więc na to, że pokażą się podczas turnieju nie z tej najgorszej strony.

- Męstwo to może zbyt wiele powiedziane. - Rzekła z uśmiechem. Miło jej się zrobiło, że ktoś zauważył waleczność kobiet z ich wyspy. Miały to w naturze, że musiały bronić swoim ziem, co u nich nie było niczym dziwnym. Mężczyzn często brakowało, a ktoś musiał bronić dobytku. Była dumna z tego, że pochodzi z takiego rodu, który zadbał o to, by kobiety potrafiły bronić swojej własności.
- Po prostu musimy sobie radzić, gdy zabraknie mężczyzn. - Tak naprawdę nie chodziło o zwyczajne radzenie sobie. Kobiety był naprawdę świetnie wyszkolonymi wojami, z czego była bardzo dumna. Podobało jej się takie podejście do sprawy.

Prue zauważyła obecność nowego przybysza. Niespecjalnie się nią jednak przejęła. Było tu przecież tyle różnych osób, że nie miała nawet ochoty zwracać uwagi na każdego. Dostrzegła jednak zainteresowanie Glovera spowodowane jego osobą, także sama skierowała wzrok w stronę mężczyzny. Kiwnęła jedynie głową, gdy usłyszała słowa Glovera. Nie dało się nie zauważyć, że mężczyzna był z Żelaznych. Zmrużyła brwi jakoś tak odruchowo. Nie przepadała za osobami stamtąd, przecież ciągle musieli z nimi walczyć. Jednak tutaj musiała sprawiać pozory. Upiła łyk wina ze swojego kielicha i obserwowała Petyra. Była ciekawa jak się zachowa. Dostrzegła dornijskie dziewczę, które próbowało nawiązać wzrokowy kontakt z mężczyzną i uśmiechnęła się pod nosem. Po przedstawieniu, które chwilę wcześniej obserwowała w wykonaniu panien z Dorne zalecałaby im jednak szybkie wycofanie się z tych trybun. Była pełna podziwu, że ta obecna tuż obok nie miała instynktu samozachowawczego, ona na jej miejscu już dawno byłaby w komnatach. Obserwowała uważnie Glovera, jednak sama się nie odzywała, nie dało się jednak nie zauważyć ciekawskiego spojrzenia skierowanego ku tym dwóm.
Re: Trybuny
Czw Sie 08, 2019 9:16 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Tego dnia trybuny zdawały się tętnić życiem: wszyscy śmiali się i dokazywali. Turniej budził niemałe zainteresowanie. Niektórzy nawet obstawiali zakłady! Choć to dość odważne z ich strony, w końcu skąd wiedzieli, który z kandydatów wygra? Huh, chyba że… zamierzali kogoś sabotować? Ojej, oby nie, to byłoby bardzo niehonorowe, a przecież na tego typu turniejach liczyła się przede wszystkim uczciwość i zabawa!
Przedtem służąca pomogła jej ubrać żółto-brązową suknię ze złotymi elementami i tak odziana Joyeuse Baratheon – z do połowy rozpuszczonymi włosami i warkoczami okalającymi głowę, spotykającymi się w miejscu koka – przybyła z lekkim opóźnieniem na trybuny. Miała jedynie nadzieję, że nikt nie zauważy tego przesunięcia w czasie… Było małe, a do tego miała bardzo dobre usprawiedliwienie – nie mogła się wcisnąć w swoją ukochaną kreację. Kiedy miała wydarzyć się jakaś wielka uczta albo co innego, Joy zawsze wybierała na swoją suknię którąś z tych ze złotymi detalami. Nie mogło być inaczej, co to to nie! Bo jak mogłaby się pokazać w swoim zwykłym stroju na takiej uroczystości jak Wielki Turniej Rycerski? Mimo że oczy wszystkich były skierowane na to, co się działo na palu walki, ona również powinna przyciągać spojrzenia!
Próbując po cichu znaleźć jakieś dogodne miejsce i się rozejrzeć, zauważyła, że obok jednej panny znajdowało się jedno wolne. Joy nie widziała innego wyjścia, zapytała więc ze swoim standardowym sympatycznym uśmiechem nieznajomą (którą była Jynnese Tully):
Umm, przepraszam, czy to miejsce jest wolne?
Nie czuła się ani trochę skrępowana, że rozmawia z kimś obcym. W końcu wszyscy na trybunach byli poniekąd ze sobą powiązani! Dalekie kuzynostwo, rodzeństwo, przyjaciele korony, wytworni goście… Wszystkich ich tutaj łączyło szlachectwo i chęć służenia królowi. Poza tym zamierzała tu usiąść tylko na chwilę, żeby rozeznać się w sytuacji. Chciała na spokojnie poszukać znajomych twarzy, niestety w tym tłoku ciężko było kogokolwiek dostrzec. Liczyła na to, że jest tu gdzieś jej rodzina, jeżeli nie z jednej strony to z drugiej. Z nikim nie czuła się tak związana jak z nimi.
Re: Trybuny
Czw Sie 08, 2019 11:16 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Co to za zamieszanie się działo przy Tiengnan i dornijczykach? Czy może właściwie dornijkach? Eh, nie ma to większego znaczenia. Nie przyszedł tu oglądać dziewek, a te o egzotycznym wyglądzie już nie mogły konkurować z jego morską żoną. Chociaż przez te wszystkie lata nie wybaczyła mu tego, jak się poznali. Nawet jeśli starał się być dla niej dobry. Przynajmniej dzieci darzyły go jakimś szacunkiem. A najważniejsze, że szacunkiem darzyła go Kyra. Łapał się też na tym, że gdy widział młode dziewczyny, pierwszą myślą nie było wzięcie jej jako kochanki, a bardziej zaopiekowanie się jak córką. „Chyba się starzeję.” – pomyślał Dagon, przyłapując się na tych myślach. Spostrzegł w międzyczasie, że jedna z tych przeklętych żmij zbliża się do niego. Zlustrował ją wzrokiem, spojrzał na nią.

- Hm? – mruknął czy może warknął pytająco w stronę Melisandre. Był szorstki w obyczajach, jak to przystało na wyspiarza. Może nawet nie miał nic specjalnego do niej, poza byciem z wężowatej nacji, ale sam nie był wielce rozmowny. Nie dane mu było jednak dłużej zwrócić na nią uwagi, gdyż pojawił się nowy osobnik. Osobnik, który popisał się swoją znajomością heraldyki, poznając w nim Harlaw’a. No ładnie. Ktoś albo siedział w heraldyce albo spotkał się z jego banderą, a później sprawdził, czyj to okręt widać na horyzoncie.

- Jak widać nasza obecność nie mogła zostać niezauważona. – skwitował. Czyż nie o to chodziło? Pokazać Żelazne Wyspy podczas pokojowego wydarzenia w stolicy? Pytaniem było tylko, z kim miał do czynienia. – To nie jest za bardzo mój typ rozrywki. Bardziej wolałbym obejrzeć walkę pieszą. A zostać to zostaniemy, ile będzie potrzeba, panie? – Skończył swoją wypowiedź pytaniem. On się śmiało obnosił ze swoimi rodowymi symbolami, czernią i kosą. Rozmówca nie bardzo. Słychać jednak było, że słowo „pan” ciężko mu przechodziło przez gardło. Nawet do Saltcliffe mówił, no cóż, Saltcliffe. Tytułować mógł króla, Greyjoy’ów i swojego ojca. Może z rzadka jakiś lordów. A tutaj nie widział potrzeby. Ale skoro nazwany został panem, to może tak też wypada odpowiedzieć? Zmierzył go też czujnym wzrokiem obojga oczu, gdyż opaska na lądzie nie była mu potrzebna. To był atrybut, który wykorzystywał przy przemieszczania się po statkach między jasnym pokładem a ciemnym wnętrzem, a tutaj wszędzie było podobnie…
Re: Trybuny
Czw Sie 08, 2019 11:38 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Zagapił się, z uznaniem obłapiając wzrokiem ornamenty na pochwie valyriańskiego miecza, który książę Martell dumnie nosił przy pasie. Podczas krótkiego powitania nie omieszkał skomplementować broni. Może nieobeznane oko oszacowałoby, że potężny, żelazny oręż skruszy z łatwością tę błyskotkę, lecz Einar miał okazję widzieć ją w ferworze potyczki, tnącą powietrze z taką lekkością, jakby była przedłużeniem dłoni walczącego.
Słowa najmniejszego reprezentanta Dorne przyciągnęły również uwagę nieznanej mu kobiety, która uśmiechnęła się do chłopca promiennie, na co Greyjoy nie pozostał obojętny, wykrzywiając kąciki ust ku górze w marnej imitacji tego, co jej przyszło naturalnie, bez wysiłku.
Dopiwszy trunek niemalże do ostatniej, złotawej kropli lepiącej się na dnie drewnianego naczynia, podał je służącej, oddalającej się do kramiku z zakładami. Sam nie był jeszcze pewien, na kogo powinien postawić, a nie miał w zwyczaju wyrzucać pieniędzy w błoto. Zaschnięte, bo skwar zasklepił ziemię, tworząc z niej suchą bryłę, ale i tu, w Królewskiej Przystani, było go przecież pod dostatkiem.
Może ów ser Arryn - nie uszło jego uwadze, iż Tien wspomniała o nim w sposób, który aż prosił się o to, by drążyć temat, lecz łaskawie spuścił na to zasłonę milczenia - był osobą wystarczająco zdeterminowaną, by pokonać faworytów? Musi baczniej mu się przyjrzeć w trakcie pojedynku.
- Jesteś pewna? Czy pod tą bryłą mięśni ostało się choć odrobinę miejsca, w które dałoby się upchnąć coś na kształt mózgu? - wyłowił sylwetkę wspomnianego rycerza, co nie było trudne zważywszy na jego gabaryty, i przez chwilę bezwiednie mu się przyglądał; obstawiał, że to zwykły rębajło - silny jak najstarsze dęby, najpewniej bez trudu poradzi sobie na etapie kruszenia kopii, ale czy w walce wykaże się odpowiednią finezją i dostateczną zwinnością?
Nieopodal, w towarzystwie jednego z Żelaznych, mignęła mu Manon, której wygląd wprawił go w łajdacką wesołość, bo świadom był przecież tego, że bez wątpienia ona sama przeżywa katusze w ciasnej sukience i w jeszcze ciaśniejszym gorsecie manier obowiązkowych na dworze królewskim. Mrugnął do niej ukradkiem, kiedy skrzyżowały się ich spojrzenia.
Wesołość ta nijak miała się jednak do rozbawienia, które poczuł, gdy na trybunach rozegrał się wykwintny teatrzyk - żeby nie powiedzieć spektakl rodem z ulicznego bruku. Już nie tak niewinna młódka wbrew własnej woli przyodziała się w barwy szkarłatu, a sprawczyni całego zamieszania została odeskortowana przez Dornijczyka, najpewniej na polecenie księżnej. Zerknął w stronę Leandro, przyglądając się jego reakcji, a potem nieco zaskoczony odprowadził Tien wzrokiem - kto by się spodziewał, Greyjoy oferujący Lannisterom pomoc. Obok zawstydzonego dziewczęcia wciąż trwała jedna z lady - ta, która zerwała się ze swego miejsca, gdy czarę zniewagi przelała pierwsza kropla wina; przypominała mu w tym momencie dzikie zwierzę, zapalczywie broniące swe młode. One, oraz przepraszająca za zaistniałą sytuację Dornijka i nieznany mu mężczyzna, tworzyli już mały tłum.
Pozostał więc w pobliżu kuzynki, jednak nie chciał ingerować w tę sytuację; zbyt wiele osób pojawiło się wokół dziewczynki, która sprawiała wrażenie, jakby wszystko, o czym marzyła w tym momencie, to rozpłynięcie się w powietrzu.
Powrócił więc do obserwowania walk - akurat dwójka gwardzistów ścierała się ze sobą w tańcu bieli, było więc na co popatrzeć i co podpatrzeć. Trudno odmówić im kunsztu.
Rozproszył się jedynie dwukrotnie - za pierwszym razem, gdy poczuł na sobie ciężar spojrzenia kobiety towarzyszącej księciu; odpowiedział na nie, przeciągając swoje co najmniej o kilka sekund zbyt długo, by ktokolwiek mógł je nazwać mianem przypadkowego. Trudno jednak było oderwać od niej wzrok.
Za drugim, kiedy Harlow zaszczycił ich swą obecnością. I jakimś cudem niemal od razu natknął się na… dwójkę ludzi z Północy. Wyczuwając potencjalne kłopoty, skinął Dagonowi głową, przekazując mu przy okazji niewerbalnie - nie daj się sprowokować. Choć nie był pewien, czy aby na pewno w tym zestawieniu to właśnie nie pirat był bardziej skory do choćby słownej konfrontacji.
Wkrótce przyłapał się zresztą na tym, iż im bardziej ostentacyjnie robił wszystko, by wyglądać na do cna przejętego tym, co dzieje się poniżej trybun, tym silniej odczuwał pokusę, żeby dołączyć do żniwiarza i jego zacnego towarzystwa.
Re: Trybuny
Pią Sie 09, 2019 4:08 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Umiejętności wojowników Północy były niezrównane, ale każdy tak mówił o swoich rodakach. Glover wierzył w to, że walka, mimo, że jedynie pokazowa, taka do której nie przywykli, ta na którą, chociażby Duncan by napluł. Okaże się trudnym wyzwaniem w którym umiejętności zostaną wsparte dobrym słowem każdego im przychylnego. - No tak, nasza kochana Północ, Prudence. Wszyscy muszą na siebie uważać, zimno, strasznie... - Petyr wiedział, że teraz przesadza, ale prawda była jedyna, każda kobieta z Północy musiała w sobie mieć coś z wojowniczki. Jego słowa dodatkowo miały oddziaływać na tych którzy słyszą, straszna, zimna Północ, nie była terenem przyjaznym grabieży. Lepiej znana, pozwalała mieszkańcom utrzymać przewagę nad każdym, potencjalnym napastnikiem. - Co zamierzasz czynić po turnieju? - Nie musiała prosić go dwa razy o zwracanie się po imieniu, o ile nie z grzeczności, to zrobił to tylko po to by zaraz po głowie nie dostać.

No i prócz nich był też ten cały Ponury kosiarz Harlaw, był nie tylko słony, ale i chłodny w swojej wypowiedzi, głosie, stylu bycia. Te jasne i zimne włosy straszliwie mu pasowały. - Trudno ukryć swoją obecność chodząc ze znakiem swojej rodziny, tak by każdy go zobaczył, nawet ten, kto nie zwróci uwagi, Panie Harlaw... - Przyjrzał się temu chorążemu Greyjoyów, nie to, że lustrował go wzrokiem, ot, oceniał z kim faktycznie ma do czynienia, znanie heraldyki to jedno, znanie osoby która ją nosi to drugie. O ile jakiegoś herbu z dalekiego południa to mógł nie kojarzyć, to symboli jednego z najważniejszych chorążych z Żelaznych wysp nie sposób nie kojarzyć. - Petyr Glover - Przedstawił się, zidentyfikowanie samego siebie przy żniwarzu przyszło mu z łatwością. Nie miał najmniejszych powodów, by ukrywać swoją tożsamość. - Czyli mamy coś wspólnego, żelazny. Jak zapewne wiesz, my na Północy również nie przepadamy za taką rozrywką... - Dało się wyczuć, że skoro słowo " Pan " przechodziło Harlawowi ciężko przez usta, mogli rozmawiać inaczej. Zerknął w kierunku Prudence, musiał jej przypilnować, bo o ile innych z Północy mogła sobie rozstawiać po kątach to z takim Harlawem oboje musieli uważać i to nie na niego, a na samych siebie i swoje własne poczynania - To zrozumiałe, nie macie gdzie hodować tylu koni... Dla mnie z kolei manewrowanie na koniu pomiędzy drzewami jest uciążliwe. Nie ma to jak wziąć stary dobry łuk albo włócznie. - Uśmiechnął się delikatnie, nie fałszywie, szczerze, na terenach korony, podczas takich uroczystości jak te, nawet jeżeli nie były spełnieniem ich marzeń, powinni unikać konfliktu i przynajmniej udawać, ale po co udawać skoro, rzeczywiście można na chwilę zapomnieć o zwadach, nawet nie tak dawnych. Petyr rozumiał, że zapewne mało kto jest w stanie przymknąć, na ich najazdy oko, ale taka była sytuacja. Należało robić to, co wypadało. - Obejrzeć? A może wziąć udział? - Przystawił kubek do ust, po którym zaraz rozległo się delikatne chlipanie, trunku którego było już znacznie mniej, gdzieś koło połowy. Pił stosunkowo wolno, to wciąż ten pierwszy kielich po którym w głowie, jeszcze nie huczało.

Spotkanie Panów i Panien z północy, oraz z wysp na jednej trybunie... To mogło być ciekawe widowisko, albo początek czegoś całkiem nowego, zależy od tego, kto będzie mówił. Petyr nie rozglądał się za bardzo więc nijak nie skojarzył Einara ani pozostałych żelaznych w okolicy.
Re: Trybuny
Pią Sie 09, 2019 6:57 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Prudence nadal uważnie obserwowała Glovera i Harlawa. Nie dało się nie zauważyć jak zgrabnie Żelazny spławił dornijskie dziewczę. Prue powoli wypijała zawartość swojego kielicha. Rozejrzała się za jakąś dolewką, bo w taki miejscu na pewno ktoś dolewał trunków. Gdy już udało jej się znaleźć źródełko nieco się uspokoiła. Wszędzie mogła usiedzieć, byleby miała co pić.
Prudence była zainteresowana tym, jak potoczy się tamta rozmowa. Przysłuchiwała się więc mężczyzną uważnie, było to zaprawdę o wiele bardziej ciekawe od tego, co działo się na arenie.
Kobieta rozejrzała się po trybunach i zauważyła, że nie tylko ona przygląda się tej konwersacji. Zmierzyła wzrokiem Einara, który również wyglądał jak typowy Żelazny. Upiła spory łyk ze swojego kielicha. Wiadomo było, że nie doprowadzą tutaj do żadnego starcia, nawet słownego, nie miało to przecież żadnego sensu. Tylko by się skompromitowali, a przecież nie o to chodziło.
- Za Północ. - Odparła wtórując Petyrowi. Dobrze, że miała w swoim towarzystwie kogoś z północy i mogła być całkowicie sobą, bez zbędnych ceregieli. Ułatwiało jej to obecność tutaj, wśród ludzi ze wszystkich rodów.
- Co zamierzam robić? Mam chęć wypłynąć w świat i nieco zobaczyć. - Takie miała plany. Nie byłaby to jej pierwsza taka eskapada, a ostatnio brakowało jej wolności. Uwielbiała być niezależna, eksplorować świat. Kiedy mówiła o swoich planach, uśmiechała się sama do siebie.
- A Ty, co zamierzasz robić jak to wszystko się skończy? - Zapytała grzecznie, żeby nie było, że nie interesuje się swoim towarzyszem.
Petyr wcale nie musiał pilnować Prue. Pomimo swojej porywczości wiedziała jak należy się zachowywać, byłą przecież od dziecka uczona, co można, a czego nie w jakim towarzystwie. Harlaw musiałby ją wyprowadzić z równowagi, żeby się odezwała. Nie miała zamiaru się wtrącać w tą jakże męską rozmowę, bo mogłaby być niemiła, także tylko się przysłuchiwała, może trochę bezczelnie, bo nawet nie próbowała tego ukryć.
Re: Trybuny
Pią Sie 09, 2019 11:44 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
A więc Glover. Nie zajęło dużo czasu, by Dagon sobie umiejscowił ich posiadłość na mapie Westeros. Deepwood Motte i otaczające je lasy były przecież częstym kierunkiem ataku jego pobratymców. Niezrozumiałe było jednak, jakiej zdobyczy właściwie tam szukali kapitanowie. Nadmorskie wioski składały się głównie z drwali i rybaków. Drewno jeszcze było warte podróży, ale ludzie i ryby? Stara Droga nawet nie zabraniała rybołówstwa, więc morską faunę mogli wyłapać samodzielnie. Drewno było ważne, gdyż to był budulec statków, ale równie dobrze mogli przejąć cudzy okręt i przerobić go później na coś nowego, albo wykorzystać już w stanie, w którym został zastany. Ludzie zaś z północy byli twardzi i stawiali opór, przez co najlepszych robotników ciężko było pojąć żywcem, a zazwyczaj kończyli jako ofiara dla Utopionego Boga.

- A wy przybyliście w jednej ekspedycji? – jedną rzeczą było przybycie rodu, drugą rzeczą cała zebrana delegacja z królestwa. Słysząc jednak miano swojego rozmówcy, na jego twarzy zagościł lekki uśmiech. Chyba trochę szyderczy, a może po prostu tak rzadko się uśmiechał, że go męczył ten wyraz twarzy? Zdjął rękawicę z prawej dłoni i w pojednawczym geście wyciągnął w stronę Petyra. – Dagon. Harlaw. – Przedstawił się zwięźle, gwoli ścisłości powtarzając nazwisko. Wysłuchiwał wywodu na temat północnego podejścia do tych rozrywek i skinął głową z pomrukiem, którym potwierdzał otrzymanie informacji i swoją zgodność z nimi. – Albo topór. – Dodał do narzędzi obok łuku i włóczni. Żniwiarz nie miał żadnych problemów z rozmową z Zielonymi Ludźmi, nawet, jeśli byli z Północy. Właściwie tym bardziej szanował Północnych za życie w trudnych warunkach, gdzie czasem mieli ciężej siać od jego thralli na Harlaw. Zazwyczaj żyli tam ludzie honorowi i silni. Nie to co te żmije w Dorne. – Właściwie to planuję wziąć udział w walce. Tu też mamy coś wspólnego? – W ten sposób zadał pytanie o to, czy Petyr też weźmie udział w walce. Wszystko to było wyrażane jego szorstkim głosem. Szorstkim, bo taki już był, znudzony światem. Ale jak najbardziej nie był to ton groźny, czy pogardliwy. Szanował swojego wroga. W końcu tu, w tym gnieździe wszelkich żmij i smoczej paszczy gotowej na ich pożarcie musiał zachować spokój i pokazać opanowanie. On wiedział o tym doskonale, więc zamartwianie się Einara było zupełnie bezpodstawne. Odpowiedział następcy na Pyke porozumiewawczym skinieniem głowy.

Gdy już okoliczni widzowie oswoili się z tym, że przyszedł kto przyszedł, Dagon mógł się lepiej rozejrzeć Dostrzegł w końcu Prudence, która była w pobliżu. Zaczął dodawać fakty. Kobieta o całkiem potężnym wyglądzie. Przebywa z Gloverem. Prawie na pewno jest z północy. Skojarzyły mu się opowieści o Niedźwiedziej Wyspie i wojowniczych kobietach, które stawały w obronie dobytku przed Żelaznymi. Służka raczej nie znajdowała by się na trybunach, podobnie nisko urodzona wojowniczka. Nie po takim kawale drogi, którą trzeba stamtąd przebyć. Czyżby kobieta z rodu Mormontów? Cóż za przemiłe spotkanie, gdy prawdopodobnie oboje go nienawidzili za samo pochodzenie z Wysp. Ale co mogą mu tutaj zrobić? Jego szacunek mógł być nieodwzajemniony. W końcu nie bez powodu statek pod jego dowództwem nigdy nie ruszył na północ od Przylądku Krakena.

- A towarzyszka to? – Rzucił pytanie pomiędzy Petyra i Prudence. Nawet nie udawał, że nie ciekawi go faktyczna godność kobiety, ale wypadało zapytać. Chociażby omijał wszelkie ustalone formy grzecznościowe. Zbędne ozdóbki słowne nie są w modzie ani na Wyspach, ani na Północy…
Re: Trybuny
Sob Sie 10, 2019 9:31 am Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Nie wiedzieć czemu wszyscy uważali ją za winną zajścia, skoro to jej młodsza siostra narobiła szumu nie ona? Czemu wszyscy karcili ją wzrokiem skoro ONA NIC NIE ZROBIŁA? Czyżby wieczne urazy do każdego odbijały się na niej? Cóż, musiała przyznać, że mierząc wszystkich jedną miarą popełniali błąd, jednak ona nie miała zamiaru się nigdzie ruszać. Nie ją wyproszono i nie ona miała powód do wstydu. Może i czuła frustrację i niechęć do tego miejsca po tym jak widziała spojrzenia obecnych na trybunach jednak miała to głęboko gdzieś. Na mruknięcie Żelaznego pokręciła głową.
- Wybacz Panie, nie miałam zamiaru przeszkodzić w obserwacji. Nie zawracaj sobie moją osobą głowy.
Odezwała się obojętnie przenosząc wzrok w stronę walczących. Nie była kimś, kto ma chęci na sprzeczki i awantury. Wolała pozostać z dala od ludzi. Spojrzała na przybyłego mężczyznę i lekko skinęła głową. Nie odzywając się w ogóle do nikogo z nich. Wręcz odsunęła się nieznacznie by skupić spojrzenie z dala od innych. Jednak nie na tyle by nie słyszeć o czym mówili. Jednak nie wnikała, nie odzywała się wolała pozostać neutralna i milcząca. Była Dornijką, a tutaj było nie tylko pełno wrogów. Musiała po prostu robić dobrą minę do złej gry. Udawać, że wszystko jest dobrze, nie robić zamętu i po prostu mieć uszy i oczy szeroko otwarte. Co nie ułatwiła jej Nyssa. Ale co począć? Zamyślona skupiała wzrok niby w walczących rycerzy, jednak sama błądziła myślami zupełnie w innych stronach. Z dala od tego miejsca, tego towarzystwa.
Re: Trybuny
Sob Sie 10, 2019 10:25 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Lekcje heraldyki na poziomie bardziej zaawansowanym były dla Viserei nowością - chociażby dlatego, że przez pobyt na Smoczej Skale Septa uznała, iż lepiej będzie zaznajomić ją wcześniej z lokalną heraldyką. Oczywiście, godła głównych rodów i ich (koronowane lub nie) głowy znała bardzo dobrze. Stąd też zauważyła pana Lannistera, kolejnego zdawało się z reprezentacji Casterly Rock. Wyglądał równie młodo co obie panny, niewiele odstawał pewnie od jej własnych kuzynów. Już miał jednak aurę młodego lwa, a nie lwiątka, czym bardziej cechowały się jego siostry. Może to przez tą płaczliwość Viserea osądziła panny Lannister zbyt surowo?
Teraz jednak jej oczy skupiły się na trytonie. Trytonie, królu mórz, na tarczy koloru morskich fal.
- Try...ton? - fioletowe oczy księżniczki zwęziły się do małych szparek, jakby próbowała dojrzeć więcej szczegółów. Intuicja automatycznie podpowiadała jej - słusznie zresztą - ród żyjący gdzieś nad wodą, możliwe nawet, że w niedalekiej odległości od Ziem Korony. Co też znowu nie było takie kłamliwe, bowiem historia rodu Manderly nie jest zakorzeniona na Północy. Morskie motywy w heraldyce były na tyle charakterystyczne, że po krótkiej chwili milczenia, w końcu rozchmurzyła się. - Czyżby to był ser Manderly? Przeciwko niemu w szaranki stanął oczywiście ser Arryn. - w końcu musiałaby być doprawdy głupiutką, a jednocześnie nieprzystosowaną do życia dziewuszką, by nie poznać orła Arrynów. Brodą wskazała jednak na kolejną parę, których herbów już niestety nie mogła rozpoznać. Przez jej twarz przebiegł chwilowy cień smutku, jednak szybko ustąpił nadziei. Aelinor wydawała jej się zawsze niesamowicie mądra, więc naturalnym było zadać właśnie jej pytanie...
- W drugiej parze walczą...? - wśród szeregu lśniących zbroi można było dostać zawrotów głowy. Zwłaszcza, że nim się obejrzała - jej ulubieńcy stanęli w szaranki. Zdawała się być jednak zbyt przejęta tym pojedynkiem, by zwracać na niego większą uwagę. Powiedzmy, że czuła się w obowiązku nie przyciągać nieprzyjemności losu w kierunku żadnego z gwardzistów. Na całe szczęście była obok Aelinor. Co by zrobiła, gdyby musiała przeżywać katusze niepewności w samotności? Targaryenów, zwłaszcza na trybunach, było dość sporo, jednak można było czuć się samotnym nawet w takim tłumie.
- Z pewnością jedną z intencji wieczornej modlitwy będzie dalszy pomyślny pobyt pani w naszej krainie - głos Viserei zaszczebiotał pomiędzy trzaskiem drewna i sypiących się drzazg - Mam nadzieję, że pani przybędzie?
Wyczekujące spojrzenie i przechylona główka małej smoczycy były wręcz zbyt oczywistą oznaką oczekiwania na odpowiedź. Panny z każdego zakątka Westeros i wyznające wszystkie religie od Muru po krańce gorącego Dorne brały udział w spotkaniu w Sepcie. Czy praktyki panujące w Volantis pozwalały na wizytę jej córy w jego murach? Miała nadzieję, że tak, w końcu jej Septa zawsze powtarzała, że Sept jest domem wszystkich, ergo również Elaeny. Zresztą, jeżeli ma w planach zaszczycić Królową swoją obecnością, z pewnością uraczy promykiem zadowolenia również królewską wnuczkę.
- Och, zapewne w Pani ojczyźnie nie ma podobnego zwyczaju? Walka na kopie jest w naszych stronach najlepszą okazją dla wskazania męstwa rycerzy Siedmiu Królestw - jej matka opowiadała jej o Wolnych Miastach, gdzie zamiast koni dosiada się słonie, pije wino - białe i czerwone - do każdego posiłku i śpiewa się pieśni od rana do rana. Gdzie kobiety kręcą sobie włosy (to szczególna scheda po zmarłej matce), nie szczędzą perfum, a mężczyźni wiedzą, jak obchodzić się z pieniądzem. W umyśle młodej księżniczki Essos, a szczególnie Wolne Miasta, były krainami tak odległymi, jak i idealnymi. Strach pomyśleć co by się stało, gdyby odkryła, co skrywa się za blichtrem trafiającym do uszu obcokrajowców...
Niemniej jednak, czuła się w obowiązku wyjaśnić to dalej - Dzisiaj walczą jedynie rycerze. Prawdziwi rycerze, pasowani przez Jego Wysokość, nie żadne rzezimieszki bez ogłady. Stąd pewien zestaw reguł, których należy przestrzegać w trakcie, co sprawia, że niewiele tu przypadku - mówiła ściszonym głosem, przez co nachyliła się w kierunku swojej rozmówczyni z daleka. Oczywiście nie na tyle, by naruszyć jej przestrzeń osobistą - jedynie na tyle, by była wyraźnie słyszana. - Walki grupowe dopuszczają również synów szlacheckich rodzin, którzy nie są rycerzami. Zapewne zainteresują szanowną panią bardziej - czy tak mała dziewczynka mogła posłać dorosłej uśmiech, który sugerował połączenie wspólną tajemnicą? Wiele rzeczy było możliwe na tym biednym świecie, jednakże Viserea w żadnym wypadku nie wykazywała zamiłowania przemocą. Czy więc było to tylko jeszcze dziecięce przejęcie? Wyprostowała się na swoim miejscu, patrząc najpierw na Aelinor, później znów na Elaenę.
- W jednej parze znajdują się dwaj rycerze z Królewskiej Gwardii. Z racji ich powiązań z naszymi rodzinami, mamy nadzieję, że jeden z nich zajdzie daleko w dzisiejszych szarankach, czyż nie? - szukała wzrokiem potwierdzenia ze strony swojej kochanej dwórki, ale kontynuowała dalej - A Pani postawiła na któregoś z rycerzy?
Re: Trybuny
Sob Sie 10, 2019 10:43 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Różnokolorowy tłum ludzi, wyjątkowy smród, nieustający hałas oraz wszechobecny pył i kurz – wszystko to sprawiało, że zaczynała boleć go głowa i marzył tylko o tym, by wrócić do Raventree Hall. Po roku spędzonym w rodowej posiadłości i w wonnych lasach Dorzecza zdążył zapomnieć, że podobnie niedogodna atmosfera towarzyszyła mu jakiś czas temu niemal dzień w dzień przez ponad dwa lata. Jedyna różnica polegała na tym, że wtedy działał z własnej woli i nikt go do tego nie zmuszał, a teraz miał zobowiązania względem ojca. Nie mógł nie dotrzymać słowa, zwłaszcza kiedy wykazał się on wobec niego nadzwyczajną cierpliwością, o jaką nigdy by go nie podejrzewał. Teraz wypadałoby się odwdzięczyć, dlatego pojawił się w miejscu, w którym nie chciał być, pełnym ludzi, których nie znał. Westchnął głęboko, czując odległe echo kiełkującej w nim irytacji, ale wyraz jego twarzy nie zmienił się – wciąż nieruchomy, wciąż bezbrzeżnie spokojny.
Przyszedł spóźniony, co prawdopodobnie było błędem, bo gdyby przybył na czas, nie musiałby przeciskać przez te wszystkie spocone ciała i łatwiej byłoby mu dołączyć do kogoś znajomego, bo teraz, kiedy walki trwały w najlepsze, nie był w stanie nikogo wypatrzeć. Chociaż nie, po dłuższej chwili dostrzegł Willema i towarzyszącą mu zapewne Ellyn – tłumek, jaki ich otoczył, a także jego ożywienie podpowiedziało mu, że właśnie ominęła go jakaś awantura, stanowiąca pewnie najciekawszy punkt całego turnieju. Niemal żałował, że przyszedł za późno.
Nie próbował nawet złapać spojrzenia dziedzica Castamere, w obecnym zamieszaniu mijało się to z celem. Zajął się przeczesywaniem wzrokiem drugiej części trybun i kiedy już postanowił, że usiądzie gdzieś z boku w nadziei, że wszystko szybko się skończy, dostrzegł te jedyne w swoim rodzaju kasztanowo-rude włosy. Znieruchomiał, mrużąc lekko oczy, by przyjrzeć się im lepiej i już po chwili nie miał żadnych wątpliwości – właśnie znalazł Jynesse Tully. Przyspieszył kroku, tak jak przyspieszyło bicie jego serca, i po zaskakująco krótkiej chwili, podczas której cudem udało mu się uniknąć większego przepychania i ciosu w żebra, już stał obok niej. Cichy, poważny, ubrany na czarno z tylko niewielką ilością czerwieni zdawał się zupełnie nie pasować do tłumu zebranego na trybunach, ale to samo mógł powiedzieć o Jynesse – spiętej i wyraźnie czymś zmartwionej. Z gałązkami wplecionymi we włosy wyglądała o wiele bardziej swobodnie.
Panienko Tully – przywitał się w końcu. Skinął również głową damie siedzącej obok córki lorda Riverrun, ale nieznanej mu z imienia, po czym zajął miejsce na ławeczce, zanim ktoś zaczął narzekać, że przeszkadza mu w oglądaniu starć rycerzy. – Denerwujesz się walkami? – zagadnął tylko na tyle głośno, by Jynesse go usłyszała i musiała odpowiedzieć, choćby z czystej grzeczności. Czujne oczy Lymonda zatrzymały się na dłoniach panny Tully, które zawzięcie skubały perełki przy rękawie jej sukni.
Re: Trybuny
Sob Sie 10, 2019 11:49 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
- Aye... - Odparł do Prudence w chwili gdy ta wznosiła toast. Uśmiechnął się w jej kierunku, ale właśnie to ich różniło, Petyr nie był duchem podróżnika, nie oczekiwał zwiedzenia świata, odkrywania go. Był potrzebny i właśnie w tym miejscu chciał zostać, Wolfswood i okolicy. Dom, to właśnie tam było jego miejsce, Deepwood Motte, rodzina. Ostatecznie nie był duchem rodzinności, ale jego krew należała do Północy, jeżeli miałby ją przelewać, to właśnie tam. Zima nie dochodzi tak daleko na południe. - Prudence, mówisz jakby całe to wydarzenie miało być końcem świata - Zaśmiał się, już nie dokończył, że miał przez chwilę poczucie bycia jakimś bohaterem z legend który, miał okazje się osiedlić, już po tym jak uratował świat. - Pewnie wrócę do domu wraz z bratem. Nie zastanawiałem się nad tym. Mam tam sporo zajęć - To chyba najbardziej prosta z odpowiedzi jaką mógł udzielić, nie myślał jednak by silić się na więcej, nie było potrzeby by próbować jej imponować, nie był taki, nie czuł się taki.


O co więc chodziło innym kapitanom? Być może o chwałę i sławę, szczycenie się pokonaniem ludzi Północy, albo, obietnicą łatwego i szybkiego zysku, mimo, że prawda jest całkiem inna, wszystko to mogło rzutować na te najazdy, a już zwłaszcza przeświadczenie o własnej chwale, sile, kapitanów Żelaznych. Każdy chciał innym imponować, Petyr nie mógł jednak stwierdzić czy kultura żelaznych opiera się tylko i wyłącznie o pokazanie siły, tego, że te pokazy rzutowały na to kim się było, a nawet głupie pokazy... O czymś mówiły. Nie mógł tego stwierdzić bowiem wszyscy w jakimś stopniu tacy byli. Każdy chciał chwały, sławy i pieniądze, był w stanie rzucić się w przepaść pod fałszywym przeświadczeniem, kłamliwym słowem, bowiem to właśnie wiara była często największą zgubą. - Bardziej w delegacji, ale tak - Nie było nic złego w potwierdzeniu jego słów, nie było tutaj wszystkich ale nawet i Dagon wiedział, że dwie osoby to na pewno nie wysłannicy całego regionu, to byłoby niepoważne w stosunku do króla, oraz mogłoby zostać źle odebrane. - Albo topór... - Powtórzył po Harlawie. Musiał więc wiedzieć, że mimo wszystko miecz nie był w pełni skuteczny przeciwko dzikiemu zwierzowi którego ruchy były co najmniej nieprzewidywalne. Miecze były bronią ludzi, na ludzi... - Wygląda na to, że tak. Zaobserwowałeś jakiegoś ciekawego zawodnika, panie Harlaw? Takiego, na którego warto będzie uważać? - Pozyskanie tak cennej informacji mogło się opłacać, niezależnie od tego czy okazałaby się prawdą czy nie, tak czy inaczej Petyr, czegoś by się dowiedział, a jak to zutylizuje należało do niego, nawet i kłamstwo mógł zweryfikować, a na jego podstawie ocenić samego Harlawa. Jak spojrzenie, oraz pytanie dotyczące tożsamości Mormontówny padło, Petyr zdecydował, że nie będzie adwokatem diabła, jakkolwiek mogłoby to brzmieć. Kobiety żyjące na Północy były wystarczająco niezależne by same decydowały o tym komu zdradzają swoje imię. Wstawienie się za Prudence w tej chwili świadczyłoby jedynie o umniejszaniu jej roli, a po co miałby to robić.
Re: Trybuny
Nie Sie 11, 2019 9:46 am Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Prudence po prostu chciała zobaczyć jak najwięcej, a również jak najwięcej poczuć. Kiedy w pewnym momencie wpadnie się w taki tryb życia raczej ciężko jest wrócić do siedzenia w jednym miejscu. Nudziło ją to, nie byłaby w stanie znieść takiej monotonii. Czułaby się jak w klatce. Do tego tak w zasadzie nie była jakoś specjalnie niezbędna na Niedźwiedziej Wyspie, co jakoś wcale jej nie przeszkadzało. Rządził tam jej brat, miał już dorosłe potomstwo. Przewróciła oczami słysząc słowa Petyra.
- Nie koniec świata, ale spore zamieszanie. - Turniej królewski ściągnął do Królewskiej Przystani przedstawicieli najróżniejszych rodów, zanim wszyscy wrócą do siebie i do normalnego rytmu minie trochę czasu.
- W ilość Twoich zajęć nie śmiem wątpić. - Rzekła grzecznie, chociaż jej towarzysz powiedział to tak, jakby ona nie miała właściwie żadnych. Może po prostu źle to odebrała, nie będzie drążyć tego tematu, bo jeszcze niepotrzebnie zaczęłaby jakąś konfrontację.

Przysłuchiwała się rozmowie mężczyzn. Nie chciała się niepotrzebnie wtrącać. W sumie coraz bardziej zazdrościła im, że mogą wziąć udział w walce. Sama bardzo chętnie sprawdziłaby się w ten sposób, tym bardziej, że nikt nie reprezentował jej rodu, wiadomo byli inni Północni, jednak to nie to samo, co rodzina. Prudence za to była całkiem niezła w jeździe konnej, sprawiała jej ona ogromną przyjemność, szczególnie w towarzystwie jej klaczy - Luny. Może chociaż podczas polowania będzie mogła pokazać swoje umiejętności.

No i wtedy stało się nieoczekiwane. Harlaw zauważył jej obecność. Trochę czasu minęło zanim to się stało. Gdy usłyszała pytanie o swoją osobę przeniosła wzrok na Dagona.
- Prudence Mormont. - Rzekła spokojnie. Zapewne wypadało przedstawić się wcześniej, jakoś nie specjalnie martwiło ją co wypada. Nigdy nie przejmowała się do końca etykietą, przecież nie było to najważniejsze, przynajmniej dla niej.Trochę ją ciekawili, jednak nie do końca popierała ich sposób bycia. Wybrali łatwiejszą opcję, bo takie wydawały jej się grabieże. Na północy wcale nie było lekko wyhodować cokolwiek, jednak jakoś sobie radzili.
- Jak wrażenia? - Zapytała z grzeczności. Skoro jej obecność została już zauważona nie będzie udawać, że jej tu nie ma.
Re: Trybuny
Nie Sie 11, 2019 12:58 pm Re: Trybuny
Elaena Vaelaros
Elaena Vaelaros
258
Trybuny - Page 4 Giphy.gif?cid=790b76115d2ce92c6a4370467716bf8a&rid=giphy
20
Córka Triarchy Volantis
Królewska Przystań
Obcokrajowiec
https://fortherealm.forumpolish.com/t371-elaena-vaelaros
Po raz drugi już podczas obserwowania zmagań turniejowych powracał temat wieczornej modlitwy, mającej odbyć się pod czujnym okiem samej królowej. Patrząc na białowłosą księżniczkę i słuchając jej słów, Elaena nie potrafiła powstrzymać się od ponownego rozważenia swojego uczestnictwa w tym wydarzeniu. Być może pokazanie się tam faktycznie mogłoby przynieść jej wymierne korzyści, przyciągnąć do jej osoby uwagę najważniejszych kobiet Westeros i dać sposobność do rozmowy z nimi w odpowiednich do tego warunkach. Wymagałoby to niewielkiej zmiany planów, wprowadzenia korekty do tego, co zdążyła już sobie umyślić na ten czas... Ta chwilowa niepewność urwała się wraz ze znajomym uczuciem ucisku w klatce piersiowej, który wystarczył by odruchowo uniosła ku niej dłoń. Tylko tak dała po sobie cokolwiek poznać, jej wyraz twarzy bowiem pozostał niezmienny, a postura pozbawiona zbędnego napięcia. Uczuciu daleko było jeszcze do bólu, przy czym "jeszcze" stanowiło tu słowo klucz. Ot, jedynie lekki dyskomfort odrywający ją od jakichkolwiek głupich pomysłów i naprowadzający myśli na właściwy trop. Najwyraźniej pretekst do złamania tej konkretnej niepisanej zasady był niewystarczająco dobry, otrzymała więc dyskretne ostrzeżenie, co należało właściwie uszanować, nie przeciągając zbytnio struny. Zbyt dobrze wiedziała, że mogło się to skończyć o wiele, wiele gorzej... W tym momencie nie mogła sobie na to pozwolić – zwłaszcza nie na trybunach, gdy otaczało ją całe grono dopiero poznawanych osób szlachetnego urodzenia.
- Mam nadzieję pozostać w waszych myślach na czas trwania modlitwy. Osobiście niestety nie dane mi będzie się pojawić... - białowłosa oderwała wzrok od księżniczki, na szybko lustrując nim tłum, jakby zadając sobie w duchu pytanie na ile swobodnie mogła rozmawiać. Odpowiedź niestety nie była satysfakcjonująca. – Stanowią o tym kwestie wiary i rodziny. Z chęcią wyjaśniłabym w szczegółach, ale może w nieco bardziej sprzyjających okolicznościach.
Jej rodacy w znacznej części podążali za przykładem swych przodków, stanowiąc książkowy przykład tolerancji religijnej. Czerwoni Kapłani panoszyli się po znacznej części Volantis, a i na inne wyznania patrzono raczej przychylnie. Nawet członkowie jej rodziny mieli w teorii swobodę samodzielnego podjęcia decyzji, które z bóstw zyskają sobie ich przychylność. W praktyce wyglądało to nieco inaczej, a jej pan ojciec szczególnie okazywał się być przywiązany do Bogów Starej Valyrii, upewniając się by i jego najbliżsi zaprezentowali światu właściwe przekonania. Ich rodzina miała więc dość szczególne rytuały czy tradycje, o których częściowo tylko mówiło się głośno, ale i tak na pewno informacje o nich nie miały szans dotrzeć aż do Westeros. Jeśli tylko księżniczka wyraziłaby chęć poświęcenia Elaenie chwili w kolejnych dniach mogłyby to zmienić.
Niezależnie od tego, ile pominęła matka księżniczki, przynajmniej kilka rzeczy z jej opowieści mogła doszukać się już w samej krótkiej interakcji z reprezentantką Volantis. Nosiła się specyficznie, jej strój doskonale oddawał swobodę panującą w Wolnych Miastach, a siedząc tak blisko nie dało się nie wyczuć otaczającego ją zapachu egzotycznych pachnideł. Opowieści matki dziewczynki z pewnością zawierały w sobie choć część prawdy, nawet jeśli omijano w nich co mroczniejsze aspekty życia Wolnych Miast. Nie można jej się było w tym dziwić, wszak kto chciał faktycznie wracać do nich myślami i dzielić się nimi z własnymi dziećmi... No dobrze, znała może jedną taką osobę i to całkiem dobrze, ale był to raczej wyjątek potwierdzający regułę, niż nowa norma. Zresztą tematy słoni, trunków czy zabaw były o wiele wdzięczniejsze do słuchania. Sama niejednokrotnie mogła podziwiać zdziwienie i zafascynowanie na twarzach rozmówców, gdy wspominała im, że szare giganty występowały nie w jednym, a dwóch rozmiarach i do tego okazywały się na ogół niezwykle inteligentnymi zwierzętami. Zastanawiając się nad prezentem jej rodzina rozważała nawet podarowanie jednego z tych stworzeń królowi, ale ostatecznie odrzucili go. Po pierwsze zwierzę mogłoby nawet nie przeżyć podróży, a nawet gdyby się to mu udało, to nękane samotnością i lokalnymi warunkami pogodowymi nie miałoby najszczęśliwego życia, prezentowałoby się więc raczej marnie.
Słuchała młodej smoczycy z nieskrywanym zainteresowaniem, mając po raz kolejny okazję poszerzyć własną wiedzę na temat pewnych aspektów kultury Westeros. Częściowo kierowały nią względy praktyczne - jeśli chciało się zrozumieć ludzi, trzeba było wiedzieć, jaka kultura i zwyczaje ich ukształtowały. Z drugiej strony była zwyczajnie po ludzki ciekawa tych wszystkich "egzotycznych" z jej perspektywy rzeczy, a lepsza okazja do ich zaobserwowania w praktyce mogła się nie nadarzyć.
- Zapewne tak właśnie będzie. - odpowiedziała, unosząc lekko brew. Czy aż tak dobrze było widać po Elaenie, że aktualne starcia nie okazywały się wystarczająco emocjonujące na jej gust? Być może powinna popracować nieco nad bardziej przekonującym udawaniem zainteresowania. – Przyznam, że wstrzymałam się z zakładami przez wzgląd na własną dość ograniczoną wiedzę - tak na temat samej konkurencji, jak i startujących w niej mężów.
Nie kłamała, większość prezentowanych herbów kojarzyła jedynie mgliście, z czytanych przed i w trakcie podróży ksiąg. Tylko jeden potrafiła właściwie połączyć z konkretną osobą - ten sam, który mógł okazać się wcześniej zagwozdką dla Viserei. Manderly. Najwyraźniej była wśród walczących choć jedna osoba, którą Elaena wolałaby widzieć pod koniec dnia wciąż w jednym kawałku.
Re: Trybuny
Nie Sie 11, 2019 1:29 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
To był zły pomysł, Jynesse.
Dobiegający z pola turniejowe huk niemal zagłuszał myśli, sprawiając, że smukłe palce mocniej szarpnęły perełkę przy rękawie.
Jeden z gorszych, jakie miałaś.
Wszelkie starania, by nie przejmować się wynikiem starć, spełzły na niczym w momencie, w którym na oczach całego królestwa podarowała chusteczkę jednemu z zawodników. Wokół panny Tully tłum rozkwitał jak barwne, egzotyczne kwiaty – nieśmiało zerkała na piękne Dornijki noszące szlachetne nazwiska Martell i Dayne, tak swobodne w, zdawałoby się, nieprzyjaznym dla nich miejscu i onieśmielającą, srebrnowłosą wnuczkę króla, która podarowała ser Aenysowi chusteczkę, co Jynesse natychmiast uznała za najpiękniejszy – i wedle dorzeczańskich standardów najbardziej romantyczny – gest w przedbitewnym zamieszaniu. Starała się nie rozglądać zbyt nachalnie, przypominając sobie słowa septy, by dobrze wychowana panienka nie kręciła głową jak kwoka na grzędzie w poszukiwaniu kogucika; jej uwagę szybko pochłonęły pierwsze starcia, w szczególności zaś to, w których stawał ser Arryn. Ciche och! zdołało wyrwać się spomiędzy różowych ust, nim zakryła je dłońmi, kiedy kopia rycerza z Doliny dosięgnęła tarczy przeciwnika. Poruszyła się niespokojnie na drewnianej ławeczce, czując, jak blade rumieńce ekscytacji podstępnie wkradają się na dotychczas blade policzki. Nie potrafiła zlokalizować źródła radości – cieszyła ją wspaniałość turnieju, panująca na trybunach atmosfera czy ser Endamien, który dzielnie stawił czoła przeciwnikowi? Jednak radość była zdradliwą przyjaciółką; opuściła ją równie prędko, jak się pojawiła, kiedy rycerze ponownie zaszarżowali, a Jynesse – nauczona latami obserwacji podobnych potyczek – już wiedziała, jak zakończy się to starcie. Na moment przed zderzeniem odwróciła głowę, przygotowując się na huk, który zwiastował kolejne uderzenie, tym razem celne.
Nie zwykła życzyć nikomu źle, ale teraz zapragnęła, by ser Manderly zasmakował w piachu.
Gdy na wyższych partiach trybun wybuchło zamieszanie, panna Tully obróciła się dyskretnie, by zlokalizować źródło zamętu. Na widok dziewczyny, niewiele młodszej od niej samej, poczuła ukłucie żalu pomieszane z niepohamowaną potrzebą podarowania jej chusteczki, której za sprawą ser Arryna nie miała. Od poderwania się z miejsca powstrzymała ją świadomość, że żadna z dotkniętych zamieszaniem osób nie ucieszy się z dodatkowej pary nachalnych rąk, które zapragnęły wykorzystać przykry dla młodziutkiej panny moment, by pokazać całemu królestwu wspaniałomyślną troskę. Do miejsca przykuł ją również dziedzic Castamere, znacznie mniej przyjazny i o wiele bardziej pozbawiony onieśmielającej uprzejmości niż zapamiętała go z wizyty w Riverrun; piękna, drobna blondynka, tak walecznie osłaniająca ofiarę całego zajścia, z pewnością była jego narzeczoną – Jynesse szybko odwróciła wzrok, jakby bała się, że złotowłosa para przyłapie ją na drobnym ukłuciu zazdrości, które zdradliwie odczuła w piersi. Przez zamieszanie niemal przegapiła kolejne uderzenie, tym razem trafne – kopia ser Arryna dosięgnęła boku przeciwnika, a panna Tully wyprostowała się dumnie, kątem oka dostrzegając zmierzającą ku wolnemu miejscu lady w jednej z ładniejszych sukienek, które lśniły na trybunach. Bez trudu odpowiedziała na uśmiech nieznajomej, kiwając delikatnie głową.
Naturalnie, pani. Proszę usiąść bez obaw, nikt nie oblewa nas w tej części winem – chwyciła za rąbek sukni, by uczynić dla ciemnowłosej panny więcej miejsca, lecz nim jej wzrok zdołał powrócić na pole turniejowe, spojrzenie zamarło na zbyt dobrze znanej sylwetce.
Panie Blackwood – w zaledwie dwóch słowach potrafiła zawrzeć zaskoczenie pomieszane z radością, jakby sama obecność dziedzica Ranevtree Hall potrafiła przegnać tłoczące się w niej troski. Uśmiech na jej ustach nie był uprzejmy – był szczery i radosny tak, jak tylko potrafi być na widok znajomej twarzy w tłumie obcych ludzi. – Ni… t-tak. Podarowałam chustkę ser Arrynowi, staje w szranki z dziedzicem Białego Portu – zerknęła niepewnie w stronę pola turniejowego, gdzie rycerze przygotowywali się do kolejnego natarcia. – Walczy dzielnie, lecz…
Chustka nie przynosi mu szczęścia.
Radość na jej twarzy przygasła widocznie, kiedy spuściła wzrok na wciąż nadszarpywaną perełkę przy rękawie.
Nie spodziewałam się twojej obecności w podobnym miejscu – powiedziała po chwili wahania, pozwalając sobie na bezpośredniość, która zdradzała łączący ich stopień znajomości; Jynesse wiedziała, że Lymond – podobnie jak ona – chętnie zamieniłby trybuny na cicho szemrzący strumyk w Dorzeczu. – Co nie oznacza, że mnie nie cieszy – dodała pospiesznie, podnosząc wzrok na skupioną, zawsze zamyśloną twarz dziedzica Ranevtree Hall, której znajoma powaga zdołał przywołać na usta panny Tully lekki uśmiech. – Naprawdę cieszy.
Re: Trybuny
Nie Sie 11, 2019 5:54 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Kiren była w doskonałym nastroju. Z resztą trudno powiedzieć, by zwykle go nie miała. Należała do tych osób, które we wszystkim znajdują coś dobrego i cieszą się tym, co mają. Ciemnowłosa była więc osobą, która była lubiana, bo zawsze miała dla każdego miłe słowo i uśmiech, a uśmiechała się naprawdę ładnie. Z jej oczy biła szczerość, z zachowania zaś prostolinijność.
Tego dnia zbudziła się naprawdę uradowana, gdyż czekała ją rozrywka, która od zawsze ją pasjonowała. Panna Hunter była z tych żywo zainteresowanych turniejami osób i chętnie o nich słuchała, a jeszcze chętniej – obserwowała je. Bardzo chciała zobaczyć potyczki, które zapowiadano i wprost nie mogła się doczekać, aż usiądzie pośród innych, by móc obserwować turniej.
Oczywiście najważniejsze były obowiązki, lecz jeśli wypełniało się je dokładnie i miało też czas na coś innego, można było myśleć też o czymś innym. Kiren od samego rana rozmyślała nad tym, co ujrzy i z podniecenia aż nie mogła ustać w jednym miejscu. Kiedy przyszedł czas na wyjście, ubrana ładnie stawiła się na miejscu i wraz z małą grupką osób opuściła zajmowaną siedzibę. Od razu podeszła do Shireen, z którą łączyła ją bliższa więź i szły ramię w ramię razem. Po drodze sporo mówiła, ale do tego można się było przyzwyczaić. Gdy jednak dotarli na miejsce, umilkła, przynajmniej na jakiś czas.
Tam zajęto miejsca, a dwie panny także znalazły dla siebie kącik.
- Spójrz, nawet przyjmują zakłady kto wygra – uśmiechnęła się, wskazując towarzyszce odpowiedni kierunek. - Ja bym wolała się w to nie bawić. Oczywiście mam swojego faworyta – mówiła cicho, by słyszała ją tylko Shireen, - lecz nie postawiłabym na niego. Turnieje są nieprzewidywalne. Tu wiele zależy od szczęścia, nie tylko od umiejętności – zaczęła się dyskretnie rozglądać. Na trybunach było mnóstwo osób, niestety głównie jej nieznajomych.
Kiren skupiła się na uczestnikach turnieju i wkrótce była świadkiem ciekawych pojedynków. Klaskała wraz z innymi i wczuwała się w sytuację.
- Co za emocje – powiedziała wesoło do swej kompanki. - Ale jestem ciekawa jeszcze czegoś. Której pannie przypadnie tytuł Królowej Miłości i Piękna – było tam tyle urodziwych szlachetnie urodzonych dam, że trudno było odgadnąć, która okaże się tą wybraną. No chyba, że zwycięzca ma swoją damę i nie będzie musiał wybierać. A która dama by tego nie pragnęła, prawda? Kiren trochę zazdrościła tej, która zostanie uhonorowana. O niej nikt by nawet nie wiedział. Z resztą miała marne szanse na znalezienie męża, a co dopiero zostać wyróżnioną spośród innych kobiet, ale nieważne. Taka głupota nie sprawi, że jej humor się pogorszy.
- Dobrze się bawisz? - zapytała swą towarzyszkę, szczerze ciekawa odpowiedzi.
Re: Trybuny
Nie Sie 11, 2019 11:24 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Włókna srebrzystej siateczki na włosach ginęły wśród jasnych kosmyków ułożonych w coś, co miało przypominać jedną z tych misternie dopracowanych fryzur, które przyozdabiały lica zebranych na trybunach panien, jednak zaskakująco niecierpliwym tego dnia dłoniom zabrakło precyzji i całość nie prezentowała się z bliska zbyt dobrze.
W gronie dam z Doliny, zmierzających na trybuny, znalazła się tuż obok Kiren, dziękując Matce za to, że mogła spędzić czas właśnie w takim towarzystwie. Z panienką Hunter dogadywały się zawsze bez trudu - słuchała jej historii, snutych radosnym głosem, skrzącym się od entuzjazmu i ciepłej serdeczności. Nigdy nie poczuła się w jej towarzystwie nieswojo, jak bywało to w przypadkach, gdy próbowała przemóc się, by odpowiedzieć na kurtuazyjne zagajenie osób, które nie wyrobiły sobie jeszcze nawyku podtrzymywania ciężaru konwersacji w jej obecności.
Kiren dbała o to, by niezręczna cisza nigdy nie zapadła.
A Shireen mogła po prostu z uwagą chłonąć jej słowa, czasem odpowiadając półsłówkami, nierzadko pozwalając sobie nawet na wciągnięcie się w rozmowę.
Jak teraz.
Zbyt wiele bodźców docierało do niej jednocześnie, by skazała się na noszące znamiona obojętności milczenie. Jednocześnie kotłujący się nadmiar elementów sprawiał, że nie wiedziała na czym ma skupić swoją uwagę.
Powiodła więc wzrokiem aż do wskazanego jej przez panienkę Hunter kramiku, zastanawiając się, komu przyjdzie zdobyć laur niekoniecznie zwycięstwa, lecz nie mniej cennej popularności wszystkich zgromadzonych. Bardziej jednak niż dźwięk brzechoczących zimno monet intrygował ją koloryt zarysowującej się przed nimi scenerii.
I tajemniczy faworyt.
- Zdradzisz mi jego tożsamość? - któryś z mężów dumnie dzierżących kopie zwrócił jej szczególną uwagę? Czy kibicowała wiernie rycerzom z Doliny? Nawet jeśli to ostatnie - którego z nich wyróżniła? - Czy może obawiasz się, że mogłoby mu to przynieść pecha? - łut, o ile nie całe wiadra, szczęścia rzeczywiście zdawały się być czasem determinantem tego, na czyją stronę przechyli się szala Wojownika.
Nim zasiadły, pod wpływem dziecięcego impulsu okręciła się wokół własnej osi, tak jakby chciała poszerzyć perspektywę, z której chłonęła rzeczywistość.
Nieszczególnie interesowało ją to, co działo się w szrankach - wokół niej znajdowały się osoby z najodleglejszych zakątków Westeros; nigdy jeszcze nie widziała tylu egzotycznych twarzy i intrygująco obco szeleszczących tkanin.
Zaszczepiała w pamięci te najciekawsze dla niej elementy układanki, starając się zapleść barwy w ciasny supeł, który rozplącze dopiero na kartce papieru, uwieczniając ich mnogość wszystkimi pigmentami, jakie tylko uda jej się później zdobyć.
Przez chwilę pożałowała wyboru sukienki w kolorze płynnego srebra; ślizgała się po jej bladym ciele, a Egen wyglądała w niej niemal niczym zjawa, co w uszczypliwie zawoalowany sposób jedna ze służek z Orlego Gniazda wytknęła jej z nienagannym uśmiechem na ustach, nim wróciła do konwersacji w swoim kręgu, teatralnym tonem szepcząc o tym, iż ponoć ser Endamien Arryn dostał chusteczkę od lady Tully. Nie omieszkała przy tym dodać, w którym miejscu na trybunach wspomniana panienka zasiada.
Kilka par oczu w jednej chwili - na ledwie ułamek sekundy - spoczęło na wybrance ser Arryna. Jednak starając się zachować resztki dyskrecji równie szybko odwróciły wzrok.
Lecz Shireen niespecjalnie kryła się ze swym zainteresowaniem, posyłając Jyn charakterystyczny dla siebie uśmiech, senny i niewyraźny, jedynie podkreślający to, że myślami błądziła gdzieś indziej.
- Słyszałaś pieśń o tym, że serce Westeros bije w Dorzeczu? - a rozgałęziające się odnogi rzek wiją się jak tętnice, niosąc puls w głąb Siedmiu Królestw. - Chyba podoba mi się myśl, iż to właśnie jedna z tamtych panien miałaby zostać królową miłości - choć nie doprecyzowała, o której pannie myśli, nietrudno było zgadnąć - wszak oczywiste było to, że kciuki trzymała za rycerzy reprezentujących Dolinę - a w szczególności za Arynnów. Skoro więc jeden z nich stanął do walk z chusteczką panny Tully, jej zdobycie tytułu oznaczałoby najpewniej jego zwycięstwo. - I piękna - dodała po chwili, zastanawiając się, który odcień musiałaby zmieszać ze Szarłatem Lwów Castamere, żeby uzyskać podobne nasycenie rudości jak u potencjalnej królowej jednego z rycerskich serc.
Na pytanie o to, czy dobrze się bawi, skinęła głową bez chwili namysłu. Choć nie śledziła rycerskich walk, podobała jej się turniejowa otoczka. Niedbałym ruchem uniosła ręce pod takim kątem, żeby z materiału rękawów długich aż do samej ziemi wyłoniły się jej dłonie. Choć wcześniej element ten jedynie zawadzał, gdy zważać musiała na każdy krok, by nie potknąć się nie o jeden, a trzy rąbki, w ostateczności okazały się całkiem przydatne - z powodzeniem udało jej się skryć w nich kilka porwanych - nie przez wiatr, lecz zwinne palce - wielobarwnych wstęg, które wraz z girlandami, chorągwiami i proporcami zdobiły trybuny.
W zamyśleniu zaczęła splatać je ze sobą wokół nadgarstka, gdy uwagę Kiren pochłaniało oglądanie rycerskich zmagań.
Może soczysta pomarańcz z domieszką drewnianego brązu i bieli czystej jak ta gwardzistów?
Re: Trybuny
Pon Sie 12, 2019 3:39 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Kiren nie zdradziła tożsamości człowieka, któremu postanowiła kibicować. Skomentowała to tak:
- Lepiej nie mówić na głos, poza tym… - zrobiła krótką przerwę i dopowiedziała jeszcze ciszej - ...czuję, że nawet nie zamienię z nim nawet słowa, dlatego też przemilczę to wszystko.
I faktycznie nie zdradziła się żadnym słowem, czy gestem. Oklaskiwała każdego odpowiednio raźno i przeżywała potyczki każdego. Rzecz jasna jej myśli były także przy panu Arrynie. W końcu znała go i podziwiała. Było to oczywiście zdrowe nastawienie bez żadnych podtekstów. Mieszkańcy Orlego Gniazda byli dla niej jak rodzina. Szanowała ich i służyła im z oddaniem.
Kiren słuchała słów towarzyszki i uśmiechała się promiennie.
- O tak, tu się zgadzam – powiedziała cicho, patrząc niby przypadkiem w stronę panny Tully.
- Zobaczymy, czy tak się stanie – i znów zaczęła obserwować gości, którzy żywo reagowali na poczynania swoich faworytów. Zainteresowało ją kilka osób, z którymi – jak miała nadzieję – odnalazłaby wspólny język. Przynajmniej dobrze im z oczu patrzyło. Gdyby była kimś ważniejszym, z pewnością miałaby śmiałość, by podejść i zagadnąć. Ale kryła się w cieniu, co czasem było dobre.
W pewnym momencie spostrzegła, co robi Shireen, ale nie skomentowała. Wiedziała, że dziewczyna ma swój świat i jest po prostu milcząca, ale Kiren wcale to nie przeszkadzało. Przywykła do niej i jej charakteru. Dbała o nią jak o siostrę, nie zadawała pytań i czekała, aż ta sama się otworzy. To był prosty układ, który się dotychczas sprawdzał.
- Przegapisz ciekawe zwroty w wydarzeniach – szepnęła do niej w końcu.
Panna Hunter wpatrywała się w dzielnych mężów, stających do walki w kolejnej rundzie turnieju. Była bardzo ciekawa, kto wyjdzie zwycięsko z kolejnej potyczki.
- Masz ochotę wybrać się później na spacer po mieście? - zapytała nagle. - Oczywiście, jeśli uda się wyjść – obowiązki przede wszystkim. Mimo to Kiren wierzyła, że znajdzie się chwila na opuszczenie siedziby i zajęcie się sobą. Poza tym każda wymówka była dobra. Zawsze mogły chcieć coś zakupić.
- Chciałabym się trochę rozejrzeć po okolicy. Myślę też, że nie będziemy cały czas potrzebne – tak naprawdę zawsze znalazła się chwila, gdy mogły zająć się sobą. Nie były przecież służkami, które zawsze miały być pod ręką. Były damami, dwórkami, które pochodziły z dobrych rodzin. Im też należało się coś od życia.
Re: Trybuny
Sro Sie 14, 2019 11:51 am Re: Trybuny
Tiengnan Greyjoy
Tiengnan Greyjoy
208
can you tell me the way the story ends?
osiemnaście dni imienia
Delegat Lorda Greyjoya
Królewska Przystań
Żelazne Wyspy
https://fortherealm.forumpolish.com/t241-tiengnan-greyjoy#825
Post za zgodą Ellyn.

Lannisterska dziewczyna, skąpana w czerwieni wina, podziękowała Tiengnan, ale odmówiła jej pomocy, więc Greyjoyówna, nie uznając tego w żaden sposób za afront, nałożyła na powrót kaftan na siebie, czując jego podtrzymujący na duchu ciężar. Prawdę mówiąc cieszyła się, że ma go z powrotem. Pod całą tą magiczną otoczką swobodnych rozmów czuła ostrza spojrzeń w swoim kierunku, oceniające i raczej nieprzychylne. Czuła, jak piasek czasu przesypuje się między jej palcami, jak ubywa jej szans na jakąkolwiek przyszłość.
Wszędzie widziała zaręczone pary, mniej lub bardziej z tego powodu szczęśliwe, ale jednak istniejące. Ból u dołu brzucha wzmagał się. Nie wiedziała jednak, czy to nadchodząca krew miesięczna czy zażenowanie swoją sytuacją. Należała do jednego z Rodów Królewskich, ja jednak woleli żenić się z córkami chorążych, których lojalność mieli dzięki prawu niż pozyskać sojusz lorda Greyjoya. Blizny na plecach zapiekły.
Któż by ją chciał, z jałowymi skałami.
- Uważam, że to niesprawiedliwe, Manon, że nie możesz brać udziału w walce. - powiedziała, pragnąc oderwać  swoje myśli od niezbyt przyjemnych zakoli swojego umysłu. W końcu była wolna, macki jej ojca nie mogły jej dosięgnąć, nie tak szybko, nie gdy miała jego oficjalne zezwolenie i chowała się pod skrzydłami smoka. Czuła się, jakby zdradziła Żelaznych Ludzi, przez chwilę.
Królewska Przystań przynosiła jej dużo smutnych myśli.
Rozległo się uderzenie ciała o ziemię. Poczuła satysfakcję, gdy Aaron Manderly stracił przytomność. Okręty i statki, chluba. Tak, tak. Nagle zaczęło jej się bardziej podobać, chociaż brakowało w tym wszystkim krwi. Może któryś z rycerzy umrze? To dopiero byłoby poruszenie.


Ostatnio zmieniony przez Tiengnan Greyjoy dnia Sro Sie 14, 2019 2:28 pm, w całości zmieniany 1 raz
Re: Trybuny
Sro Sie 14, 2019 12:39 pm Re: Trybuny
Gość
avatar
Gość
Manon przygladala sie jedynie biernie rozwojowi sytuacji z pomiedzy dwoma obcymi jej kobietami lacznie z wylaniem wina. Popatrzyla tylko czy nic nie chlapnelo na nia. Jezeli tak by sie stalo, to dziewczyna, ktora by to zrobila musialaby sie liczyc co najmniej z polamaniem palcow. Na szczescie dla niej nic takiego nie mialo miejsca. Zamiast tego po prostu milczala pamietajac to co mowili jej na statku w trakcie podrozy. Nie chciala tez kilkoma swoimi zdaniami zburzyc calego wysilku dyplomatycznego jaki wkladaja w ta wizyte Dagon czy Tiengnan. Zreszta lepiej uchodzic za milczaca Lady Saltcliffe z milczacymi straznikami, niz wyjsc na Lady Saltcliffe, ktora nie zna podstawowych konwenansow i ma jeszcze bardziej nieokrzesane straze. Lepiej bylo wiec milczec, powstrzymywac sie i obserwowac wszystko, na przyklad to jak bardzo bezwolne sa te tutejsze panny i w ogole z wiekszosci Westeros. Nic nie musza robic cale dnie, odziane w niepraktyczne i pstre tkaniny. Manon czula, ze jej sukienka ciazy jej bardziej niz odzienie, w ktorym chodzi na co dzien. Dopiero slowa Tiengnan wyrwaly ja z tych ponurych rozmyslan.
-Masz racje. wskazala glowa na Aarona Manderly gdy juz lezal na ziemi
-Mysle, ze po prostu co po niektorzy boja sie, ze kobieta moglaby ich pokonac. usmiechnela sie lekko pod nosem. Byla pewna, ze przynajmniej niektorych pokonalaby na przyklad w walce na miecze.
Re: Trybuny
Sponsored content

Skocz do: